Trochę zaskakujące było jedno z pytań Romana Młodkowskiego, moderatora w debacie „Gospodarka jest najważniejsza” podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Szef TVN CNBC zapytał, czy my, politycy, mamy zaufanie do przedsiębiorców.
REKLAMA
Warto powiedzieć, w jakim kontekście to pytanie padło. Wcześniej przez ponad półtorej godziny dyskutowaliśmy, momentami dość ostro, m.in. o warunkach do prowadzenia biznesu w Polsce. Oczywiście Waldemar Pawlak i Adam Szejnfeld zacięcie bronili rządu i twierdzili, że nie jest tak źle – odwołując się choćby do ustaw deregulacyjnych. Z drugiej strony Przemysław Wipler i ja, a trochę i Zbyszek Zaborowski argumentowaliśmy, że to, co robi rząd, to zdecydowanie za mało, że to tylko kosmetyka. Wątek zaufania przewijał się w podtekście cały czas. A dokładnie z jednej strony brak zaufania przedsiębiorców do państwowych instytucji, a z drugiej – brak zaufania państwa (czyli w praktyce jego funkcjonariuszy – urzędników) do przedsiębiorców.
Na pytanie redaktora Młodkowskiego trafnej odpowiedzi udzielił Adam Szejnfeld. Powiedział, że generalnie politycy deklarują zaufanie do przedsiębiorców, ale w kuluarowych rozmowach bardzo często sami mówią o nich wciąż „prywaciarze”, co jest określeniem z definicji pejoratywnym. Natychmiast przypomniałem sobie wtedy posłankę Skowrońską z PO, która podczas debaty sejmowej nad ustawą skracającą termin zwrotu VAT-u z 60 do 30 dni twierdziła, że nie należy skracać tego terminu, tylko wzmóc kontrole, żeby przedsiębiorcy VAT-u nie wyłudzali. Słowa „prywaciarze” najwyraźniej używa też Jacek Rostowski. Jeśli przyjrzeć się jego ostatnim pomysłom na łatanie budżetu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zdaniem ministra finansów polscy przedsiębiorcy to w dużej części oszuści i złodzieje.
Słowo „prywaciarz” jest kwintesencją tego, jak wciąż w Polsce – po ponad 20 latach transformacji – postrzega się kogoś, kto ma własny biznes, a do tego jeszcze odnosi sukcesy. W określeniu „prywaciarz” mieści się spryt i działanie wyłącznie na własną korzyść, bez troski tak o interesy innych, jak i interes państwa. Tego, że w polskiej mentalności wciąż tkwi takie myślenie, dowodzą też badania. Z sondażu PBS DGA (2010) wynika, że tylko niecałe 20% Polaków uważa, że w biznesie można odnieść sukces uczciwością i ciężką pracą. Wciąż więc pokutuje mądrość ludowa, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Z kolei w badaniu „Pracujący Polacy” (2010), na pytanie czy dzięki działalności polskich przedsiębiorców Polacy i polska gospodarka mają się coraz lepiej, zdecydowanie tak odpowiedziało zaledwie 16,3% ankietowanych, a „raczej tak” – 43,8%. Oznacza to, że 40% Polaków nie widzi żadnego związku między działalnością prywatnych przedsiębiorców, a kondycją polskiej gospodarki i własną sytuacją ekonomiczną. A przecież to sektor MŚP wytwarza połowę polskiego PKB i zatrudnia 70% Polaków.
Romanowi Młodkowskiemu odpowiedziałem, że jego pytanie sprowadza się w zasadzie do pytania, czy polscy przedsiębiorcy są uczciwi. Odpowiedź na nie jest prosta. Tak samo jak w każdej innej grupie społecznej, są i tacy, i tacy. Kluczowe jest to, żeby politycy stwarzali im takie warunki do działania, żeby po prostu opłacało się być uczciwym.
