Pierwsze kłamstwo PiS na temat KPO to zaniżane prawdziwej wartości Funduszu Odbudowy przeznaczonego dla Polski. Krajowy Plan Odbudowy to 58,1 mld euro, czyli ponad 270 mld zł. Nie 170 mld zł, jak mówią niemal wszyscy komentatorzy, ani tym bardziej 120 mld zł jak twierdzi M. Morawiecki.
Środki na zwiększenie odporności i konkurencyjności polskiej gospodarki, jakie czekają na nas w UE, to 270 mld zł! Tylko dlatego, że PiS nie potrafi ani planować, ani realizować inwestycji rozwojowych, nie wspominając o przeprowadzaniu reform, rząd nie sięgnął po całość tych pieniędzy. A przecież, oprócz tego, co już jest w KPO, prawie 23 mld euro taniej pożyczki, na jaką Polska nie ma szans, jest jeszcze do wzięcia (do połowy 2023 roku). Odsetki od tej pożyczki to mniej niż 1 proc., tymczasem za nasz dług płacimy ponad 5 proc.
Minister Waldemar Buda twierdził co prawda, że Polska pożycza tak tanio jak UE i przekonywał, że część pożyczkowa jest nam niepotrzebna, ale to tylko kolejne kłamstwo w sprawie KPO. Choć możliwe, że to raczej mieszanka ignorancji z arogancją i skutek uczenia się ekonomii od Morawieckiego i Glapińskiego.
Niestety jesteśmy jednym z najmniej wiarygodnych (dla inwestorów) państw UE, dlatego rentowności polskich obligacji są tak wysokie, ponad pięć razy wyższe niż rentowności obligacji unijnych, za którymi stoi wiarygodność, m.in. Niemiec.
Nieskorzystanie z całości funduszy przeznaczonych dla Polski to w wymiarze ekonomicznym przejaw niekompetencji i krótkowzroczności. Nieskorzystanie z tych środków w ogóle to działanie wrogie wobec naszej Ojczyzny i wszystkich jej obywateli.
Inne kłamstwo PiS na temat KPO, tym razem fundamentalne, to zrzucanie odpowiedzialności za brak tych środków na Komisję Europejską, a nawet opozycję demokratyczną.
PiS udaje, że nic nie wie o tym, że w KPO trzeba było uwzględnić rekomendacje semestru europejskiego. A przecież mówiłam o tym półtora roku temu podczas dyskusji nad ratyfikacją Funduszu Odbudowy w Sejmie. Właśnie dlatego, że PiS odrzucił nasze poprawki, które gwarantowały szybką akceptację KPO i skorzystanie z wielomiliardowej zaliczki, wstrzymaliśmy się od głosu.
Przypomnijmy jeszcze raz, co rząd miał obowiązek zapisać w KPO od samego początku, bez długotrwałych negocjacji i przepychanek.
Otóż Komisja Europejska każdego roku formułuje wskazówki dla wszystkich państw, tzw. Country Specific Recommendations. W Rozporządzeniu ustanawiającym Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, czyli tym, które określa warunki prawidłowego przygotowania i realizacji KPO, jest wprost napisane, że te rekomendacje muszą być uwzględnione w krajowych planach odbudowy.
To znaczy, że PiS co najmniej od lutego 2021 roku wiedział o tym, że zanim Polska dostanie pieniądze z Funduszu Odbudowy, musi spełnić warunek z CSR, który brzmi:
KE zaleca Polsce:
- Poprawę klimatu inwestycyjnego, w szczególności przez ochronę niezależności sądów.
To od początku był warunek sine qua non, a gdy został wzmocniony wyrokiem TSUE, to dla wszystkich było jasne, że nakładanie partyjnego kagańca na prokuraturę i sądy musi się skończyć, bo Unia to wspólnota państw demokratycznych!
W czasie długotrwałych negocjacji z KE zostały sformułowane trzy kamienie milowe jako doprecyzowanie ogólnej rekomendacji dotyczącej niezależności sądów. Warto przypomnieć, że zgodzili się na nie Premier Morawiecki, Minister Szymański i cały rząd. Polska zobowiązała się do przeprowadzenia następujących reform:
* Izba Dyscyplinarna musi zostać zlikwidowana (nie chodziło o zmianę nazwy)
* System dyscyplinowania sędziów nie może ograniczać ich niezależności (np. mogą zadawać pytania prejudycjalne)
* Sędziowie usunięci przez ID muszą mieć możliwość powrócić do orzekania.
Tylko tyle, ale dla PiS-u (nie dajcie sobie wmówić, że dla Ziobry) to aż tyle, więc wódz mówi: dosyć tego!
Bo Kaczyńskiego guzik obchodzi, że energia dla przedsiębiorców zdrożała o 700 proc. (!) a Polacy martwią się, czym zimą ogrzeją swoje mieszkania. On chce zrealizować własną: chorą i anachroniczną wizję Polski. To jego imperatyw, dlatego pozwala politykom PiS-u kraść i wszystkie instytucje publiczne traktować jak łup wojenny, byleby partia stała za nim murem.
Gdy Prezes PiS mówił: „nikt nie przekona nas, że białe jest białe”, myśleliśmy, że się przejęzyczył, a on po prostu zapowiadał taktykę, jaką PiS będzie stosował w relacjach z Unią Europejską.
Naprawdę trudno znaleźć słowa, żeby nazwać nimi partię, która po pandemii i w czasie kryzysu energetycznego nie chce dla własnego narodu 270 mld zł. Pieniędzy, z których lwią część można przeznaczyć właśnie na transformację energetyczną, czyli tani prąd.
Inwestycje z KPO to przecież setki kilometrów sieci przesyłowych, inteligentna infrastruktura elektroenergetyczna, wymiana źródeł ciepła w szkołach, szpitalach i budynkach mieszkalnych, instalacje OZE, offshore, czyli morska energetyka wiatrowa i setki innych inwestycji, bez których obywatele naszej Ojczyzny nie będą mieli szans na niższe rachunki za energię! Blokując KPO, PiS pozbawia obywateli także środków na lepszą ochronę zdrowia (nie wierzcie w pisowskie kłamstwa o 6 proc. PKB na zdrowie) i pieniędzy na edukację.
A wszystko po to, żeby:
- zapewnić bezkarność swoim działaczom (dlatego PiS nigdy nie zgodzi się na niezależne sądy)
- zaprowadzić nieskrępowane traktatami i prawem międzynarodowym, autorytarne i niedemokratyczne rządy partii Kaczyńskiego.
Pieniądze z KPO trafią do przedsiębiorców, samorządów i obywateli dopiero wtedy, gdy prywatny interes Morawieckich, Kaczyńskich, Sasinów, Ziobrów, Dworczyków, Szumowskich, Cieszyńskich i wszystkich innych polityków, bez względu na ich przynależność partyjną, stanie się mniej ważny niż interes narodowy i indywidualny każdego obywatela i każdej obywatelki.
A to będzie możliwe dopiero wtedy, gdy Polacy przy urnach wyborczych odsuną PiS od władzy. Jeśli wynik wyborów byłby inny, po debacie w Karpaczu o odrębności kulturowej Zachodu, nie mam wątpliwości, że jedyny akceptowalny dla PiS kierunek to Polexit.