fot. Roger Gorączniak

Czy miejsce w reprezentacji Polski można dostać za piękne oczy? Zakładam, że nie. Nie można jednak przejść obojętnie obok faktu, iż „czołowy” napastnik kadry narodowej, który miejsce w wyjściowym składzie dostaje „z urzędu”, w towarzystwie kolegów z reprezentacji umie strzelać wyłącznie w spotkaniach z takimi tuzami futbolu, jak San Marino, Singapur czy Andora.

REKLAMA
Nie chodzi mi o to, by „przejechać” się po Lewandowskim, co zresztą robią dziś wszyscy. Reprezentacja Polski to jednak nie jest zespół, w którym można grać tylko za to, że strzela się wyłącznie w Niemczech. Na wizerunek „Lewego” ostatnio rzutuje nie tylko jego niemoc strzelecka, ale także zamieszanie wokół wzięcia udziału w reklamie sponsora kadry. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. cały problem polegał na tym, że Lewandowski (z resztą nie tylko on) oczekiwał stosownego wynagrodzenia za udział w reklamie, co obiecywał jeszcze poprzedni Prezes PZPN. Za „odkręcanie” całej sytuacji z dobrym skutkiem zabrał się Zbigniew Boniek.
To, że Lewandowski po założeniu koszulki z herbem na piersi traci wszystkie swoje walory, to jedno. Wywiązywanie się ze swoich obowiązków zawodowych, to drugie. Nie znamy szczegółów dotyczących ustaleń sponsorskich i chciałabym wierzyć, że obawy Lewandowskiego przed wzięciem udziału w reklamie sponsora kadry wynikały nie ze względów finansowych, lecz formalnych (możliwe na przykład, że piłkarza wiąże kontrakt z inną, konkurencyjną marką). Nie da się jednak zaprzeczyć, że napastnik Borussii nie zyskał w ostatnich tygodniach wielu sprzymierzeńców.
Jak dziś odbiera się „Lewego”? Jako nieco przesadnie pewnego siebie, niemal cwaniaka. Transferowa zawierucha, wbijanie szpil ważnym postaciom w krajowym futbolu – to wszystko powoduje, że wizerunek idola z Dortmundu zaczyna się mocno chwiać. W dodatku pojawił się problem ze skutecznością, czyli tym, z czego rozliczany jest każdy napastnik.
Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, iż każdy piłkarz zatrudniony na mocy kontraktu o profesjonalne uprawianie piłki nożnej (przynajmniej w I lidze czy II lidze ) podpisuje także umowę o wykorzystanie wizerunku. Klub może więc delegować piłkarza np. do brania udziału w akcjach marketingowych, a ten nie może odmówić. No, chyba że każą mu zakładać majtki na głowę i biegać po głównej ulicy w mieście, czyli robić coś uwłaczającego godności osobistej. Nie wyobrażam sobie, żeby w momencie, gdy wszyscy potrafią się podporządkować i wziąć udział np. w spocie reklamowym, nagle jeden z graczy robił z tym problemy. Oczywiście, casus Lewandowskiego może być o wiele bardziej złożony. Może, ale nie musi.
Przede wszystkim, Lewandowskiemu brakuje pokory. Brakuje, żeby przyznał, że w kadrze jest cieniem samego siebie. Że nie walczy tak, jak w żółtej koszulce. Żeby przestał powtarzać jak mantrę, że „wychodził na dobre pozycje, ale koledzy go nie dostrzegali”. O klasie zawodnika nie mówi się tylko wtedy, gdy piłkarz jest na topie. Świadczy o niej także umiejętność przyznawania się do błędów, której Lewandowski nie nabył. Wygwizdano go w Gdańsku, a on stojąc przed dziennikarzami robi z nich idiotów, mówiąc, że tego nie słyszał…
Skończyła się już cała transferowa zawierucha wokół Polaka. Brak wymarzonego transferu do Bayernu spowodował, że obrażony Lewandowski dał się udobruchać dopiero niemałą podwyżką.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że niezależnie od całej medialnej zawieruchy i słabej formy w reprezentacji, Lewandowski i tak niemal z pewnością znajdzie się w wyjściowej „jedenastce” na mecze eliminacji Mistrzostw Świata. Dlaczego? Bo trener Fornalik to najbardziej zachowawczy i przewidywalny szkoleniowiec, jakiego ta reprezentacja miała od lat.