Święto Wojska Polskiego obchodzone 15 sierpnia stało się też świętem nieco samobójczych populistów. Okazało się, że pomimo działań Putina i zagrożenia dla Polski i dla naszych sąsiadów, łożenie pieniędzy na armię „jest niepotrzebne”.
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Tymczasem Putin rzeczywiście jest groźny. Nie tylko dla nas, ale i dla naszych sojuszników z NATO, takich jak Łotwa, Litwa i Estonia. Z Ukrainą nie łączą nas umowy zobowiązujące do jej obrony, ale też niedobrze byłoby pozostać zupełnie biernymi, gdyby Putin wyruszył na Kijów, co przecież nie jest absolutnie niemożliwe.
Sytuacja Polski jest obecnie inna niż w roku 1939. Jeśli chodzi o siły konwencjonalne, Rosja nie ma takiej przewagi nad Polską, jak hitlerowskie Niemcy i stalinowskie ZSRR w przededniu II Wojny Światowej nad drugą RP. Dostępne siły NATO mają natomiast nad Rosją gigantyczną przewagę i Putin zdaje sobie z tego sprawę, inaczej zapewne już dawno byłby w Kijowie.
Stąd zapewne spore inwestycje Putina w propagandę wspieraną prześladowaniem i mordowaniem niezależnych rosyjskich dziennikarzy. Smutne jest to, że ta propaganda działa na część europejskiej lewicy i na część skrajnej prawicy, z francuskim Frontem Narodowym na czele. Siła oddziaływania tej propagandy pokazuje krótkowzroczność części europejskich elit, oraz egoizm i brak humanizmu. O ile można zrozumieć egoizm i brak humanizmu u faszyzującego Frontu Narodowego, o tyle te cechy dziwią u niektórych lewicowych idealistów.
Gdyby Putin zaatakował jakiś kraj NATO, co nie jest wcale niemożliwe, cały sojusz będzie go bronił. Inaczej się rozpadnie, a rozpad sojuszu jest bardzo nieopłacalny dla jego głównych uczestników, z USA na czele.
Polska jest dużym krajem jak na Europę i musi mieć swoją armię, aby bronić się choć przez jakiś czas, zanim nadejdzie pomoc. Do tego Polska, jako ważne ogniwo NATO, ma też obowiązek bronić słabszych członków NATO, z Krajami Bałtyckimi na czele. Szaleństwem jest obniżanie poziomu naszej obronności wobec tego, co wyczynia Putin, szkodzący zresztą przede wszystkim mieszkańcom samej Rosji, których doprowadza do całkowitej marginalizacji politycznej i do całkowitej nędzy.
Utopijnym pacyfizmem, nieprzystającym do obecnej sytuacji geopolitycznej, popisał się niestety Robert Biedroń, którego za większość innych działań cenię i za którego trzymam kciuki.
Stwierdził on między innymi w rozmowie dla TVN24:
"Warto byłoby się zastanowić, co jest bardziej potrzebne - czołg czy darmowe obiady dla dzieciaków ?"
Oczywiście ja również chciałbym, aby armie nie były potrzebne, aby nie było fabryk produkujących urządzenia do skutecznego zabijania ludzi. Z pewnością żywność dla dzieci to szlachetniejszy cel produkcji. Ale dopóki istnieją na świecie agresywne państwa, armie są potrzebne. Gdyby Europa nie miała skutecznych formacji zbrojnych i nie była w sojuszu z USA, ISIS już teraz ścinałoby głowy w Rzymie, o czym przecież marzą, natomiast Putin siedziałby już we Lwowie, jeśli nie dalej. Putin się zbroi, wydzierając resztki spauperyzowanym przez siebie rodakom, więc i my musimy dbać o rewitalizację naszych sił wojskowych.
Inny aspekt logiczny tego pytania, to sprowadzanie wydatków państwa do kwestii emocjonalnych i bardzo populistycznych. Można dalej tak pytać:
Warto byłoby się zastanowić, co jest bardziej potrzebne – utrzymanie Ratusza we Wrocławiu czy darmowe obiady dla dzieciaków
Warto byłoby się zastanowić, co jest bardziej potrzebne – autostrada Poznań - Gniezno czy darmowe obiady dla dzieciaków
Warto byłoby się zastanowić, co jest bardziej potrzebne – druk kart wyborczych czy darmowe obiady dla dzieciaków
Warto byłoby się zastanowić, co jest bardziej potrzebne – renowacja kanalizacji w Bieczu czy darmowe obiady dla dzieciaków
I tak dalej i tak dalej. Populizm czystej wody. Armia jest nam obecnie potrzebna i powinna być jak najlepsza. Nie wydajemy na nią 20% PKB, bo na szczęście jesteśmy w NATO, ale bez przesady w drugą stronę.
Ja jestem pacyfistą, uważam, że kupowanie super rakiet i wypasionych czołgów to pieniądze w dużej mierze wyrzucone w błoto. Trzeba inwestować w to, co dziś jest nam potrzebne - dobra służba zdrowia, edukacja, drogi, więcej mieszkań, mniej biedy, mniej głodu. To są potrzeby dzisiejszych Polaków – sugerował dalej Biedroń.
Bardzo niebezpiecznie jest być pacyfistą kosztem bezpieczeństwa innych. Gdyby jednak Putin nas najechał, lub całkowicie zdestabilizował sytuację w regionie, byłoby mniej mieszkań, więcej biedy i głodu. Nie posiadając armii moglibyśmy znacznie więcej stracić, niż zyskalibyśmy przeznaczając na inne cele pieniądze potrzebne na armię.
Poza tym na Ukrainie, czy na Litwie też mieszkają dzieci i całkowite pomijanie ich na rzecz naszych dzieci pachnie dość egoistycznym nacjonalizmem.
Tyle jeśli chodzi o przykład ze świata polityki. Utopijnym pacyfizmem popisał się też dr Filip Ilkowski, z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Swoje poglądy przedstawił w wywiadzie z Krzysztofem Majakiem dla NaTemat.
Stwierdził między innymi:
Ale pamiętajmy, że jest to demonstracja nie tylko na użytek wewnętrzny. To prężenie muskułów ma pokazać w regionie, że Polska jest graczem, który będzie miał wpływ to, co dzieje się w innych państwach. Strategia bezpieczeństwa, którą mamy od listopada ubiegłego roku, jest bardzo ofensywna i mówi wprost o przekształcaniu stosunków w innych państwach w interesie państwa polskiego. To wszystko składa się w jeden obraz, dla którego warto wystąpić przeciw tej militarystycznej hecy.
To brzmi prawie jak deklaracje opłacane przez Putina. Zadziwia obecne u doktora nauk humanistycznych erystyczne pomijanie kontekstu. A gdzie w tym Rosja, czy Polacy prężą muskuły z czystej ekstrawagancji? Moim zdaniem takie pomijanie kontekstu jest wyjątkowo nieetyczne. Od doktora należy oczekiwać więcej, zwłaszcza, że jego stanowisko jest podobnie jak armia utrzymywane z naszych podatków.
Spójrzmy dalej:
Założył pan wydarzenie na Facebooku: Chrzanimy waszą defiladę. Pan tak to widzi? Chrzani ją pan? - pyta Krzysztof Majak
No tak, tak [śmiech]. Oczywiście jest to pewien skrót myślowy. Tak naprawdę chciałbym ją chrzanić, ale nie jest to takie proste. Defilada to wydarzenie publiczne, które wyraża ambicje rządzących w Polsce. W pewnym sensie namawiam wszystkich, aby tę defiladę chrzanili, natomiast problem jest niestety bardzo poważny. - odpowiada dr Filip Ilkowski.
Czyli jakieś naiwne anarchistyczne myślenie. „Władza jest zawsze zła, wszystko służy władzy”. I to twierdzi doktor z instytutu nauk politycznych? Defilada ma pokazać naszej opinii publicznej, że nie jesteśmy bezbronni, jak i Putinowi, że mamy się czym bronić przez jakiś czas. Żołnierze rosyjscy są bardzo zdemoralizowani, miewali mocne problemy ze znacznie słabszymi siłami niż nasza armia. Udział w defiladzie to też dla wojska ćwiczenie z logistyki, a wojsko to przecież nie tylko sprzęt, ale ciągłe ćwiczenia.
Dobrze, że pan zwrócił na to uwagę, bo o ile partie się kłócą w różnych sprawach, to w spawie ogromnych wydatków na militaria jest pełna zgoda. Zresztą nowy prezydent Andrzej Duda dogadał się już z ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem. Można powiedzieć, że spijają sobie słowa z ust. Patrząc na partie sejmowe nie ma między nimi w tej sprawie żadnej różnicy – twierdzi dalej dr Filip Ilkowski.
Bo ludzie chcą czuć się bezpieczni w swoim kraju – zauważa Krzysztof Majak.
Wyobraźmy sobie, że rząd zapowiedziałby budowę miliona mieszkań, bo to koszt tego rzędu. Od razu pojawiłyby się oskarżenia o szaleństwo, że z pustego to i Salomon nie naleje... Natomiast kiedy polski budżet staje się beczką miodu dla wielkich koncernów zbrojeniowych, które czują, że trafiły u nas na żyłę złota, nie słychać protestów. Czasem tylko pokłócą się politycy, dlaczego wybrano tę firmę a nie inną. Czas to zmienić – ripostuje Filip Ilkowski.
I zmienia temat. Bezpieczeństwo kraju dla tego Pana ma nikłe, tycie znaczenie. Jak wiecie jestem ostrym krytykiem prezydenta Andrzeja Dudy, ale to akurat dobrze, że się dogadał z ministrem Siemoniakiem i że zależy mu na obronności kraju, a nie jest populistyczno utopijnym pacyfistą żyjącym w cieniu Putina.
Ale Polacy nie wymyślili sobie, że trzeba mieć czym się bronić. - próbował dalej w wywiadze Krzysztof Majak.
Jako osoba, która jest związana z ruchem antywojennym nie od dziś, a także naukowo zajmuje się problemem imperializmu, widzę że w każdym państwie retoryka władz jest taka sama. Ludziom mówi się: musimy tak robić, "bo sąsiedzi", bo jest niebezpiecznie. Jeśli wsłuchamy się w to, co mówi się w Rosji, okazuje się, że dyskusja przebiega bardzo podobnie. Że tak naprawdę byśmy nie chcieli, ale musimy. U nas jest to samo. Dobrze byłoby wbić kij w szprychy tej polityki – odpowiada Pan Doktor.
Dla mnie jest to dość przygnębiające. Cieszę się, że dopuszczono do głosu pacyfistę, bo warto zapoznać się z każdą perspektywą, ale utopijny i nieco arogancki idealizm dr Ilkowskiego jest nieco załamujący.
W Rosji nie ma demokracji Panie doktorze. Putin chce czołgów, więc je ma. I milion rosyjskich Ilkowskich nic tu nie da, a jest wręcz przeciwnie, ponad 90% Rosjan popiera imperialistyczną politykę Putina. Struś chowając głowę w piasek nie obroni się przed byciem zjedzonym...