
Obawiam się, że za cztery lata zobaczymy wielką zapaść polskiej demokracji. Stosunek Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi do konstytucji, jak i do opozycji, upewnia mnie w moich bardzo złych przeczuciach.
REKLAMA
Kaczyński może na razie zrobić wiele, gdyż spora część społeczeństwa nie rozumie, na czym polega liberalna demokracja, którą mamy w Europie, poza paroma wyjątkami (Białoruś, Rosja, po części Węgry i Turcja). Wielu Polaków uznaje, że ten kto ma większość może wszystko. Jednak prawda jest taka, że nie może wszystkiego, bo przecież wchodząc do parlamentu dane ugrupowanie polityczne niejako „wynajmuje” władzę na ograniczony okres czasu. Państwo nie należy do PiSu, PO czy Nowoczesnej. Oni tylko na jakiś czas mogą być wyznaczeni przez ludzi do rządzenia. Dlatego tak ważna jest konstytucja. Broni ona między innymi praw zwykłego obywatela przed nadużyciami władzy, jak i określa podstawy procesu wymiany władzy w naszym kraju na drodze demokratycznych wyborów.
Trybunał Konstytucyjny monitoruje z kolei zgodność działań rządu z konstytucją. Gdyby na przykład rząd chciał powołać dożywotniego Naczelnika Państwa i dać mu prerogatywy władzy silniejsze od władzy prezydenta czy premiera, Trybunał Konstytucyjny na bazie konstytucji odrzuciłby taki pomysł.
Gdy jednak rząd nie respektuje konstytucji i kładzie nacisk jedynie na swoją przewagę w ilości posłów i senatorów wobec opozycji w parlamencie, wszystko staje się dla niego możliwe. Może wtedy powołać Naczelnika Państwa, uzależnić kolejne wybory parlamentarne od swojego humoru, albo nawet w ogóle je znieść.
Mam oczywiście nadzieję, że ekipa Jarosława Kaczyńskiego, zwana „Prawo i Sprawiedliwość”, nie posunie się aż tak daleko. Na to naprawdę nie mają poparcia w społeczeństwie. Ich silna obecność w parlamencie to w pewnym stopniu wynik systemu liczenia głosów, a nie tylko dużej ilości zebranych głosów. Jeśli PiS utrudni lub uniemożliwi przeprowadzenie kolejnych, transparentnych wyborów parlamentarnych, ludzie będą protestować do skutku i nie sądzę, aby dało się to uciszyć.
Nawet, jeśli jestem teraz niesprawiedliwy i przesadzam, nawet jeśli lider PiSu nie ma najmniejszego zamiaru ingerować w przebieg przyszłych wyborów parlamentarnych, to i tak stało się wiele złego. Nasze społeczeństwo wciąż dojrzewa do obywatelskości, do przejmowania się losami naszego państwa na bazie racjonalnej refleksji politycznej. Ponad dwa wieki zaborów, nazistowskiej okupacji i PRL, nauczyły Polaków nieufności do władzy, do polityki i do państwa jako takiego. Centralny atak Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi na konstytucję to krok do tyłu po okresie powolnego budowania zaufania.
W chwili obecnej protesty Komitetu Obrony Demokracji są uzasadnione. Ci ludzie bronią konstytucji i prawa. Ale możemy być pewni, że w razie przegranej w normalnych wyborach parlamentarnych (o ile te będą miały miejsce) środowiska związane z PiS skorzystają z okazji i też będą protestować. Czy zasadnie czy nie, to nie ma dla nich żadnego znaczenia. Pamiętam przecież budowanie poparcia dla PiS na bajce o rzekomo sfałszowanych wyborach...
Pozostaje też nasz wizerunek w UE i na świecie. Z państwa stabilnego stajemy się republiką bananową, gdzie wszystko jest możliwe. Oczywiście niektórzy europejscy politycy nie są wiele lepsi od naszych politycznych ekstremistów. Choćby Schulz straszący nas wyrzuceniem ze strefy Schengen za (jego zdaniem) złą postawę wobec kryzysu migracyjnego. (A co ma piernik do wiatraka?) Do tego można choćby dorzucić wysokie notowania francuskiego Frontu Narodowego, czy radykalnego trockistę, który zastąpił racjonalnych przywódców u sterów brytyjskiej Partii Pracy. W jakimś sensie spora część Europy stoi na krawędzi politycznego chaosu. Ale nie oznacza to, że my musimy. Polska jest na tyle silna i duża, że raczej powinna spajać UE, a nie stać z boku i tonąć we własnym bagnie.
Na koniec, aby zachować pełen obiektywizm, przedstawiam Państwu materiał filmowy bardzo krytyczny wobec Trybunału Konstytucyjnego, jak i dyskusję stanowiącą próbę jak najprostszego wyjaśnienia obecnych zagrożeń dla demokracji w Polsce.
