Arcybiskup Michalik ukrywał księdza pedofila i to przez lata (pewnie nie jednego). Znęcał się i prześladował policjanta, który kiedyś zrobił mu kontrole drogową, aż doprowadził do usunięcia go z pracy.
A i to mu było mało, gdyż gnębił tego człowieka w każdym innym miejscu pracy. Wreszcie oskarżył feministki i rozwódki (jakby to była ta sama czy pokrewna kategoria), że są odpowiedzialne za pedofilie w Kościele. A teraz przygotował atak na gender jako słowo Boże na Wigilie. Atak na gender, czyli atak na społeczny charakter płci. Równie dobrze mógłby oskarżyć ziemie, że się kręci wokół siebie albo o to, że dwa plus dwa to cztery. Jak pamiętamy poprzednicy Michalika palili na stosie za podobne rzeczy. Było to wprawdzie wiele set lat temu, ale jak widać święty ogień wciąż płonie.
Oczywiście Michalik nie jest idiotą, podobnie jak nie byli nimi prześladowcy Giordana Bruno, wie, że płeć ma społeczny charakter. Ten atak ma na celu nie tyle polemizowanie z oczywistymi tezami naukowymi, ile próbę utrzymania pewnego typu władzy. Władzy w domach, władzy wobec kobiet i władzy Kościoła. Wyzwolona kobieta stanowi fundamentalne wyzwanie dla Kościoła gdyż podważa cały ład społeczny na jakim jest zbudowana pozycja Kościoła. Ta władza, to źródło przemocy ukrytej za prawami Kościoła. Jest czymś wręcz kuriozalnym, że Kościół w ten sposób broni biologicznego charakteru człowieka! Kościół broni ciała lub też uznaje że są dwa rodzaje dusz; męska i kobieca. To filozoficznie całkowite zaprzaństwo Kościoła. Stąd ta wściekła nagonka i dramatyczny atak na gender.