Reklama.
Jedynym co odróżnia te uzależnienia od siebie, jest ich wpływ na zdrowie. Pozostałe efekty są takie same, lub co najmniej bardzo podobne. Przede wszystkim każde uzależnienie podporządkowuje sobie codzienną aktywność człowieka, skupia jego uwagę. Wówczas wszystko inne staje się mniej ważne, albo w ogóle bez znaczenia. Jednocześnie pojawia się całe mnóstwo argumentów uzasadniających przekonanie, że podejmowane działania nie przekroczyły jeszcze granicy uzależnienia i mieszczą się w ogólnie przyjętej normie zachowań.
Pasjonat amatorskiego biegania będzie twierdził, że bieganie to tylko jego pasja mimo, że coraz więcej wolnego czasu poświęca treningom. Odczuwana przez niego przyjemność z biegania motywuje go do poświęcania swojej pasji coraz więcej czasu. Uwagi żony, która usiłuje pokazać mężowi - biegaczowi, że są również inne ważne sfery życia, które on coraz częściej zaniedbuje, traktuje jako przesadzone. Uzależnienie staje się tak silne, że bezbolesne, a co za tym idzie bezkonfliktowe wyzwolenie się z niego i „złapanie” odpowiednich proporcji w stosunku do innych sfer życia, staje się bardzo trudne.
Nie tylko bieganie, ale wiele innych zachowań człowieka w społecznym odbiorze nie są traktowane jako uzależnienia, chociaż towarzyszą im dokładnie takie same reakcje w mózgu, jak w przypadku uzależnienia od alkoholu, czy innych używek. Takim uzależnieniem jest chociażby potrzeba uzyskania akceptacji i życzliwości ze strony innych. Niestety było mi dane poznać tę zawyżoną potrzebę osobiście. Piszę niestety, ponieważ jej wpływ na moje życie, a dokładnie na moją psychikę i zdrowie było wyjątkowo destrukcyjne. Uzależnienie to dyktowało mi jak mam się zachować w relacjach z innymi: zdobyć jak najwięcej akceptacji i życzliwości. Kiedy tylko mi się to udawało, czułem spokój i szczęście. Zdecydowanie czułem się źle, kiedy moje potrzeby nie były zaspokojone, a wręcz fatalnie, kiedy ktoś zamiast akceptacji i życzliwości „obdarował” mnie krytyką. Tak jak alkohol determinuje życie alkoholika, tak moje uzależnienie dyktowało co mam robić, jak się zachowywać.
Kiedy spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy za wszelką cenę, bez względu na wszystko, muszą mieć rację, najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, że to co się z nimi dzieje jest niemalże dokładnie tym samym co odczuwa alkoholik, czy narkoman. U nich również aktywizuje się mózgowy układ nagrody kiedy zaspokoją swoje potrzeby. To przyjemne uczucie jakie się wówczas pojawia, motywuje ich do kolejnych, tych samych zachowań.
Każde uzależnienie, bez względu na to, czy jest to alkohol, czy potrzeba akceptacji i życzliwości ze strony innych, im dłużej trwa, tym trudniej się z niego wyzwolić. Jego jednoznacznie negatywne skutki deprecjonujemy poszukując miejsc, ludzi, sytuacji, które pozwoliłyby zaspokoić te niekontrolowane potrzeby. Oszukujemy siebie i innych twierdząc, że nasze zachowanie jest wynikiem naszych wolnych wyborów. Nie przyjmujemy do wiadomości, że nasza potrzeba realizacji naszych pasji, potrzeba akceptacji i życzliwości ze strony innych, potrzeba posiadania racji, czy władzy, to już dokładnie takie samo uzależnienie jak to od alkoholu, czy narkotyków.
Pamiętam jak przez wiele lat uznawałem , że moje zachowanie wobec innych, zabieganie o ich akceptację i życzliwość to tylko cecha mojego charakteru. Dopiero bardzo bolesne dla mnie wydarzenia wzbudziły we mnie autorefleksję. I wówczas, podobnie jak uczestnicy spotkań AA realizujący program 12 kroków, w pierwszym z nich przyznają się przede wszystkim przed sobą , że są alkoholikami, ja przyznałem się, że jestem uzależniony od akceptacji i życzliwości innych. I to dopiero zapoczątkowało skuteczny proces wyzwalania się z mojego uzależnienia, a ja zacząłem odczuwać prawdziwą wewnętrzną wolność.
Proces ten doskonale obrazuje film „Lot”, który nie tak dawno wszedł na ekrany kin. W ostatniej scenie filmu jego bohater, kapitan Whitaker mówi o sobie do współwięźniów. Znalazł się tam z powodu swojego alkoholizmu. Mimo, że mógł uniknąć kary, mimo, że mógł zostać bohaterem, który uratował większość pasażerów samolotu, który uległ awarii, to jednak w czasie przesłuchania przyznał się, że w czasie tego tragicznego lotu był pod wpływem alkoholu. W ten sposób zakończył swoje wieloletnie zmaganie się z tym uzależnieniem. Opowiadając o sobie współwięźniom powiedział, że dzisiaj widzi pewien paradoks w sytuacji, w której się znalazł. Mimo, że jest więźniem czuje się wolny. Stwierdził również, że cena jaką za nią płaci nie jest wcale wygórowana.
Jeżeli już musimy być od czegoś uzależnieni to niech będzie to właśnie ta wolność. Nie uważam, że trzeba za nią płacić tak wysoką cenę. Kiedy tylko poczujemy jej smak uzależnienie od niej pojawia się niemalże natychmiast.