Kurcze, postartowałabym sobie w ten weekend.. Szkoda, że akurat sprinty stylem łyżwowym i to jeszcze w mieście wypadły. Nic to, za tydzień będę mieć pole do popisu:)
Justyna Kowalczyk. Biegaczka narciarska, mistrzyni i multimedalistka olimpijska, mistrzyni i multimedalistka Mistrzostw Świata, trzykrotna zdobywczyni Pucharu Świata w biegach narciarskich
Canmore to taka bajkowa kraina. Niewielkie miasteczko, w którym życie płynie spokojniej niż w każdym innym mi znanym miejscu. Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy, najdziwniejszym wydawały się... skrzyżowania. Wszystkie drogi równorzędne, każda zakończona STOPem. Kto podjeżdża pierwszy, ten ma pierwszeństwo. To działa! Nie wiem jakim cudem, ale działa! Już sobie wyobrażam efekty takich rozwiązań w Polsce:) Hi hi hi, zbyt temperamentni jesteśmy..
A poza tym piękne, wysokie góry, przyjaźni i uśmiechnięci ludzie, wygodne łóżko i pyszne jedzenie. Pan Adam, zaprzyjaźniony Polak od lat mieszkający w Canmore, mówi, że w okolicy żyje około dziesięciu niedzwiadków i biegają sobie kuguary. Na szczęście nie miałam przyjemności spotkać.
No i TE auta...wielkie.. Wiem, wiem. Dobrze, że facetem nie jestem, bo już dawno z tym swoim uwielbieniem słusznych maszyn, byłabym o jakiś kompleks posądzona:)
A jeśli już o kompleksach, to ten sportowy również imponujący. Bez zbędnego przepychu, ale jest wszystko, co być powinno. Codziennie przygotowywane, super utrzymane trasy, które notabene profilem przypominają te w Val di Fiemme, siłownia z wszystkimi potrzebnymi nam biegaczom stanowiskami, ciepłe kabiny do pracy z nartkami. I idealna wysokość nad poziom morza. 1400-1500 metrów, w sam raz. Trenować nie umierać:)
W Canmore mam również swojego "psychologa":) Trafniej- "psycholożkę". To ona przygotowała mnie do IO w Vancouver. To dzięki niej zdobyłam tam aż trzy medale. Trzy lata temu na obozie bezpośrednio poprzedzającym starty na IO, codziennie przed świtem wbijała mi do głowy, że każdy bieg olimpijski będzie kosztował znacznie więcej niż wszystkie inne do tej pory. Że jedyne czego mogę się spodziewać, to wielki ból wysiłkowy wcześniej niespotykany. Dobrze się sprawiła. Miała racje. Walczyłam w Whisler o każdy centymert, jakby to była walka o życie. Moja Crosowa Ścieżka Rozruchowa. W ciągu pięciu minut po zameldowaniu w hotelu, nie zważając na wielkie po podróżowe zmęczenie, ubrałam crossówki i pobiegłam sprawdzić, czy dalej tak na mnie działa:)
Cieszy nas czas spędzony w Canmore. Spokój na pewno się przyda, a i startów zwłaszcza stylem klasycznym bardzo wyczekujemy.
A zupełnie z innej beczki.. Miałam wczoraj dzień wolny - czasu więcej .. No i przeczytałam, jako nius na głównych portalach, że przeżyłam chwile grozy na lotnisku uznana za terrorystkę. Z tego bloga tak wyczytano. U mojej Mamy byłaby pała jak nic za rozumienie tekstu dla szukających sensacji osób od klikliwych tytułów i naciąganych, kłamliwych artykułów. Przeżyliśmy, tak, KUPĘ ŚMIECHU!!! :) Warto byłoby się odrobinę potrudzić i przeczytać, a potem "dać siana", zanim się takie głupoty z palca wyssie....