Czasem tak mam, że jak na coś bardzo czekam, planuję i idealizuję, to potem rozczarowuję się bardzo. Czekałam na wiosnę. Z wielkim utęsknieniem wypatrywałam każdego jej zwiastunu.
REKLAMA
Mam co chciałam i teraz, mimo wszechobecnego pozabiegowego bólu, uśmiech nie schodzi mi z twarzy:)
Trochę się zdrowotnie posypałam, nie ma co ukrywać. Dziesięć lat harówki i unikanie remontów musiało się tak skończyć:) Ale za to jak już się wszystko ładnie wygoi...
No właśnie. Już za trzy tygodnie rozpoczyna się najważniejsza operacja - czyli przygotowania do Mistrzostw Świata w Val di Fiemme. Jest jeszcze jeden cel sportowy, który bardzo chciałabym zrealizować. Nigdy nie zdobyłam tytułu Mistrzyni Świata w biegu stylem klasycznym. Mam dwa złota "łyżwą", kto by pomyślał...
W Tesero klasykiem wystartujemy dwa razy: na 30km i w sprincie. Fajne biegi.Wszystko jest już zaplanowane, zapięte na ostatni guzik.
Wystarczy tylko chcieć, wystarczy tylko kolejny rok z rzędu przez 10 miesięcy popracować tak, by najsłabsze części ciała nie wytrzymały (tak, tak - kontuzje przeciążeniowe z leżenia na kanapie się nie biorą). Wystarczy marzyć...
Ale póki co wiosna wciąż trwa:) Za mną ponad dwa tygodnie w Klinice u dr Śmigielskiego. Super czas. Prócz trzech niezbędnych niestety zabiegów, miałam tam świetna opiekę, dużo spokoju i życzliwości. Dziękuję! Zdołałam również nadrobić zimowe zaległości w pracach nad rozprawą doktorską.
Cyferki, statystyki, liczby i obciążenia- Sylwii Jaśkowiec, Koli Marek, moje i kilku byłych reprezentantek zaczynają już mi się śnić po nocach:)
Ta wiosna jest inna niż wszystkie. Okazała się fajniejsza od idealizowanego marzenia.
