"Matura to bzdura" obnaża podstawowe braki w wykształceniu ogólnym młodych Polaków. Czym właściwie autorzy tego cyklu kierują się, wybierając swoje pytania? Może warto byłoby ich zatrudnić do ustalenia podstawy programowej kształcenia ogólnego. Ciekawe, co by tam umieścili?
Dylemat dokonania wyboru treści, które wszyscy obowiązkowo kształceni mają poznać, jest bardzo trudny. Autorom dokumentu "podstawa programowa" i także wielu politykom wydaje się, że jeśli coś tam już będzie zapisane, to wszyscy to poznają. Tymczasem, nawet jeśli o czymś się mówi w szkole, to wcale nie znaczy, że uczniowie tego się naprawdę dowiedzą i to zapamiętają. Na ile i czym warto obciążać pamięć uczniów?
Jeśli do prac nad podstawą programową siadają specjaliści z wszelkich dziedzin nauki, wiele wysiłku trzeba, aby im uprzytomnić, że przeciętny uczeń po podstawówce czy gimnazjum niekoniecznie jest kandydatem na studia z ich dyscypliny, że ambitne dokumenty programowe na ogół okazują się fikcją, o czym boleśnie przekonują się co roku, także oglądając kandydatów na "swoje" studia. Co tak naprawdę ich zdaniem jest podstawowe, jakie umiejętności w największym stopniu dają szansę "posmakowania" specyfiki danej dziedziny?
Czynione założenia wyboru tego, co naprawdę ważne i twardego okrojenia wielu niekoniecznie najniezbędniejszych szczegółów z poszczególnych dziedzin, spotykają się potem jeszcze gdzieś z tradycją szkolną, przyzwyczajeniami nauczycieli, autorów i recenzentów podręczników. Jeśli nawet dokumenty prawne w efekcie kolejny raz prowadzonych prac programowych stają się lepsze, cały czas w rzeczywistości szkolnej zmienia się stosunkowo mało. W pamięci absolwentów szkół zostają li tylko jakieś karykaturalne fragmenty treści programowych.
Dziennikarze i politycy czytając podstawę programową najchętniej skupiają się na spisach lektur i dat. Każdy zapamiętał ze szkoły jakieś swoje ulubione, ich wypatruje i zupełnie nie bierze pod uwagę faktu, że od czasu, jak chodził do szkoły, napisano na świecie jeszcze sporo całkiem ciekawych książek i przybyło też trochę dat, o których warto byłoby w szkole porozmawiać.
Rzadziej dyskutuje się publicznie z treściami obowiązującymi na biologii czy chemii, ponieważ mało kto to, czego uczył się w szkole z tych przedmiotów, pamięta, a jeszcze mniej osób wie, ile wiedzy i nowych odkryć z tych dyscyplin stale przybywa. A czy nowe piosenki, nowe dzieła sztuki, zasługują na obecność w programach szkolnych?
Dopisując coś wartego uwagi, trzeba zaplanować na to odpowiednio dużo czasu i też z czegoś zrezygnować. Także wiedzieć, ile czasu w sposob efektywny może poświęcić na naukę każdego dnia uczeń. Czy nastawienie na potrzebę zapamiętywania wielu szczegółów, nacisk rodzin i nauczycieli na osiąganie z wszystkiego jak najlepszych ocen, nie wpływają ograniczająco na rozbudzanie zainteresowań i kreatywności uczniów?
Czy na pewno właśnie o to chodzi, aby każdy przechodzień, na każde pytanie "matury to bzdury" znał odpowiedź? Może raczej warto cały czas myśleć nad tym, jak najlepiej sprawić, abyśmy w szkole raczej zadbali o rozbudzanie naturalnej ciekawości świata, abyśmy dociekali, obserwowali, współpracowali, sprawdzali, wykazywali się rozumowaniem i tworzeniem, zamiast li tylko pamiętaniem.