Reklama.
Dylemat dokonania wyboru treści, które wszyscy obowiązkowo kształceni mają poznać, jest bardzo trudny. Autorom dokumentu "podstawa programowa" i także wielu politykom wydaje się, że jeśli coś tam już będzie zapisane, to wszyscy to poznają. Tymczasem, nawet jeśli o czymś się mówi w szkole, to wcale nie znaczy, że uczniowie tego się naprawdę dowiedzą i to zapamiętają. Na ile i czym warto obciążać pamięć uczniów?
Jeśli do prac nad podstawą programową siadają specjaliści z wszelkich dziedzin nauki, wiele wysiłku trzeba, aby im uprzytomnić, że przeciętny uczeń po podstawówce czy gimnazjum niekoniecznie jest kandydatem na studia z ich dyscypliny, że ambitne dokumenty programowe na ogół okazują się fikcją, o czym boleśnie przekonują się co roku, także oglądając kandydatów na "swoje" studia. Co tak naprawdę ich zdaniem jest podstawowe, jakie umiejętności w największym stopniu dają szansę "posmakowania" specyfiki danej dziedziny?
Czynione założenia wyboru tego, co naprawdę ważne i twardego okrojenia wielu niekoniecznie najniezbędniejszych szczegółów z poszczególnych dziedzin, spotykają się potem jeszcze gdzieś z tradycją szkolną, przyzwyczajeniami nauczycieli, autorów i recenzentów podręczników. Jeśli nawet dokumenty prawne w efekcie kolejny raz prowadzonych prac programowych stają się lepsze, cały czas w rzeczywistości szkolnej zmienia się stosunkowo mało. W pamięci absolwentów szkół zostają li tylko jakieś karykaturalne fragmenty treści programowych.
Dziennikarze i politycy czytając podstawę programową najchętniej skupiają się na spisach lektur i dat. Każdy zapamiętał ze szkoły jakieś swoje ulubione, ich wypatruje i zupełnie nie bierze pod uwagę faktu, że od czasu, jak chodził do szkoły, napisano na świecie jeszcze sporo całkiem ciekawych książek i przybyło też trochę dat, o których warto byłoby w szkole porozmawiać.
Rzadziej dyskutuje się publicznie z treściami obowiązującymi na biologii czy chemii, ponieważ mało kto to, czego uczył się w szkole z tych przedmiotów, pamięta, a jeszcze mniej osób wie, ile wiedzy i nowych odkryć z tych dyscyplin stale przybywa. A czy nowe piosenki, nowe dzieła sztuki, zasługują na obecność w programach szkolnych?
Dopisując coś wartego uwagi, trzeba zaplanować na to odpowiednio dużo czasu i też z czegoś zrezygnować. Także wiedzieć, ile czasu w sposob efektywny może poświęcić na naukę każdego dnia uczeń. Czy nastawienie na potrzebę zapamiętywania wielu szczegółów, nacisk rodzin i nauczycieli na osiąganie z wszystkiego jak najlepszych ocen, nie wpływają ograniczająco na rozbudzanie zainteresowań i kreatywności uczniów?
Czy na pewno właśnie o to chodzi, aby każdy przechodzień, na każde pytanie "matury to bzdury" znał odpowiedź? Może raczej warto cały czas myśleć nad tym, jak najlepiej sprawić, abyśmy w szkole raczej zadbali o rozbudzanie naturalnej ciekawości świata, abyśmy dociekali, obserwowali, współpracowali, sprawdzali, wykazywali się rozumowaniem i tworzeniem, zamiast li tylko pamiętaniem.

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?