Zdjęcie ilustracyjne.
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Unsplash

Bijcie swoje dzieci! Bijcie czymkolwiek; rękoma, pasami, papciami, kablami, pięściami. Bijcie, ile wlezie. Wrzeszczcie przy okazji. Byle głośno i byle, używając wulgarnych słów. Poniewierajcie, ocierajcie z godności, zabierzcie poczucie własnej wartości... Gwarantuję Wam, że dzięki temu, Wasze dziecko będzie chodziło jak w zegarku. Niczym dobrze wychowany pies. A potem, któregoś dnia, będzie próbowało popełnić samobójstwo, bo nie zniesie tego, co gotują mu najbliżsi.

REKLAMA
logo
Fundacja Dzieci NIczyje
Publiczne nawoływanie do przemocy fizycznej opisane w tym artykule: Spuścić dzieciom wpie***l poruszyło mną do tego stopnia, że postanowiłam zareagować. Uświadomić tym, którym się wydaje, że stosowanie jakiejkolwiek przemocy w stosunku do dziecka nie spowoduje tragedii, nie spowoduje w przyszłości konsekwencji takiego wychowania, a w końcu, że nie zostanie to zapamiętane. Otóż: spowoduje tragedię, spowoduje późne konsekwencje i zostanie zapamiętane. Na zawsze. Zapewniam.
Pierwszą próbę samobójczą, dzięki mamie i jej ciężkiej ręce, oraz jej partnerowi z jeszcze cięższą ręką, zaliczyłam w wieku 7 lat. Odkręciłam gaz, otworzyłam drzwi kuchenki i włożyłam do środka głowę. I na to wszystko mama wróciła do domu... Jeśli sądzisz, że był to dla niej szok, jeśli sądzisz, że zastanowiła się nad swoim zachowaniem, to się mylisz. Cisnęła mną o podłogę tak mocno, że wylądowałam w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu.
Napiszę Ci teraz, co czuje i myśli dziecko, dorosłe dziecko z domu w którym przemoc, wyzwiska, bicie, poniewieranie i odzieranie z godności było na porządku dziennym. Usiądź, bo to będzie trudne, ale jeśli zadajesz choć w najmniejszym stopniu ból swojemu dziecku, to będą też jego słowa... Jego słowa z przyszłości. Przeczytaj je i zawróć z tej drogi, z której odwrotu nie będzie.
Tato, Mamo! Nie wiem co Wam zrobiłam, zrobiłem, że mnie nie kochacie. Nie wiem dlaczego mnie bijecie, ale to bardzo boli. Nie tylko boli fizycznie, ale przede wszystkim boli psychicznie. Jesteście moją rodziną, to jedyne co w życiu mam. To Wy, sprowadziliście mnie na ten świat, jestem Owocem Waszej miłości. Dlaczego mnie krzywdzicie?
Mamo? Dlaczego nie potrafisz mnie kochać? Tato, a Ty, dlaczego zamiast do mnie mówić, krzyczysz? Przecież nie jestem głucha, głuchy... Co mam zrobić byście mnie pokochali? Byście mnie szanowali? Bym był, była dla Was całym światem? Boję się Was. Boję się, że zrobicie mi wielką krzywdę. Że uderzę głową w podłogę, kiedy mnie popychacie. Boję się, że jestem dla Was nikim. Że będę nikim już zawsze, dla wszystkich. Tak głośno krzyczycie na mnie.
Nie chcę tak żyć. Dlaczego mam tak żyć? Po co mam tak żyć? Czy mam prosić Was szacunek? Przytulenie? Cierpliwość? Czas? Mam być żebrakiem Waszej miłości?
Czy wiecie, że jak dorosnę i o ile dorosnę, bo może wcześniej będę próbowała/ próbował się zabić, to nie będę potrafiła/potrafił stworzyć normalnego domu? Będę miała/miał problem z założeniem swojej rodziny? Wiecie, że tylko dzięki pomocy psychologicznej i opiece terapeuty, przepracuję to co mi zrobiliście? Czy wiecie, że do końca życia będę pamiętała/pamiętał, to co mi zrobiliście?
A jak będę miała/miał swoją rodzinę, zerwę z Wami kontakt. Dojrzeję do tej decyzji. Czy tego chcecie? Czy na to właśnie pracujecie? Każdy Wasz krzyk, każde wyzwisko, każde uderzenie zapamiętam na zawsze. Schowam te wspomnienia głęboko w sobie i jeśli do mnie nie dotrze, co zrobiliście, powielę Wasze błędy i będę biła/bił swoje dzieci. Wasze wnuki, których prawdopodobnie nawet nie zobaczycie. Znienawidzę Was. Wybaczę, ale będę pamiętała, pamiętał.. Kochaj mnie Mamo, kochaj mnie Tato, proszę. Nie bij, nie wyzywaj, nie krzycz na mnie. Weź mnie w ramiona i przytul do serca. Bardzo tego potrzebuję...
Jestem ofiarą przemocy domowej, która trwała przez 13 lat w różnym stopniu, od wyzwisk na rękoczynach skończywszy. Potem trafiłam pod opiekę państwową. Dziś mam 40 lat, swoją rodzinę. Terapię od 6 lat. Dwoje dzieci. Nie biłam ich nigdy. Zdarzyło mi się krzyknąć. Wiesz dlaczego? Z bezsilności i z tego powodu, że nie wiedziałam jak kochać. Bo mnie nie kochał nikt. Prócz Babci. Od kilku miesięcy piszę książkę o swojej przeszłości, by ostatecznie się z nią pogodzić. Będzie miała tytuł: "To, co zrobiono nam"...
Jeśli zatem kiedykolwiek zdarzyło Ci się wrzasnąć na własne dziecko, uderzyć je, proszę zrób coś z tym. Uświadom sobie problem, to będzie początek nowej drogi. Proś o pomoc. Pracuj nad sobą, bo to nie Twoje dziecko jest winne, że brakuje Ci sposobu na jego wychowanie. Nie Twoje dziecko jest winne, że Ciebie nie kochano i nie wychowywano. Ty nie musisz bić i krzyczeć z bezsilności. Otwórz się na siebie i swoje uczucia. Potrafisz inaczej... Kupuj książki, czytaj blogi (Blog Ojciec bardzo polecam!), idź na terapię. Rozmawiaj. Zastanów się nad sobą. Spójrz na swoje dziecko innymi oczami. Jej czy jego oczami. To ten sam Mały Brzdąc, którym byłeś/byłaś Ty, kilkanaście lat wcześniej. Co chcesz jej/mu dać od życia? Od siebie? Na przyszłość? Na dziś? Na jutro? To co najgorsze, czy to, co najlepsze? Miłość czy przemoc?