fot. materiały własne

Natrafiłam na jakiś kawałek wywiadu ze mną z roku 2004 (Wywiad Katarzyny Montgomery dla VIVY). Mój Boże....jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka.... i jaki to będzie wysiłek i obowiązek.

REKLAMA
- To o czym Pani marzy?
Żeby mieć własny mały teatr. Żeby sobie w nim grać i żeby nikt nie miał do mnie pretensji.
- Publiczność w nim mogłaby być?
Wie pani że niekoniecznie. (śmiech) Tak bym nawet sobie mogła grać dla przyjemności. Bo ja kocham grać. Dzień bez grania to dzień stracony. Chociaż bez publiczności teatr nie ma sensu. Najmniejszego.
- Dyrektora pewnie by tam nie było...
No nie, sama zajmować się wszystkim?
- A inni aktorzy?
Oczywiście.
- Będą mogli zagrać czasem pierwszoplanowe role?
(Śmiech) Tak, powtarzam, nie mam już siły grać bez przerwy. Mogę grać sześć razy w miesiącu - o tym marzę. Chciałabym mieć taką scenę, która mogłaby gościć to co moim zdaniem jest dobre i wartościowe a przed wszystkim młodych zdolnych ludzi. Powiedziałabym:- "Słuchajcie dzieci, ja mogę grać tylko w weekend. Swoje zagram, a wy wyrabiajcie się w resztę dni.”
- To nie jest chyba trudne marzenie do zrealizowania?
Jest, bo nie ma sali w Warszawie, wolnej od zespołu. Minimum musi mieć trzysta miejsc, bo musi na siebie zarabiać. Nie sądzę aby taki teatr dostał dotację.
- Myśli Pani o tym poważnie?
Nie całkiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że taki teatr to swego rodzaju rezygnacja. Nie mogłabym zagrać np. Medei, która niewątpliwie była moją największą rolą teatralną, nie zagrałabym Fedry, nie mogłabym grać repertuaru wieloobsadowego. Te role i wiele innych zawdzięczam Powszechnemu. Taki „mały teatr” to limitowana egzystencja zawodowa.
I święte słowa, tyle że nie rozumiałam też, jak wspaniałą wolność sobie "organizuję" na ciężkie czasy, na trudne czasy dla aktorki w moim wieku, na trudne czasy dla kultury w ogóle, czasy w których aktorzy znoszą jak twierdzą upokorzenia, a przemoc psychiczna w teatrze, agresja i wymuszenia stały się codziennością, jak mówią koledzy. Ja tego nie znam. Co więcej, nigdy nie znałam, a jak widziałam i uczestniczyłam w namiastce choćby, odchodziłam. Mnie nikt do niczego nigdy nie zmuszał, ani ja nikogo do niczego. A w naszych teatrach, naszej fundacji teatrach, jest po prostu aksamit i raj, a szacunek do artystów i ludzi w ogóle przede wszystkim. Tak to odbieram. Nie ma takiej sztuki, sceny, filmu, kariery, dla którego warto byłoby upokorzyć człowieka. Mój Boże. Przypomina mi się zdanie z piosenki Autobiografia....
W knajpie dla braw
Klezmer kazał mi grać
Takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd
Oj , nie najlepszy mam dziś nastrój, to wina wieczornych rozmów Polaków i artystów, a były i łzy, to wina wczorajszych narzekań i refleksji, a przecież wieczorem zagrałam Shirley, i brawom i zadowoleniu nie było końca, a ja wciąż dumna jestem z tej roli. Ja nie mam na co narzekać , doprawdy...
Dobrego dnia.
logo
fot. materiały własne