Grudzień to nie tylko miesiąc wszechobecnych śledzików i nieopanowanego konsumpcyjnego szału, ale również Światowy Dzień AIDS, Międzynarodowy Kongres Praw Człowieka i Festiwal WatchDOCS. Mam nieodparte wrażenie, że im bardziej stajemy się europejscy i nowocześni, tym temat praw człowieka staje się dla nas niszowy i niezauważalny. Bo czym jest głód, współczesne niewolnictwo czy AIDS w obliczu Smoleńska?
W tym roku Polskę, a dokładnie Uniwersytet Jagielloński spotkał wyjątkowy zaszczyt organizacji światowego Kongresu Praw Człowieka. Lista noblistów i profesorów, którzy potwierdzili swoją obecność - imponująca. Było mi niezwykle miło, kiedy dowiedziałam się, że będę miała okazję prezentować organizację, w której pracuję.
Jakże na wyrost była ta moja radość.
Pierwszy kubeł zimnej wody: przemówienie otwierające całą imprezę. Lech Wałęsa w charakterystyczny dla siebie „ludzki sposób” stwierdził, że same prawa człowieka nie są wystarczające i potrzebna jest ich moralna legitymizacja, którą jest filozofia chrześcijańska – na sali słychać było odgłos aprobaty. Rozejrzałam się dookoła siebie - ku mojemu zaskoczeniu najlepsze miejsca na auli zajmowali duchowni. Zdesperowana szukałam wzrokiem kogoś, kto podziela moje zdziwienie i niesmak. Eureka, w ostatnim rzędzie spotkałam wzrok tak samo zmieszanych jak ja ludzi, którzy szykowali się do wyjścia. To byli Amerykanie i Australijczycy, którzy jak się potem okazało dali się nabrać tak samo jak ja.
Przeglądam kilkudniowy program konferencji, codziennie msza. Pytam w informacji, czy to nie jest jakaś pomyłka, przecież to jest impreza międzykulturowa, gdzie zaproszeni są ludzie z różnych części świata o różnych wyznaniach? Otrzymuję informację, że msza nie jest przecież obowiązkowa. Uff, już się bałam.
Nie będę opisywać, jakie oczy robili ludzie, kiedy opowiadałam im o liberalizacji polityki narkotykowej i uczeniu w szkołach o antykoncepcji, bo to trzeba byłoby zobaczyć. Młoda dziewczyna wyszła w połowie, mówiąc że to obraża jej uczucia religijne, a inna zapytała, po co zajmujemy się narkotykami skoro w Polsce tego problemu nie ma.
Nie poddawałam się. Przeglądając program, znalazłam bardzo ciekawe wystąpienie Tiffany Jones z University of New England (Australia), która opowiadała o swoich badaniach nad prawami studentów GLBTIQ. Świetne badania i bardzo ciekawe wnioski. Czas na pytania z sali. Młody chłopak, elegancko ubrany podnosi rękę. „Proszę pani, jestem studentem prawa UJ, młodym konserwatystą, mam do pani takie pytanie, gdzie jest Pani granica? Czy zoofile i pedofile też wg pani powinni mieć swoje prawa?”.
Tiffany na początku nie zrozumiała w ogóle kontekstu i złośliwości samego pytania…
Na koniec wybrałam się na sesję przygotowaną przez Czerwony Krzyż, gdzie dwóch wojskowych Wiesław Rusin i Maciej Ciborowski rozwodziło się nad tym, jak brzydkim i bezwartościowych krajem jest Afganistan.
Miałam szczerze dość. Nie spodziewałam się, że najgorsze jeszcze przede mną.
Kongres rozpoczął się w czwartek, w niedziele zabrano nas do Auschwitz. Pierwsza część dnia to była wizyta w obozie, później Synagoga w Oświęcimiu i spotkanie z władzami miasta. Na koniec dnia uroczysta debata o mulitikulturalizmie – m.in. prof. Zoll, prof. Stankowski, prof. Hommelhoff, prof. Wieruszewski. O referat poproszony został również młody Belg, dr Jacob Cornides, prawnik zajmujący się prawami człowieka. Rozprawa o wiarygodności praw człowieka w dzisiejszych czasach. No i się zaczęło. Prelegent wyraził swój potępiający stosunek wobec mniejszości seksualnych, pytając retorycznie „czy zwierzętom też mamy nadawać prawa?”, potem płynnie przechodząc do wyższości prawa naturalnego, którego podłożem jest chrześcijaństwo i wszelkie wynaturzenia są sprzeczne z zasadami antropologii. Sala nie wytrzymała, Amerykanie zaczęli gwizdać, Australijczycy skandować, część ludzi ostentacyjnie wychodzić, manifestując swój sprzeciw wobec jego wystąpienia. Rozpętała się pełna nietolerancji, agresji i żalu dyskusja.
Zapytałam Dr Sev Ozdowskiego, pomysłodawcę całego Kongresu, czy coś takiego zdarzyło się już wcześniej. Miał posępną minę. To pierwszy raz, wcześniej nie było takich incydentów.
Organizatorzy zamietli całą sprawę szybko pod dywan. Na stronie UJ wspaniała relacja fotograficzna, międzynarodowi goście, msza odprawiona przez Kardynała Dziwisza, uroczysta kolacja w Radissonie. Pozazdrościć, impreza na europejskim poziomie…