Rzeczpospolita obojga narodów - taka powinna być oficjalna nazwa Polski, gdy już wyjdziemy z Unii, to znaczy gdy zostaniemy z niej wyszarpani przez „polskich patriotów” spod znaku „Prawa” i „Sprawiedliwości”. Bo Polska nie dzieli się na wyborców PiS i resztę.
Polska to dwa odrębne narody, które mówią tym samym językiem, mają taki sam kolor skóry, czasem nawet to samo wyznanie (choć można wyraźnie odróżnić katolicyzm typu chrześcijańskiego i rydzykowego) ale niewiele wspólnego ponadto. Na pewno nie historię, nie tożsamość. Mamy przecież dwie Konstytucje 3 maja, mamy dwóch Piłsudskich, dwa chrzty Polski, dwa powstania warszawskie, dwie Solidarności roku 80. Choć „żołnierzy wyklętych” wypracował sobie tylko PiS, bo musiał mieć coś naprawdę swojego.
Jesteśmy unikatowi w skali świata: homogeniczna wspólnota złożona z dwóch odrębnych plemion. Gdy patrzę na dzisiejszą dewastację mojego kraju, wiem jednocześnie, że są tacy, którzy tym się cieszą. Gdy widzę, jak niszczy się podstawowe instytucje państwa i wizerunek Polski w Europie, wiem, że to inne plemię sądzi, że na tym właśnie polega budowa Wielkiej Polski. Gdy widzę jak tworzone są mity przekłamujące naszą historię to wiem, że jest wielu, którzy myślą: „oto nastają czasy Prawdy!”.
I tak jak nic nie jest w stanie obalić mojego przekonania, że władza PiS ma charakter dewastacyjny i autorytarny, tak nic nie jest w stanie oderwać zwolenników PiS od wizji szczęśliwej Polski, którą zapewni im osobiście i to wkrótce, Jarosław Kaczyński. Przekonanie, że jesteśmy narodem o wyraźnie odrębnych światopoglądach jest niewystarczające, by uzasadnić tę głęboka różnicę. Nie przekonuje mnie również teza, że transformacja wytworzyła ogromną grupę wykluczonych, którzy teraz biorą odwet na tych, którzy osiągnęli jakiś sukces.
Bynajmniej! Po jednej i po drugiej stronie są zarówno ludzie wykluczeni, jak i ludzie sukcesu. Ludzie starzy i młodzi. Ludzie wykształceni, jak i ignoranci. No, jeśli nawet po stronie PiS-u tych drugich jest więcej, to jeszcze nie tłumaczy tej radykalnej odrębności. To nie może też się brać tylko z różnicy poglądów politycznych. Poglądy bywają podatne na fakty lub perswazję. Są zmienne. A różnica między Polską PiS a Polską nie-PiS jest trwała, głęboka, by nie powiedzieć „genetyczna”.
Gdy poprosiłam jednego ze znajomych, by zdefiniował mi kategorię „obcości” lub dał przykład kogoś najbardziej – dla niego – obcego powiedział: „Maciarewicz”. Nie „ufoludek”, nie transseksualny transwestyta, nie muzułmanin nawet, lecz Maciarewicz. „No może jeszcze Korwin-Mikke” - dorzucił. Między nim a wymienionymi przez niego osobami istnieje jakaś radykalna różnica, która nie daje się sprowadzić do poglądów czy opcji politycznej. Zapewne druga strona też uznałaby, że bardziej obcy od Trobriandczyka, Marsjanina, czy wyznawcy satanizmu jest Adam Michnik czy Tomasz Lis.
Nie chcę oceniać tych różnic. Wyrażam tylko pogląd, który z dnia na dzień staje się coraz bardziej oczywisty: istnieją dwie nieredukowalne do siebie, szczelnie zamknięte plemiona, które rywalizują na śmierć i życie. Może pora wprowadzić granice i wizy?