Oto całkiem niepozorna dziewczynka z ubogiej, wielodzietnej, żydowskiej rodziny osiadłej na krakowskim Kazimierzu, dzięki niezwykłej determinacji, morderczej codziennej pracy, genialnym, prekursorskim pomysłom marketingowym w ciągu niespełna 10 lat stała się „cesarzową piękną” (to słowa Jeana Cocteau) trzymającą w garści imperium, nad którym słońce zaszło dopiero po jej śmierci. Biografia Heleny Rubinstein autorstwa Michèle Fitoussi to lektura nie tylko dla tych, którym wielkość, pieniądze i władza spędzają sen z powiek (zresztą dla nich być może nie jest to w ogóle dobra lektura, bo nie jest o marzeniach, lecz ich urzeczywistnianiu), ale i dla tych, którzy pragną żyć na miarę literatury a ze swej codzienności chcą stworzyć dzieło sztuki.

REKLAMA
Z pewnością niełatwo napisać biografię „kobiety, która wymyśliła piękno“, ponieważ wymyśliła również własną legendę i zdołała narzucić ją innym jako jedyną prawdę o sobie. Dlatego klasyczna forma faktograficznej opowieści przeplatanej licznymi anegdotami, chronologiczna narracja „życia i dzieła“ osadzonego w krajobrazie historyczno-kulturowym wydaje się w tym wypadku szczęśliwym wyborem.
Urodziła się w roku 1872, a więc w epoce przedemancypacyjnej, która nie dawała wielu możliwości kobiecie, a zwłaszcza Żydówce z ubogiej, konserwatywnej rodziny. Ku wielkiemu niezadowoleniu rodziców odrzucała kolejnych absztyfikantów (a było ich wielu mimo braku posagu), dobrze wiedząc, że małżeństwo zagoni ją do kuchni i zamknie jej drogę do marzeń. Mierząca sobie zaledwie metr czterdzieści siedem (a więc zdecydowanie mniej nawet i od Napolena) od samego początku mierzyła bowiem bardzo wysoko. Jedynym wyjściem z opresji niechcianego losu okazała się emigracja. Wchodząc na pokład „Prinz Regent Luitpold“, niemieckiego statku kursującego między Europą a Australią, „z parasolką, dwunastoma słoiczkami kremu i niebywałą hucpą – siłą przebicia“, 24-letnia Helena, jak się okaże opuszczając na zawsze Polskę, po raz pierwszy poczuła się wolna a to, co zrobiła ze swą nagle odzyskaną wolnością zawdzięcza jedynie sobie. Gdy umierała (jako prawowita księżna, a jakże) w wieku 93 lat jej imperium rozpościerające się na trzech kontynentach warte było 100 milonów dolarów, liczyło 32 tysiące pracowników a jej nazwisko wymiawiane było z nabożeństwem (ale i przekleństwem, co zawsze idzie w parze) nie tylko wśród najbogatszych tego świata, ale i wśród elity intelektualnej i artystycznej Paryża, Nowego Jorku, Londynu…
Pierwszy instytut urody założyła w Melbourne, w roku 1902, tym samym, w którym Australijkom, jako jednym z pierwszych kobiet na świecie, przyznano prawo głosu. Nie ulega żadnej wątpliwości, że biografia Heleny Rubinstein jest częścią historii emancypacji kobiet zarówno w wymiarze zdobywania elementarnych praw, jak i uwolnienia ciała poddanego terrorowi tabu i męskiej dominacji. Jeszcze 20 lat po tym, jak wkroczyła na rynek, makijaż zarezerwowany był jedynie dla prostytutek i aktorek – to daje chyba wyobrażenie o skali rewolucji jakiej dokonała. Najważniejszym jej osiągnięciem nie było, jak sądzą, to, że powiązała urodę z nauką i zdrowym trybem życia, ale to, że związała ją ze sztuką, modą oraz z wolnością i indywidualizmem.
„Przez długie miesiące spędzone w towarzystwie Madame, każdego dnia, dowiadywałam się coraz więcej o jej darze rozpoznawania ducha czasu, nowych idei, o nieprawdopodobnej zdolności przetrwania epok, wojen, mód, zwyczajów. – powiada Michèle Fitoussi – Emancypacja kobiet w Australii, belle époque w Europie, Londyn pierwszej dekady XX wieku, uwolniony od wiktoriańskiego purytanizmu, artystyczny i literacki Montparnasse tych szalonych lat, roaring twenties w Ameryce, przedwojenny czas w Paryżu i Nowym Jorku, lata pięćdziesiąte – okres odnowy i demokratyzacji urody, konsumpcyjne lata sześćdziesiąte. A w tym wszystkim, w tle, nieustanny marsz kobiet ku ich wolności. Zawsze była tam, gdzie trzeba było być“.
Mężczyznom wydaje się wciąż, że to oni stworzyli kanon urody kobiecej, tym silniej dominując świat płci pięknej a działania Madame były kolejną, być może najsubtelniejszą formą zniewolenia niewieścich ciał i umysłów. Tyle, że to, co wydaje się mężczyznom w świecie stworzonym przez Helenę Rubinstein przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
„Miała wady i to liczne – nie ukrywa ich Michèle Fitoussi – autorytarna, wymagająca, okrutna, despotyczna, skąpa, egoistyczna, czasem nieludzka, ale jednocześnie była szlachetna, miła, uważna, pełna uroku, nieśmiała, otwarta, tolerancyjna, tryskająca humorem“.
Tak wiele było w niej pragnień, tak wiele przeżyć: euforii, cierpień i bólu, tak wiele sprzeczności, że nie pomieści ich żadna, nawet najwierniejsza i najgrubsza biografia. Jeśli, jak ja, czujecie teraz niedosyt, jeśli, jak Helena Rubinstein, wciąż chcecie więcej i więcej, to w najbliższy poniedziałek, o 18:30 przyjdzcie do MiTo porozmawiać z Michèle Fitoussi, kobietą, która wymyśliła tę opowieść. Jeśli, jak twierdzi Madame „nic tak jak praca nie likwiduje zmarszczek na twarzy i umyśle“, to czas po pracy najlepiej wykorzystacie dowiadując się o tym.
Piotr Seweryn Rosół
Wydawnictwo MUZA oraz MiTo art.café.books zaprasza Was na wieczór z Michèle Fitoussi, autorką niezwykłej biografii „cesarzowej piękna”, założycielki światowego imperium kosmetycznego, jednej z najbogatszych kobiet w historii – HELENA RUBINSTEIN. KOBIETA, KTÓRA WYMYŚLIŁA PIĘKNO.
W programie:
- rozmowa Anny Popek z Michèle Fitoussi
- podpisywanie książek przez autorkę
- pokaz zdjęć z archiwum Heleny Rubinstein
- muzyka wybrana specjalnie na ten wieczór przez Michèle Fitoussi
- wino i wypieki francuskie
- konkurs z licznymi nagrodami
- upominki kosmetyczne od Heleny Rubinstein
- after: cocktail bar