To, że Igrzyska Olimpijskie są najważniejszymi zawody w sezonie nie trzeba nikomu przypominać. Z pewnością doskonale o tym wiedzą najlepsi. Spośród pięciu złotych medali rozdanych pierwszego dnia igrzysk, trzy trafiły do postaci-symboli współczesnego sportu zimowego.
Spojrzenie fana na codzienne wydarzenia w sporcie i spojrzenie fanatyka na Igrzyska Olimpijskie
Marit Bjoergen, Sven Kramer i Ole Einar Bjoerndalen. Fani statystyk muszą być wniebowzięci - ci wielcy sportowcy śrubują kolejne rekordy. Kochamy sensacje, zaskakujące rozstrzygnięcia i mistrzów z kapelusza (aczkolwiek nieprzypadkowych), ale potwierdzenie swojej potęgi też ma swój urok. A potwierdzenie potęgi będące zaskakującym rozstrzygnięciem... Bjoerndalen jest niewątpliwie bohaterem pierwszego dnia rywalizacji w Soczi. On już absolutnie nic nie musi. Ale chce. I chwała mu za to.
Sven Kramer zaś, wciąż musi. Dzisiaj musiał wygrać 5 000 metrów i zrobił to w sposób bezdyskusyjny i oszałamiający. I musi jeszcze wygrać 10 000 metrów, których 4 lata temu w kuriozalnych okolicznościach nie ukończył. Tego jeszcze mu brakuje do dopełnienia swojej legendy.
I dobrze nam znana Marit Bjoergen. Jej zwycięstwu może zabrakło towarzystwa dramaturgi. I trudno też pisać o wielkim stylu. Bjoergen zachowała się dziś jak typowy kanibal. Po prostu wygrała. Taka już natura Norweżki. Jak i Kramera oraz Bjoerndalena. Wielkich, którzy już na dzień dobry udowodnili, że nieprzypadkowo medale nie mieszczą im się już w szufladach. Dla Holendra i Norweżki to z pewnością nie były ostatnie słowa na tych igrzyskach. A Bjoerndalen? Bjoerndalen może wszystko.