Rafał Ziemkiewicz o prawie Polski do selektywnej pamięci.
O Sprawiedliwych pisywałem wielokrotnie.
To dla mnie dosyć oczywisty temat - ułatwia go Babcia Irena, która wraz z Dziadkiem Januszem uratowała moją Matkę z warszawskiego getta. Pomaga kilkadziesiąt wywiadów, które przeprowadziłem ze Sprawiedliwymi w ramach projektu Stevena Spielberga. Pisuję o Nich wielką literą i wydaje mi się to oczywiste - nigdy nie będę w stanie wyrazić jak bardzo Ich podziwiam. Nigdy nie będę miał dość odwagi, by z przekonaniem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak zachowałbym się na Ich miejscu.
Niespełna trzy tygodnie temu napisałem parę słów z okazji otwarcia muzeum upamiętniającego rodzinę Ulmów.
Wczoraj w tygodniku DoRzeczy pojawił się tekst Rafała A. Ziemkiewicza "Męczennicy Wyklęci", w którym odnosi się do mojego felietonu.
Na początek - autorowi udał się tytuł.
Faktycznie, do wielu Sprawiedliwych przylgnęło piętno wyklętych. Podczas wojny naznaczało Ich otoczenie - to zawistne, bo ukrywanie Żyda musi oznaczać bogactwo; i to ogarnięte zwykłym ludzkim strachem o siebie i rodzinę. Po wojnie - dość przypomnieć ilu spośród Nich przez wiele lat ukrywało swoje bohaterstwo, by termin "wyklęty" zdał się być jak najbardziej na miejscu. Dopiero od niedawna Sprawiedliwi zaczęli się przyznawać do swojego bohaterstwa. Tak - słowa "przyznawać " użyłem w pełni świadomie.
To ich upamiętnia muzeum w Markowej - Sprawiedliwych.
Szantażowanych, zastraszanych i denuncjowanych. Wydawanych Niemcom przez sąsiadów, szmalcowników czy granatowych
Ratujących Żydów i z tego powodu zagrożonych śmiercią.
W kontekście tego muzeum wywody Ziemkiewicza o historii "przepraszania za Żydów" są kompletnie pozbawione sensu. Zwiedzając muzeum pomyślmy o przeprosinach dla Sprawiedliwych.
O zamordowanych Żydach starałem się nie pisać - to nie ich upamiętnia muzeum.
To hołd oddany dobrym ludziom, których na śmierć z niemieckich rąk wysłał polski policjant.
Ziemkiewicz chyba tego nie zauważył.
Babcia Irena i Dziadek Janusz wywinęli się kosztem złotych dwudziestodolarówek i srebrnej cukiernicy. Szmalcownicy nie przyszli do nich w niemieckiej asyście. Ot, szczęście.
Zupełnie nie wiem, jak odnieść się do przykładów Ziemkiewicza na temat Verdun czy Arizony, by nie narażać go na śmieszność. Pancernik USS Arizona zatopiły japońskie bomby i torpedy, a nie dezerterzy czy szmalcownicy. Ich obecność, jako element memoriału jest równie bez sensu jak koncept umieszczania napisów objaśniających widzom filmy - chociaż po ostatnich komentarzach przed telewizyjną projekcją "Idy" rozumiem skąd ten pomysł się wziął. Powoływanie się na Hannę Arendt, Judenraty czy cassus Rumkowskiego dowodzi, że kiedy się o czymś pisze, warto uzyskać na ten temat minimum wiedzy. Pobieżny rzut okiem w Internet dowodzi, że Ziemkiewicz, jak się to zdarza prawicowym publicystom piszącym o relacjach polsko-żydowskich, tej lekcji nie odrobił. Żydowscy historycy nigdy nie uchylali się od pisania o wszelkich, w tym niełatwych aspektach Zagłady. Może czas skorzystać z tego doświadczenia.
Na zakończenie chcę się odnieść do tezy autora, że wszystkie narody mają prawo do selektywnej pamięci. Nie zgadzam się z tym - ale jeżeli p. Ziemkiewicz woli, by selekcjonować pamięć o naszej historii - niech się nie oburza, gdy inni będą nam dokonywali własnej selekcji.