To bardzo niewygodna data. Niewygodna dla naszych elit, ślepo wpatrzonych w blask marszałkowskich szlifów oraz ujmujący blask jego kasztanki. Józef Piłsudski 12 maja 1926 roku wprowadził w Polsce zamach stanu oraz kilkunastoletnią dyktaturę. Warto tę datę przypomnieć, zwłaszcza, że ofiar sanacyjnej dyktatury było bardzo dużo. A dziś nikt o nich nie pamięta.
Kocham czytać. Lubię pisać. Moje serce bije po lewej stronie. I co ciekawe, od urodzenia. https://twitter.com/PrzemekPrekiel
Ofiary komunistycznego reżimu są w Polsce wynoszone na piedestał. Rozumiem to. Lata kłamstwa i dyktatury, której częścią składową było fałszowanie historii jest naganne. Ale te osoby, które ginęły w Poznaniu 1956 roku, grudniu 1970 roku i w Kopalni Wujek w stanie wojennym mają swoje pomniki, jest oddana im cześć i wieczna pamięć. Z ofiarami piłsudczykowskiej dyktatury jest zgoła inaczej.
Pamiętam debatę prezydencką z 2005 roku. Na pytanie, który polityk w całej historii RP jest dla Tuska i Kaczyńskiego wzorem, obaj zgodnie odpowiedzieli, że to Józef Piłsudski. Bez żadnej refleksji. Trudno przypuszczać, aby obaj nie znali polskiej historii. Pamięć prawicy jest jak widać krótka.
W wyniku kilkudniowych walk zginęło 379 osób. Osiem lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Polski żołnierz, nie mając się z kim bić, stanął naprzeciw samemu sobie. Gdzie jest pamięć o tych osobach? Czy są gorsze, tylko dlatego, że nie zginęli z rąk komunistów? Tyle osób nie zginęło przecież w trwającym ponad półtora roku Stanie Wojennym!
Nawet jako oficer, Józef Piłsudski nie zasługuje na szacunek. Przecież polski oficer nie kłamie, ma honor. Marszałek dał uroczyste słowo honoru, samemu prezydentowi Stanisławowi Wojciechowskiemu, iż nigdy nie wystąpi przeciwko niemu. Kłamał. W następstwie zamachu majowego, dyktatura Piłsudskiego postanowiła rozliczyć się z politycznymi przeciwnikami.
Hańbą II RP stał się Proces brzeski, w którym stanęli najwięksi, zdaniem Sanacji, wrogowie dyktatury. Byli to m.in.: Wincenty Witos, Adam Ciołkosz, Norbert Barlicki, Herman Lieberman, i wielu innych. Tym samym Piłsudski, wywodzący się z PPS ostatecznie odciął się od swojej partii, uznając PPS za swojego wroga. Na tym jednak się nie skończyło. Aresztowania były kontynuowane, aresztowano na dłużej bądź krócej ok. 5 tys. osób, w tym 84 byłych posłów i senatorów. Najsłynniejsza chyba ofiarą Piłsudskiego, był słynny gen. Tadeusz Rozwadowski, bohater wojny 1920 roku z bolszewikami. Nie poparł on zamachu stanu, w wyniku czego został zamęczony przez reżim. Generał zmarł w 1928 roku.
Solidarność ze skazanymi w Procesie Brzeskim wykazali ludzie kultury. Protest w obronie podpisali m.in.: Leopold Staff, Zofia Nałkowska, Wacław Berent, Aleksander Świętochowski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski, Julian Tuwim oraz Tadeusz Żeleński-Boy.
Wincenty Witos, który w wyniku zamachu stanu został obalony, wspominał: „ Byłem przecież już jako dorosły człowiek obywatelem innego państwa, zaborczego państwa. Byłem posłem do sejmu galicyjskiego. W tym sejmie zabierałem często głos i był to głos bardzo mocny, głos bardzo nieraz zdecydowanej krytyki poczynań rządu. Należałem do parlamentu austriackiego, więc miałem sposobność i tam głos zabrać. W czasie wojny samej byłem uważany jako zwolennik ententy za przeciwnika, więcej, za wroga państwa centralnych. I w czasie tej wojny oskarżono mnie o zdradę stanu i pięć innych przestępstw popełnionych wobec państwa austriackiego. Ale pamiętam: toczono śledztwo, robiono dochodzenie, przesłuchiwano, a jednak mimo wszystko ten rząd zaborczy, który znał moje stanowisko, znał moją pracę, moje postępowanie, nie wtrącił mnie ani do lochu, ani nie zdeptał mojej godności i mego człowieczeństwa. Wysoki sądzie, ja byłem prezesem tego rządu, który został przez zamach majowy obalony. Nie ja więc knułem zamachy, nie ja robiłem spiski, ale ja wraz z rządem stałem się ofiarą spisku i zamachu. Rząd ten nie był rządem uzurpatorskim, był rządem konstytucyjnym w sposób zupełnie zgodny z prawem, w sposób zupełnie praworządny powołany przez prezydenta Rzeczypospolitej. Kto inny robił zamach, kto inny robił spisek, a na ławie oskarżonych siedzę ja!”.
W „polskim Dachau”, czyli w Berezie Kartuskiej, władza rozprawiała się z niepokornymi wobec dyktatury nie gorzej niż zaborcy. Pomysłodawcą był ówczesny premier prof. Leon Kozłowski. Każdy, kto trafił do Berezy, bywał na wstępie pobity i zelżony, żeby wiedział dobrze, gdzie trafił. Do więźniów zwracano się per „skurwysyni”, „ścierwo” lub „kurwo”. Na Berezę, jak wiadomo, zgodził się sam Piłsudski. Jak sam stwierdził „na rok”. Jednak Bereza funkcjonowała aż do wybuchu wojny.
W historię obozu niechlubnie wpisał się płk Wacław Kostek-Biernacki, wojewoda poleski. Ten fanatycznie oddany Piłsudskiemu żołnierz z upodobaniem i sadystycznym zacięciem znęcał się nad więźniami. Stanisław Cat-Mackiewicz, były poseł BBWR, zwolennik Sanacji, który na kilkanaście dni trafił do obozu pod zarzutem „osłabienia ducha obronnego Polaków” pisze o Kostku Biernackim: „W oddanym mu pod opiekę obozie koncentracyjnym z lubością wymyślał tortury, z prawdziwie degeneracką lubością nazywając je pieszczotliwymi nazwami: »gimnastyką«, »regulaminem«”.
Z innych „łask” w Berezie było min. oddawanie moczu w ciągu zaledwie czterech sekund, codzienne pobudki o 4 rano, z tym, że trudno to nazwać to snem, gdyż co pół godziny każdy z więźniów był budzony przez strażników, a jeśli by się jednak nie obudził, natychmiast oblewany był lodowatą wodą. To wszystko miało miejsce nie w stalinowskich kazamatach czy niemieckich obozach koncentracyjnych, lecz w idealizowanej II RP, która dla wielu do dziś jest symbolem patriotyzmu i wzoru odbudowanej państwowości.