Wojciech Pestka
Gdyby Polacy nie byli Polakami
Kresowa Apokalipsa : reportaże i perory
Wojciech Pestka Gdyby Polacy nie byli Polakami Kresowa Apokalipsa : reportaże i perory Wydawnictwo Wysoki Zamek
REKLAMA
Za każdym razem kiedy sięgam po taką książkę jak zbiór reportaży Wojciecha Pestki, czuję z jednej strony wzruszenie, z drugiej zaś niepokój. Obawiam się zawsze, że znajdę tam cień wypowiedzi jednego z naszych polityków, sugerujący, że mamy prawo do tego, by na dawnych ziemiach II Rzeczpospolitej czuć się jak u siebie w domu. To być może naturalne stwierdzenie może nie podobać się tym, którzy zdążyli wrosnąć w tamte ziemie i uczynić ją swoją małą ojczyzną. Obawiam się wtedy o pozostawione tam groby i inne ślady polskości, obawiam się też o naszych rodaków, którzy tam trwają i prawdopodobnie trwać będą. Można powiedzieć, że obawiam się zarówno nacjonalizmu polskiego, jak i litewskiego czy ukraińskiego. Historia bowiem może być przyczynkiem sporu, ale może też być przyczynkiem do budowy mostów i porozumień. Oczywiście znając już reportaże kresowe Wojciecha Pestki, choćby z Do zobaczenia w piekle, uznałem, że fałszywe zrozumienie zarówno książki, jak i intencji Autora, jest minimalne, ochoczo zabrałem się za lekturę.

Przyznam się bez bicia, że reportaże związane z Litwą czy Ukrainą nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Częściowo winię za to moją znajomość tematu, częściowo jednak układ samej książki, którą otwierają reportaże z Łotwy. Oto wszedłem na lądy zupełnie mi nieznane. Polonia łotewska raczej nie znajdowała się w kręgu zainteresowań piewców Kresów, którzy, z przyczyn naturalnych, skupiali się raczej na zieniach, które znajdowały się w granicach II RP. Tu zaś, wręcz z wielkokalibrowej armaty, zostałem zaatakowany i powalony n kolana opowieścią Wiktora Bagińskiego, jednego z ostatnich Polaków z Windawy. Polonia łotewska, być może nieliczna i najeżona wieloma zruszczonymi przybyszami z innych republik, jest dla nas swoistą ziemią nieodkrytą i pewnie niedocenioną przez naszą dyplomację. Cóż bowiem znaczy sześćdziesięcio cztero tysięczna populacja? Niezorganizowana, nie roszczeniowa, mała. Słowem trudno zbić na niej kapitał polityczny. Jednak, co pokazuje przypadek Knutsa Skujenieksa, poety nominowanego do Nagrody Noba, który przyznaje się do polskich korzeni, odcisnęła ta polonia swój dość znaczący ślad na łotewskiej kulturze. I właśnie ta świadomość niedocenienia, braku wiedzy i zainteresowania są jak wyrzut sumienia dla piszącego te słowa, a powinny być dla nasz wszystkich.
Bo przecież to nasza wspólna spuścizna.