Live from the crime scene, czyli CSI 1944
Live from the crime scene, czyli CSI 1944 https://www.facebook.com/1944pl

Pamięć o Powstaniu Warszawskim stała się niestety polem politycznej i ideologicznej walki mającej na celu stworzenie "właściwej" interpretacji historii. Muzeum Powstania Warszawskiego wiedzie prym w budowaniu narracji opartej na infantylnych kliszach i uproszczeniach

REKLAMA
Z roku na rok obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego stają się swoją własną karykaturą, a pamięć o ofiarach cywilnych jest zagłuszana w mediach przez kolejne idiotyczne dyskusje takie jak o koncercie Madonny 1 sierpnia. Problem ze społeczną pamięcią Powstania Warszawskiego leży jednak w zupełnie innym miejscu.

Muzeum Propagandy Wojennej
Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi politykę historyczną wokół powstania w bardzo specyficzny sposób. Dyrekcja MPW stara się z całych sił dotrzeć do młodzieży. Przy czym młodzieżą dla twórców muzeum są również dzieci w wieku przedszkolnym, które w „Sali Małego Powstańca” mogą się pobawić w powstanie w obecności repliki pomnika Małego Powstańca. Ta rzeźba mająca chwalić odwagę nastolatków i dzieci, którzy stanowili znaczącą część sił powstańczych, mówi bardzo wiele o stosunku polskiego społeczeństwa do życia dzieci i do wojny. Z tej perspektywy nastolatki i dzieci były jedynie „zasobem ludzkim”, który można było wykorzystać jako materiał, z którego można stworzyć użytecznego dla narodu żołnierza.
Muzeum Powstania Warszawskiego zapewnia odwiedzającym je dzieciom solidną dawkę bezmyślnego patriotyzmu w duchu podziwu dla tragedii jaką zawsze jest wojna. Hanna Gill-Piątek tak wspomina obowiązkową wycieczkę szkolną swojego syna do MPW:
po obowiązkowej wycieczce do Muzeum Powstania Warszawskiego mój syn został zapytany przez przewodnika, czy powstanie było słuszne, i zbesztany, kiedy próbował zaprzeczyć. Potem dzieci wybierały sobie role: sanitariuszki, kuriera, żołnierza. Naprawdę bardzo fajna zabawa.”
Trochę starsza młodzież również otrzymuje swoją dawkę propagandy dostosowaną do estetyki i gustów nastolatków. MPW w tym roku przygotowało koncert w ramach projektu „Morowe Panny”, gdzie współczesne piosenkarki miały przekazać publiczności „kobiecy punkt widzenia” na Powstanie Warszawskie. Cały projekt "Morowe Panny" operuje na prostym przekazie, gdzie powstanie jest romantyczną historią, a uczestniczki powstania przypominają z wyglądu Larę Croft. W wyniku projektu "Morowe Panny" powstała „porażająca” piosenka i teledysk „Idziemy w noc”.
Oto trójka młodych ludzi w drodze do klubu przenosi się w czasie i trafiają do gry komputerowej wzorowanej na filmie Sucker Punch, gdzie naszych bohaterów gonią nazistowskie roboty oraz żelazne ptaki zrzucające niewybuchające bomby. Komiksowa estetyka sprowadzająca Powstanie Warszawskie do przygody wzorowanej na grze komputerowej nie jest jednak „wypadkiem przy pracy” wynikającym z chęci „przybliżenia młodzieży ideałów powstania”.
Całe Muzeum Powstania Warszawskiego jest skonstruowane w ten sposób, aby móc przekazać młodzieży i dzieciom dosyć prosty przekaz pt. „powstanie było cool”. Narracja, według której jest skonstruowane muzeum jest nastawiona na przekonanie zwiedzających o tym, że Powstanie było zwycięstwem moralnym. Przy czym nie ma w muzeum miejsca na inną interpretację niż ta, która akceptuje decyzję dowództwa AK o wywołaniu powstania. W muzeum nie ma również miejsca, które pokazałoby krytykę decyzji dowódców powstania oraz rządu emigracyjnego ze strony samych powstańców, ludności cywilnej lub historyków. Znalazło się natomiast w muzeum miejsce na elementy rozrywkowe takie jak model Liberatora lub czystą i elegancką instalację udającą kanał, gdzie dzieci mogą się pobawić w Małego Powstańca. Znalazło się w muzeum również miejsce na salę poświeconą słynnemu uczestnikowi powstania czyli Janowi Pawłowi II. Tyle samo miejsca co na sławienie Jana Pawła II dyrekcja powstania poświęciła na instalację pt. „Ludobójstwo na Woli”, która jest jedyną częścią muzeum, gdzie przekazuje się zwiedzającym dokładne informację o tym jaki był rzeczywisty koszt poniesiony przez ludność cywilną za brawurę dowódców powstania. Pokazuje to jaki jest niezbyt umiejętnie ukrywany przekaz ideologiczny, który niesie MPW. Ofiary masowych gwałtów i ludobójstwa zostały zrównane w skali 1 do 1 z rolą jaką odegrał Karol Wojtyła w tworzeniu mitu Powstania Warszawskiego.
Ideologicznym celem Muzeum Powstania Warszawskiego jest zbudowanie bardzo jednoznacznej i niepodlegającej dyskusji narracji o patriotyzmie i bohaterstwie uczestników Powstania, gdzie dowódcy powstania jawią się jako geniusze wojskowości oraz mężowie stanu walczący ramię w ramię ze słabo uzbrojonymi nastolatkami, którym kosztem własnego życia oraz życia cywili udało się walczyć przez dwa miesiące ze świetnie wyszkoloną i wyposażoną armią Rzeszy. Dlatego dyrektor muzeum Jan Ołdakowski stworzył muzeum odwołujące się do emocji i prostej patriotycznej narracji, w której nie ma miejsca dla dzieci mających wątpliwości co do słuszności powstania. Dlatego w sklepie muzealnym rodzice dzieci w wieku 3-4 lat mogą swoim pociechom za jedyne 16 złotych kupić t-shirt z hasłem „Siekiera, motyka, piłka, szklanka. W nocy nalot, w dzień łapanka”.
Bloger Gothmucha dobrze oddał moje odczucia w stosunku do całokształtu działalności Muzeum Powstania Warszawskiego:
„Nie potrafię świętować rocznicy powstania warszawskiego i nie trafia do mnie sposób jego celebracji promowany w Polsce. Przeraża mnie celebrowanie udziału dzieci w działaniach wojennych i wskazywanie, że to jest właściwa droga działania. Przeraża mnie celebrowanie działań, które doprowadziły do unicestwienia najpiękniejszego z polskich miast - jego ulic, placów budynków, ale przede wszystkim zamieszkujących je ludzi. Ludzi takich jak my, mających swoje życia, marzenia, plany. Przeraża mnie celebrowanie pamięci ludzi, którzy podjęli decyzję o wybuchu powstania i skazaniu miasta i zamieszkujących go ludzi na śmierć. Najbardziej jednak przeraża mnie bezrefleksyjność tych działań, przekazującą jedynie słuszną wizję powstania dalej i dalej, bez zastanowienia się i cienia pokory. Powstanie to nie jest fajna sprawa i nie jest cool. Powstanie to nie są wlepki, piny i zmienione zdjęcie na fejsbuku. Powstanie to strach, śmierć, głód, ból i cierpienie. I nie ma w tym nic, czego chciałoby się samemu doświadczyć, a tym bardziej pozwolić, by doświadczyły tego nasze dzieci.

Alternatywna opowieść
Pomimo tego, że Muzeum Powstania Warszawskiego jest w praktyce monopolistą w tworzeniu mitycznej historii Powstania Warszawskiego, to poza muzeum również są tworzone projekty dotyczące historii uczestników i uczestniczek powstania. Jednym z takich projektów jest film i strona internetowa „Powstanie w bluzce w kwiatki” stworzone w 2009 roku przez Fundację Feminoteka. Co ciekawe na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego nie żadnego odnośnika do tego filmu.
Film „Powstanie w bluzce w kwiatki” można obejrzeć tutaj:
Powstanie w bluzce w kwiatki - film
Podczas premiery tego filmu uczestniczki i uczestnicy powstania wspominali, że po doświadczeniu Powstania Warszawskiego, ich marzeniem jest to aby ludność Polski nie musiała doświadczać tak potwornej sytuacji.
Jedna z uczestniczek powstania Alicja Kubecka (W momencie wybuchu powstania miała 17 lat. Powstanie spędziła na Starówce, zgłosiła się na ochotnika. Więźniarka Ravensbrück) wspomina dlaczego mieszkańcy Warszawy mieli pretensje do powstańców:
„Była pretensja do powstańców. Nie reagowałam na takie zachowania, ponieważ moja reakcja nic by nie dała. Słyszałam kilka razy pretensje: „Po co żeście zrobili to powstanie? Po co ono jest potrzebne?” Powiem pani szczerze, że nie chcę się wypowiadać publicznie, jakie mam obecnie przemyślenia na ten temat. To jest niepotrzebne, ale inaczej człowiek myśli jak ma 17 lat, a inaczej to ocenia później.
A jak Pani teraz to ocenia?
Nie, nie będę mówić... Mogę powiedzieć, że tamte czyny to było wielkie, ogromne bohaterstwo. No było.
Powstańcom należy oddać wielką cześć za to, co zrobili. Tylko po co?”

Inna uczestniczka powstania Teresa Bojarska (Łączniczka i szyfrantka ZWZ-AK. Kiedy wybuchło powstanie miała 21 lat i „duży staż konspiracyjny”) wspomina jak doszło do poddania Mokotowa:
„W piwnicy był szpital, tu była ze szpitala wybita dziura w cegle. Tam było bardzo dużo cywilnych ludzi, ale oni mi oddali kozetkę. Jak padł Mokotów, 27 września, chłopcy poszli do kanałów. Bardzo długo toczyły się te rozmowy na temat kapitulacji Mokotowa. Pułkownik „Daniel” był ranny, pułkownik Karol uciekł pierwszy kanałami do Śródmieścia. Rannego „Daniela” zastępował major „Zryw”, który wysłał dziewczynę, która przyszła i rzuciła na łóżko taki fantastyczny granat, „gamon” angielski, którego ja nie znałam. I powiedziała: wejdą Niemcy, to ja rzucę granat i wszyscy giniemy. Nauczyła mnie, jak się z tym granatem obchodzić.
W tej piwnicy były kobiety, jakiś człowiek umierał na ziemi. Tam było bardzo dużo ludzi, ciągle ktoś przychodził i wychodził. I te kobiety zaczęły błagać majora: „Nie brońcie się już, poddajcie się, bo tu mamy dzieci.” Podała majorowi do rąk malutkie dziecko. On je tak podniósł, popatrzył. Oddał tej kobiecie, nachylił się do mnie i powiedział: „Oddaj granat, nie bronimy się.” Wtedy zdecydował poddać Mokotów.(…)
Ja zostałam w tej piwnicy sama, bo potem wyszli wszyscy cywilni. A Niemcy szli i wrzucali przez te okienka granaty do piwnic. Słyszałam ich coraz bliżej, wtedy się zwlokłam z tej kozetki. Niska taka była. Podpierając się ręką, chwyciłam plecak porucznika Pasa w zęby i zaczęłam się czołgać. Wtedy chyba padł granat, bo zostałam ranna w głowę i w całą prawą stronę i ocknęłam się już w tym szpitalu. Dziewczyny jakieś nieznane mi siedziały nade mną i się cieszyły i mówiły: no żyjesz, żyjesz, bo ja byłam… nie wiem co się stało.”

Jak widać narracja „Powstania w bluzce w kwiatki” pokazuje złożoność tragicznej sytuacji uczestników powstania oraz ludności cywilnej, która nie miała bezpośredniego wpływu na decyzje dowódców. Natomiast narracja wysmażona w ramach projektu „Morowe Panny” gubi wiele warstw tej tragedii zamieniając ją w absurdalną opowieść rodem z gier komputerowych lub komiksów.

„Wstrząsnąć sumieniem świata” składając ofiarę z mieszkańców Warszawy
Wśród historyków i publicystów toczy się coraz bardziej wyciszana przez patriotyczną propagandę czynu powstańczego dyskusja wokół odpowiedzialności przywódców Powstania Warszawskiego za masakrę ludności cywilnej oraz powstańców. Dyskusja ta jest zbyt skomplikowana, aby streścić ją w kilku akapitach. Warto jednak wrócić do motywacji jakie mieli dowódcy w momencie podejmowania decyzji o wywołaniu powstania.
Marcin Orliński przypomniał w tygodniku Przekrój wypowiedź generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, który na kilka dni przed wybuchem powstania podczas narady Komendy Głównej AK stwierdził:
„Musimy się zdobyć na czyn, który wstrząśnie sumieniem świata. W Warszawie mury się będą walić i krew poleje się strumieniami, aż opinia światowa zmusi rządy trzech mocarstw do zmiany decyzji z Teheranu".
Okulicki w tym samym czasie powtarzał, że „Niemcy są już pokonani” a przeciwnikom wywołania powstania zarzucał tchórzostwo.
Warto zwrócić uwagę, na to jakie miejsce w rozważaniach Okulickiego zajmowało życie ludności cywilnej. Dla Okulickiego życie cywili było jedynie walutą, której można użyć w negocjacjach z trzema mocarstwami. Oprócz niczym nieuzasadnionej pewności siebie Okulicki pokazał na czym polegała specyfika myślenia osób podejmujących decyzję o powstaniu. Byli oni całkowicie pewni wygranej i stosując magiczne myślenie wierzyli, że tysiące ofiar „ruszą sumieniami świata”. Dochodzimy tutaj do pewnego paradoksu: przywódcy USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR mieliby być bardziej wrażliwi na śmierć ludności cywilnej Warszawy niż sam generał Okulicki, który chciał poświęcić ich życie w celu ułatwienia negocjacji politycznych rządu emigracyjnego.

Pamiętajmy o ofiarach Powstania Warszawskiego
Paradoks pamięci o powstaniu polega na tym, że tworzą ją politycy historyczni urodzeni wiele lat po wybuchu powstania tacy, jak Jan Ołdakowski lub liderzy różnych nurtów nacjonalistycznej prawicy, którzy wiedzę o powstaniu czerpią głównie z książek, mitów i anegdot. Wytwarzają oni uproszczony komiksowy obraz powstania, gdzie nieskończone dobro walczy z nieskończonym złem i gdzie nie ma miejsca na żadne odcienie szarości. Mieszkańców Warszawy, którzy zginęli w powstaniu nikt nie może się już zapytać o opinię. Często w bombardowanych piwnicach ginęły całe rodziny, więc często nie żyją osoby, które mogłyby utrzymywać pamięć o tych ofiarach. Miejsce nad znikającą refleksją o ofiarach cywilnych powstania zajmują mity o „niezwyciężonych” powstańcach.
W zgiełku tej patriotycznej propagandy, która zalewa co roku media giną głosy nawołujące do rozsądku i umiaru w świętowaniu humanitarnej katastrofy jaką było Powstanie Warszawskie. Konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek udzielił bardzo istotnego głosu w dyskusji wokół świętowania rzezi ludności cywilnej jaką niestety stało się Powstanie Warszawskie.
Przypomniał on o losie 200 tysięcy ofiar cywilnych powstania:
„W chwili gdy Powstanie wybuchło, byłem zaledwie rocznym dzieckiem. Straciłem już oboje rodziców. Mama zmarła bezpośrednio po porodzie. Ojciec siedział na Pawiaku, aresztowany przez Niemców, by w końcu zostać zamordowanym w jednym z podobozów KL Gross Rosen. Opiekowały się mną kuzynki matki. (…)
Co do mnie, to przez prawie dwa miesiące Powstania mieszkałem w piwnicy jednej z kamienic przy ulicy Siennej. Jakie panowały tam warunki, łatwo sobie wyobrazić. Dość że ciężko zachorowałem, a nie było żadnych możliwości skutecznego leczenia. Jedynie cud chyba, troska moich opiekunek i wysiłek pewnego lekarza uratowały mi życie. Przez całe następne lata aż do dnia dzisiejszego zapadałem na kolejne choroby będące najprawdopodobniej rezultatem tego, co mnie spotkało w sierpniu i wrześniu 1944 r. (…)
Mogę zatem powiedzieć, że choć nie miałem w ręce broni, nie roznosiłem meldunków, nie opatrywałem rannych i nie grzebałem zabitych, też jestem w jakimś sensie powstańcem. Ale moje losy z pewnością nie są odosobnione. Setki, o ile nie tysiące warszawiaków przeżyły Powstanie w podobny sposób. Można więc powiedzieć, że moje przeżycia były typowe.

Piotr Winczorek proponuje, aby przywrócić w pamięci polskiego społeczeństwa należyte proporcje pomiędzy bohaterstwem a losem ofiar powstania:
„Powstanie zasługuje na upamiętnienie nie tylko jako przykład poświęcenia i heroizmu jego bezpośrednich uczestników, ale także jako wydarzenie pełne smutku. Dniem takiego upamiętnienia powinien być więc, moim zdaniem, nie dzień jego rozpoczęcia, lecz dzień jego tragicznej kapitulacji. Powinien być to dzień wspomnień, żalu i żałoby.”

Niestety obawiam się, że politycy historyczni zarządzający naszą pamięcią historyczną nie wezmą sobie do serca tych słów i zamiast pamięci o ofiarach powstania otrzymamy w przyszłym roku kolejny koncert zamieniający Powstanie Warszawskie w grę komputerową dla dzieci w wieku powyżej 10 lat.