Reklama.
Język jakim ks. Oko się posługuję wzbudzać powinien nie tylko zażenowanie, lecz również obrzydzenie i sprzeciw w chrześcijaninie, który poważnie traktuje przesłanie Ewangelii. Brak w nim miłości bliźniego, szacunku i duszpasterskiej delikatności, którą powinien się charakteryzować każdy naśladowca Chrystusa i o której w swoim katechizmie mówi sam Kościół Rzymu.
Sposób w jaki naczelny kościelny homospec nagina i manipuluje badaniami i metodologią jest po prostu obrzydliwy. Mamy tu bowiem do czynienia z apogeum naukowej niedorzeczności. Milczenie i obojętność głównego polskiego Kościoła chrześcijańskiego i instytucji, którą ks. Oko reprezentuje pokazuje, że najwidoczniej jego przełożeni muszą się z takim dyskursem w jakimś stopniu zgadzać.
Biskupi potrafią uciszyć ks. Bonieckiego lub ks. Lemańskiego, ale grubiańskiego i kompromitującego chrześcijaństwo w kraju ks. Oko już nie. Biskupi potrafią uderzyć pięścią w stół, gdy czują się obrażani przez "ateistów", "feministki" czy "homolobby"; nie reagują jednak, gdy ich podwładny obraża „maluczkich” i tych, w stosunku do których powinien „unikać niesłusznej dyskryminacji”.
Jak pokazują opisane w artykule Natemat reakcje niektórych hierarchów, argumenty Bogusławskiego są zbywane. Powołują się oni przy tym między innymi na braki formalne pisma (nieodpowiedni adresat listu). Zastanawiam się tylko jak długo mogą i będą oni grać w tę medialną ciuciubabkę?
Czy na grzechy polskiego Kościoła rzymskokatolickiego nie ma rzeczywiście żadnego panaceum?