Marcin Bogusławski w liście otwartym do Episkopatu z chrześcijańskim miłosierdziem wykazuje grzechy rzymskokatolickiego homospeca ks. Oko. Trudno Bogusławskiemu nie przyklasnąć. Adresaci problemu jednak zdają się nie dostrzegać. Jak długo?
Język jakim ks. Oko się posługuję wzbudzać powinien nie tylko zażenowanie, lecz również obrzydzenie i sprzeciw w chrześcijaninie, który poważnie traktuje przesłanie Ewangelii. Brak w nim miłości bliźniego, szacunku i duszpasterskiej delikatności, którą powinien się charakteryzować każdy naśladowca Chrystusa i o której w swoim katechizmie mówi sam Kościół Rzymu.
Sposób w jaki naczelny kościelny homospec nagina i manipuluje badaniami i metodologią jest po prostu obrzydliwy. Mamy tu bowiem do czynienia z apogeum naukowej niedorzeczności. Milczenie i obojętność głównego polskiego Kościoła chrześcijańskiego i instytucji, którą ks. Oko reprezentuje pokazuje, że najwidoczniej jego przełożeni muszą się z takim dyskursem w jakimś stopniu zgadzać.
Biskupi potrafią uciszyć ks. Bonieckiego lub ks. Lemańskiego, ale grubiańskiego i kompromitującego chrześcijaństwo w kraju ks. Oko już nie. Biskupi potrafią uderzyć pięścią w stół, gdy czują się obrażani przez "ateistów", "feministki" czy "homolobby"; nie reagują jednak, gdy ich podwładny obraża „maluczkich” i tych, w stosunku do których powinien „unikać niesłusznej dyskryminacji”.
Jak pokazują opisane w artykule Natemat reakcje niektórych hierarchów, argumenty Bogusławskiego są zbywane. Powołują się oni przy tym między innymi na braki formalne pisma (nieodpowiedni adresat listu). Zastanawiam się tylko jak długo mogą i będą oni grać w tę medialną ciuciubabkę?
Czy na grzechy polskiego Kościoła rzymskokatolickiego nie ma rzeczywiście żadnego panaceum?