Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska
Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska

Jeden z pierwszych dni sierpnia. Gorących, takich, w jakie można by pojechać nad wodę lub na wycieczkę. A więc idą ku pociągowi, wesoło, ale jakoś inaczej niż zwykle, najpierw czwórkami, trzymając się za ręce, a potem już jak popadnie. Skwar wypija resztki myśli, pochyla ku ziemi brodacza idącego pośrodku gromady dzieci. Za nim kobieta – wysoka, szczupła, o zamaszystych ruchach, zmusza się do uśmiechu. Obok dzieci, które jakby przeczuwając kłamstwo, ciągną ją za spódnicę i pytają niecierpliwie: „pani Stefo, dokąd, pani Stefo..?”

REKLAMA
W 70. rocznicę ostatniej drogi Janusza Korczaka i dzieci z Domu Sierot przy Siennej 16 ukazują się w prasie dziesiątki artykułów o Starym Doktorze. Na próżno szukam w nich nazwiska kobiety – Stefanii Wilczyńskiej, najbliższej współpracownicy Korczaka, wybitnej pedagog, wieloletniej Zarządzającej Domu Sierot i Bursy, dla której przy nazwisku Doktora brakuje zwykle miejsca. To właśnie o niej, a nie o Korczaku, myślę przede wszystkim, gdy czytam o drodze sierot na Umschlagplatz. O tym, co czuło serce opiekunki, gdy rankiem szykowała dzieci do drogi. Gdy pakowała kanapki, i spisywała w myślach listę rzeczy, których nie zdążyła zrobić: o pracach pedagogicznych, których nie napisała, o sierocińcach, których nie odwiedziła, o rodzinie, której nigdy nie założyła. Gdy wraz z Korczakiem wesoło opowiadała o wycieczce, pragnąc oszczędzić im strachu do samego końca. Wreszcie – o ostatnich myślach kobiety, która wszystkie marzenia odstawiła na bok, po to, by opuszczonym dzieciom żydowskim dać namiastkę domu – i teraz trzymała je za ręce w drodze do bydlęcego wagonu.
logo
Stefania Wilczyńska

Wilczyńska stanęła u boku Korczaka w 1912 roku, jako 26-letnia wychowawczyni Domu Sierot przy Krochmalnej. Skromna i pracowita, bez wahania opuściła zamożny rodzinny dom i podjęła pracę bez wynagrodzenia. Podopieczni ją uwielbiali. „Dzieci w Domu Sierot na Krochmalnej czuły się od początku w przyjaznej atmosferze, nie znały koszarowego drylu, strachu, przemocy, delatorstwa. Stosunek do ich drobnej własności, poszanowanie ich upodobań i chceń, jedzenie na porządnych nakryciach i to, co się na nich jadło, zaufanie i pieszczota zbliżały sposób ich życia do form panujących w średniozamożnej, kochającej się rodzinie” – wspominała Hanna Mortkowicz-Olczakowa. Wilczyńska była autorką wielu koncepcji wychowawczych realizowanych w Domu Sierot, innowatorskich w tamtych czasach – do jej pomysłów należał m.in. system dyżurów.
Z wybuchem I wojny światowej Korczak został powołany do wojska,
a Wilczyńska została sama z dziećmi i domem pogrążonym w finansowych tarapatach. Próba sił nastąpiła jeszcze kilka razy: w czasie wojny polsko-bolszewickiej, gdy Korczak zaraził się tyfusem, oraz podczas jego kolejnych podróży i urlopów, które brał po to, by pisać książki - Wilczyńska sama organizowała zespół i pozyskiwała fundusze.
Poszukując nowych możliwości rozwoju podróżowała do Palestyny, by zapoznawać się z kibucowymi placówkami wychowawczymi. Dostała pozwolenie na stały pobyt w Palestynie. Ale wróciła do Warszawy wiosną 1939 roku, gdy pogłoski o wojnie nabierały coraz wyraźniejszych konturów. „Moje dzieci są w Warszawie. Tu są moje dzieci” – napisała wówczas.
Aż do lata 1942 roku Wilczyńska z Korczakiem organizowali życie w Domu Sierot tak, by płynęło zwyczajnym trybem, mimo wojny i częstych zmian lokalizacji. W porównaniu z pozostałymi dziećmi z getta podopieczni byli dobrze odżywieni, nie chorowali na tyfus, a w 1940 wyjechali nawet na zwyczajową kolonię letnią w „Różyczce” w Gocławku pod Warszawą. Zarówno Korczak, jak i Wilczyńska stanowczo odrzucali każdą propozycję przejścia na tzw. aryjską stronę, poza mury getta.
„Nie – mówili ze Stefą – dzieci nic nie wiedzą, robimy wszystko, aby było spokojnie, bez paniki” – wspominała początki sierpnia 1942 roku Helena Merenholc, bliska znajoma Korczaka i Wilczyńskiej. Piątego sierpnia 1942 roku, bo tę datę historycy podają najczęściej, wyprowadzono sierociniec Korczaka: dwieście dzieci i około dwudziestu członków personelu. Nie ma pełnej zgody co do trasy, którą szły dzieci – pewny jej jest natomiast Marek Rudnicki, który zapewnia, że szedł z Korczakiem od Siennej do Umschlagplatz: „Ta droga z Siennej przez Leszno, Karmelicką, Dzielną, Zamenhofa do ulicy Stawki wydawała się bardzo długa”. „Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład, automatyzm, apatia. (...) Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony, mamlał coś od czasu do czasu do siebie. (...)Nie były to chwile filozoficznych refleksji; to były chwile tępej, milczącej rozpaczy bez granic, już bez pytań, na które nie ma odpowiedzi” – relacjonował dalej Rudnicki.
Po kilku godzinach pochód dzieci otoczonych, jak zapewniają świadkowie, kordonem Niemców z bagnetami postawionymi na sztorc, dotarł do bramek Umschlagplatzu. Nic nie dało się już zrobić, poza jednym. „Janusz Korczak zapewniał mnie w rozmowie przeprowadzonej w godzinach rannych na placu Grzybowskim, że »wystarał się dla swoich dzieci o specjalny wagon«” – relacjonowała Luba Blum-Bielicka.
Dokor Anna Margolis, kierowniczka poradni dla dzieci „Kropla mleka”, która przybiegła do Domu Sierot w chwilę po otrzymaniu wiadomości o wyprowadzeniu dwustu wychowanków Domu Sierot, tak opisuje to, co zobaczyła: „Drzwi były otwarte: kawa się gotowała, łóżka nie zasłane. Wszędzie rozgardiasz. A w dużej sali, gdzie była oszklona ściana, siedział chłopiec. Wrócił on z pracy, z nocnej zmiany. Do walizki wkładał papiery Korczaka, aby je przesłać na aryjską stronę”.
Dość. W tym miejscu uruchamiam wyobraźnię, przy tych łóżkach niezasłanych i kawie, która stygnie. Widzę ich na Siennej, potem na Placu Grzybowskim, gdzie potykają się o wykopy wokół nowego wieżowca. Na Grzybowskiej mijają grupki zabieganych biznesmenów, dzwonki komórek zagłuszają ich cichy śpiew. Przechodzą po światłowodach kładki na Chłodnej, a gdy skręcają w Aleję Solidarności, głośna ulica nagle milknie. Przy Pawiaku postój na łyk wody, potem dalej, Zamenhofa, po lewej budynek Muzeum, które już za chwilę opowie ich historię. Stawki. Umschlagplatz? Nie, Młodzieżowy Dom Kultury Muranów.
Czy to tutaj, Pani Stefo?
(Ucisk w sercu).

Karolina Przewrocka

Fundacja im. M. Schorra, która w Roku Korczaka promuje sylwetkę Stefanii Wilczyńskiej, zaprasza wszystkich zainteresowanych do odwiedzenia facebookowego profilu „Kochana Pani Stefa”.