Nowy, ważny człowiek w MSZ postanowił spotkać się z dziennikarzami i pogadać w trochę mniej oficjalny sposób o tym, co nowego w polskiej polityce zagranicznej i co czeka polską dyplomację i nawet samych dyplomatów w erze „dobrej zmiany”.
Szybko okazało się, że zmiany będą i to dość szybko. Jeszcze w tym roku około 30 ambasadorów zmieni miejsce swojej pracy, co dla wielu z nich oznacza, że zwyczajnie zostaną odwołani. Taki los spotkał już Madryt, a wkrótce do grona odwołanych dołączy szef placówki w Brukseli (dowiedział się o tym w czasie wizyty Prezydenta RP), w dalszej kolejności mogą się powoli pakować także dyplomaci z Berlina, Londynu, Paryża, Ottawy czy Waszyngtonu.
Cóż, w gmachu przy al. Szucha doszli do wniosku, że jak zmieniać, to na całego. Ale przecież władza nie jest taka zła - urzędnicy z MSZ sezon na ambasadorskie „wykopki” planują latem. Chodzi m.in. o to, aby dzieci dyplomatów mogły skończyć rok szkolny w danym kraju. Ten gest miłosierdzia miał być okazany wszystkim, bez wyjątku.
I tu, największe zaskoczenie - skoro wobec wszystkich to i wobec Arabskiego. A przecież wiadomo jak nowa władza nie lubi Tomasza Arabskiego, uważając, że sam jest winien wszystkiemu czemu na imię Smoleńsk. Dlatego też jego głowa spadła niemal natychmiast i dzięki osobistej decyzji szefa MSZ już ostatnie Święta Bożego Narodzenia mógł spędzić pod polskim niebem.
Tymczasem, jak poinformowano dziennikarzy (a relację z tego zamieściło zarówno Polskie Radio, jak i portal Onet.pl), jego rodzina nadal może się cieszyć ciepłem hiszpańskiego słońca. MSZ twierdzi, że żona byłego ambasadora i jego pociechy zostały w Hiszpanii, aby spokojnie zakończyć naukę i dotrwać do końca roku szkolnego.
I byłoby to piękne, a nawet wielkoduszne, gdyby nie było zwyczajnym kłamstwem. Fakty są inne i pokazują, że odwołaniem można najbardziej zatruć życie właśnie dzieciom nielubianego przez nową władzę dyplomaty.
Rodzina Arabskiego została zmuszona do opuszczenia rezydencji i wyjazdu z kraju akredytacji z dniem 18 grudnia ubiegłego roku. Kłamstwem jest także i to, że dzieciom dano szansę na dokończenie nauki w Madrycie. Od stycznia uczą się w jednej z gdańskich szkół, podobnie żona - także wróciła (bo i czemu miałaby zostać w Hiszpanii, przecież nie była pracownikiem MSZ) do Polski. Tomasza Arabskiego i jego rodzinę łatwo można spotkać w Gdańsku, mieszkają tam gdzie mieszkali, chodzą do tego samego kościoła co wcześniej, robią zakupy w tych samych sklepach co reszta ich sąsiadów.
Czemu w MSZ skłamali? Może chcieli być tak eleganccy, jak jakobini dekapitujący swoich politycznych wrogów. Ponoć niektóre spadające głowy układali w koszach i owijali w jedwabne chusty, żeby nie wyglądało to tak strasznie.