Nergal wyznał, że jest nie tylko szczęśliwym posiadaczem książki Hołowni i Prokopa, ale nawet ją czyta. Niestety po lekturze jego bloga widzę, że bez zrozumienia. Jak na razie...
Nergal nie rozumie dlaczego Prokop dominując nad Hołownią intelektem i wyrobieniem, a ponadto czystym i nieskażonym religijnym zabobonem umysłem, nie dokonuje nokautu na interlokutorze, a tylko wygrywa z nim na punkty.
Ale nie to spędza sen z powiek guru wyzwolonej części show-biznesu, najbardziej boli go to, że "w naszym kraju po prostu nie wypada wyśmiewać pewnych rzeczy" dlatego biedny libertyn podchodzi do religii "jak pies do jeża". Oczywiście, sprawę rozwiązałaby eliminacja w publicznej przestrzeni nie tylko takich ludzi jak Hołownia z jego poglądami, ale nawet samego Prokopa, co to z fanatykami rozmawia, a z niektórymi nawet się przyjaźni, niemniej perpektywa to dość odległa.
Wg Nergala to jeszcze jakieś 20 lat, bo później "Nikt nie będzie chciał po prostu czytać o przemyśleniach ludzi takich jak Hołownia.".
Niestety, mam dla Nergala złe wieści: podobne przewidywania wyrażali głośno rewolucjoniści francuscy jakieś dwieście kilkadziesiąt lat temu oraz bolszewicy i faszyści całkiem niedawno. Różnej maści ateiści śmierć Boga ogłaszają częściej niż u nas robi się podwyżki na stacjach benzynowych.
Dlatego, szanując prawo człowieka także do błędu, zamiast żyć w ułudzie Nergalowi i jemu podobnym polecam w wolnej chwili debatę jaką w Oksfordzie kilka dni temu odbyli Richard Dawkins, autor slynnego "Boga Urojonego" i anglikański abp Canterbury Rowan Williams. Przy czym ten pierwszy, papież wszystkich ateistów i współczesnych racjonalistów, na koniec powiedział: "nie mogę mieć pewności, że Bóg nie istnieje".