Nieudolna kampania wyborcza Bronisława Komorowskiego to tylko wierzchołek góry lodowej. Rządzi nami pokolenie ludzi wykluczonych cyfrowo, niepełnosprawnych jeśli chodzi o Internet. Problem w tym, że podejmują oni bardzo ważne wielomiliardowe decyzje. Działania zlecają bandzie cwaniaków którzy wmawiają im że "zrobią internety", a my przez kolejne cyfryzacje służby zdrowia, policji i administracji tracimy tylko miliardy złotych, jednocześnie nic nie usprawniając.
Konkretne przypadki patologii polskiej cyfryzacji:
Służba Zdrowia
Zacznijmy może od tego co dotyka nas wszystkich najbardziej - służba zdrowia. Wszyscy wiemy jak ciężko się zapisać do lekarza - najbliższa wizyta jest za parę miesięcy lub lat i takie tam. Nie wiem jak wielu z Was zdaje sobie sprawę z tego, że czterdzieści procent umówionych wizyt się nie odbywa. Jak to? Ano tak to - wiele osób umawia wizyty w paru miejscach, a potem idzie tylko w jedno. Dlaczego nie odwołają pozostałych czterech? Dlatego że droga wypisywania się z umówionej wizyty jest tak samo prosta jak jej zapisanie - czyli stanie pięć godzin w dzień roboczy w kolejce. Chciałbym zobaczyć kogoś kto w taki sposób poświęca się po to, żeby odwołać swoją wizytę. Dochodzi więc do fikcyjnych wizyt, które się nie odbywają, ale są zakontraktowane, więc jakoś to się kręci.
Nasza wina? Nie. To państwo ma ułatwiać nam system, a nie my mamy go obchodzić. Dlaczego firmy takie jak Medicover lub Lux Med potrafiły stworzyć system umawiania wizyt przez internet, a NFZ nie?
I teraz najlepsze
Pieniądze z UE na cyfryzację służby zdrowia (w tym e-kolejkowanie) dostajemy od 8 lat :) Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia powstało w 2000 roku. Obchodzimy więc w tym roku jubileusz 15-lecia informatyzacji polskiej opieki zdrowotnej. Łącznie zakontraktowano na nią już prawie miliard zł i najfajniejsze jest śledzenie zapowiedzi kiedy system w końcu zadziała.
Ciekawe, co politycy powiedzą w 2017 ? A nie, przepraszam, już wiem – zmieni się rząd i trzeba będzie wszystko zacząć od nowa. Trochę to nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że znam niektórych cwaniaków, którzy dorabiają się na "cyfryzacji" służby zdrowia. I doskonale wiem, że nie mają o tym zielonego pojęcia. Po prostu mają dobre dojście i mamią kogo trzeba, bo udało im się wyrobić sobie opinie "fachowców".
Policja
Bardzo pouczające i edukujące są rozmowy z policjantami. Miałem ostatnio przyjemność zeznawać jako świadek w śledztwie i przy okazji ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. Miły pan policjant wypełniał ręcznie stos dokumentów. Pana ręka od tego nie boli? - zapytałem. Ano boli przyznaje i opowiada jak to przez cały dzień wypisują sterty takich papierów. I żeby było jasne - przepisywał te same informacje po parę razy do różnych dokumentów.
Zapytałem się, czy nie lepiej na to jakiegoś szablonu-systemu nie wymyślić, bo przecież te wszystkie informacje się powtarzają. Na to policjant mówi mi, że owszem powtarzają się i to wszystko można by zrobić tak, że on nacisnąłby dwa przyciski i wszystkie informacje komputer sam by pobrał. Co lepsze – taki system był, działał i wszystkim było o wiele wygodniej, ale już nie działa. Po kontroli NIK-u zalecono jego wycofanie, bo niektóre z procedur były niedopełnione. Policjanci wrócili do długopisów i kartek. Zamiast zająć się prawdziwą pracą, wykonują robotę, którą mógłby zrobić komputer.
Zresztą to nie pierwsze nieudane podejście do cyfryzacji policji. W latach 2010-11 policja zapłaciła 50 milionów złotych firmie NetLine Group sp. z.o o za stworzenie "Zintegrowanej, wielousługowej platformy komunikacyjnej policji z funkcją e-usługi dla obywateli i przedsiębiorców". Firma dostarczyła serwery wraz z oprogramowaniem. Wyliczyła też stawki za wprowadzenie systemu (łącznie 1,5 mln zł). Informatycy z tej firmy nigdy nie doczekali się telefonu z policji z prośbą o rozpoczęcie wdrażania platformy (mimo że dostali za to pieniądze).
Tak zwane sprawy urzędowe. Moja dziewczyna ostatnio wyrabiała sobie prawo jazdy. Zrobiła sobie zdjęcie i wydrukowała po to, żeby zawieźć je osobiście do pani z okienka w WORDZIE, która to pani zajmuje się tym, żeby to zdjęcie zeskanować i wprowadzić z powrotem do komputera. Lubimy sobie trochę wszyscy stracić czasu. My podrukować i pojeździć i pani wykonując całkowicie nierozwijająca pracę. Na koniec trzeba jeszcze za egzamin na prawo jazdy zapłacić. Oczywiście tylko gotówką + opłata transakcyjna.
Naprawdę? Czy naprawdę w czasach gdy mogę przez internet zapłacić za każde zakupy oraz podpisać nową umowę na 3 lata z operatorem telefonów, która to umowa będzie mnie obowiązywać nie można czegoś takiego samego zrobić z prawami jazdy? Dlaczego tych wniosków nie wypełnia się on-line? Po co wszyscy tracimy ten czas? Przecież to my - całe społeczeństwo traci na tym zupełnie niepotrzebnie swoją energię. I my chcemy być innowacyjni... W czym?
Jeszcze są dowody osobiste. Mój konik. Wszyscy, którym mówiłem o "pokoleniu offline" odpowiadali mi, że przesadzam. "Przesadzasz stary - robią teraz dowody osobiste z nakładką cyfrową, będziesz mógł każdą sprawę w urzędzie załatwić online". Faktycznie - robili takie dowody. Swoją drogą polecam przestudiować losy wymiany dowodów. Na początku trąbiono, że teraz wszystko w urzędach załatwimy on-line. Potem jak się okazało, że schrzanili te reformę to została informacja, że po prostu będziemy mieli nowe dowody - a w nich najważniejsza zmiana - nie będzie już miejsca zameldowania. Czy tylko ja zauważam delikatną i rozczarowującą różnicę między "załatwisz wszystkie sprawy on-line bez wychodzenia z domu" a "nie ma miejsca zameldowania"?
Na marginesie należy dodać, że ten brak miejsca zameldowania wciśnięto na siłę, bo stracilibyśmy dopłatę z UE na wymianę dowodów
Trzeba było zmienić cokolwiek, żeby była wymiana. Pal sześć, że kasa szła na cyfrowe dowody.
Szkolnictwo wyższe
Mój znajomy studiuje prawo. Jedna z wykładowczyń po zakończonej prezentacji chciała wyłączyć prezentacje i pokazać inną. Nacisnęła więc start, a potem zamknij, a gdy komputer się wyłączył powiedziała "ojej, co się stało". Mówimy tutaj o profesor, osobie należącej do jednej z najważniejszych instytucji prawnej w Polsce.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że od takiej osoby przede wszystkim oczekujemy wiedzy, ale obrazek ten pokazuje przepaść pokoleniową i wykluczenie cyfrowe ludzi, którzy podejmują najważniejsze decyzje w naszym kraju. Inna znajoma wyrabiała ostatnio nową legitymację studencką. Ciekawe było to, jak wypalała zdjęcie na płytkę, żeby potem stać w kolejce do sekretariatu i oddać je pani z administracji. Tak jakby mailem nie można było wysłać. Swoja drogą, chyba cały czas prace magisterskie są archiwizowane na płytach CD?
I tak, gdzie nie spojrzeć tam coś ciekawego. Nie potrafimy nawet przeprowadzić sprawnie wyborów, bo stworzenie bazy danych ktoś „podzleca” studentce. Rząd nie ma w swoim otoczeniu specjalisty od internetu. Działania w socialach dla PR-owców sprowadzają się do wrzucania graficzek na Facebooka kancelarii prezesa rady ministrów. Otoczenie prezydenta nie potrafi ukryć metadanych plików przez co wychodzi na jaw, że to nie rodziny smoleńskie, a prezydent pisze list sam do siebie w sprawie pomnika. Nawet genialne dziecko od internetów z MSW odpisując mi na maila i udając biuro prasowe nie potrafi jednocześnie wylogować się z konta Google+.
Z resztą czemu mamy się dziwić, skoro loginy pracowników sejmu można zmapować na podstawie publicznie dostępnych informacji, a hasło do komputera premiera mógł zobaczyć sobie każdy oglądający wieczorne wiadomości.
Czasami mam tylko nadzieję, że nasze bezpieczeństwo jest traktowane poważnie i mamy prawdziwych specjalistów do walki z cyfrowym szpiegostwem.
Wybory
I na deser wybory. Andrzej Duda miał lepszy "internet", bo go o prostu rozumie i używa. Używał Twittera osobiście. Oczywiście był wspierany przez sztab, ale czuć było w tym jego rękę, to on publikował wpisy – był autentyczny, a autentyczność to coś, czego Komorowskiemu zabrakło.
Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w otoczeniu Bronisława Komorowskiego nie znalazł się ktoś, kto przekonałby go do używania Twittera lub Facebooka osobiście. To, że tego nie robił, oznaczało, że jest odcięty od sporej części rzeczywistości. Używanie social media tylko przez sztab zupełnie mija się z celem. Szczególnie jeśli mówimy o osobie, polityku - kimś kto stara się mieć bezpośredni, osobisty kontakt. Wrzucanie selfie z Wojewódzkim na FB nic tutaj nie pomoże. Już abstrahując od tego, że chyba ktoś za bardzo uwierzył w moc Wojewódzkiego jako osoby która może na cokolwiek wpłynąć. On już nie jest idolem młodych ludzi z internetów. Są nimi Make life harder albo Abstrachuje (swoją drogą ci pierwsi dobitnie to ostatnio pokazali). Platforma nie może nagle udawać młodzieżowej kumpeli skoro od dłuższego czasu jest zrzędzącą, zakazującą matką.
Rożne ruchy "pod internet" to kolejny przykład na to, że bardzo ważni politycy dają się robić w konia przez kogoś kto udaje, że się zna. To jest bardzo smutne - ponieważ oznacza, że nie są w stanie podjąć samodzielnej decyzji. To oznacza, że potrzebna jest pewnego rodzaju zmiana pokoleniowa. I to jest ten kolejny niezauważalny aspekt tych wyborów.
Nie można rządzić tak dużym krajem będąc jednocześnie odciętym od coraz większego odcinka rzeczywistości jakim jest internet. Zmiana pokoleniowa jest NIEZBĘDNA i to nie po to, żeby ktoś miał lepszą kampanię, ale dlatego, że przez jej brak tracimy miliardy złotych. Rządzący nami ludzie powinni usprawniać system, który nas organizuje. Jeśli nie potrafią zauważyć możliwości jakie daje w tym zakresie internet, to powinni odejść i oddać pole do działania tym którzy to rozumieją i potrafią zrobić.
PS I na Boga przestańcie używać określenia "internauci" tak jakby to była oddzielna grupa społeczna. Internauta to moja ciocia, moja babcia, stróż z parkingu i profesor z UW. Używać określenia "internauci" to tak samo jakby używać określenia "użytkownicy prądu".