Szanowny Panie Dominiku,
Napisał Pan tekst, który wywołał mnóstwo kontrowersji. Jest Pan atakowany ze wściekłością przez wyznawców kultu biegactwa. Pan, czynny kolarz. Przedstawiciel również sportów wytrzymałościowych spotkał się z krytyką jakże bliskiego środowiska. Mógłbym poznęcać się nad Pana felietonem, ale nie sztuką jest kopać leżącego. Jestem osobą o niezbyt subtelnej umysłowości, więc niezbyt subtelnie napiszę to wprost – mam dla Pana
Dziś jest 7-my dzień kwietnia 2014 roku. Bazując na Pana kolarskiej formie – przygotuję Pana do przebiegnięcia półmaratonu na jesieni. Warszawa, Ustka, Krynica, Piła, Iława, Bydgoszcz, Chorzów, Gniezno, Płock, Olsztyn, Augustów, Zielona Góra, Zbąszyń, Bytom, Wieliczka, Kaźmierz… Pan wybiera miejsce, a ja Pana przygotuję. Za darmo. Co więcej, codziennie będę z Panem wieczorem przejeżdżał te zadeklarowane kilkadziesiąt kilometrów na rowerze. Mam tylko jeden warunek. Musi Pan uczciwie pracować na treningach. Systematycznie realizować założenia. Z pokorą i poświęceniem podchodzić do treningu. Wchodzi Pan?
Nie będę Pana indoktrynował, nie będę wymagał zegarków za dziesiątki tysięcy – wystarczy nam najprostszy pulsometr za kilkadziesiąt złotych i dobre dla Pana nóg buty. Strój niech Pan sobie wybierze jaki Pan chce – byleby było Panu wygodnie.
Jako zachętę powiem Panu, że znam takich, którzy podczas wolnych wybiegań odmawiają różaniec. Na jednym z biegów widziałem księdza, który oferował spowiedź na trasie. Może Pan zrozumie, że oceniając bieg po pierwszych pięciu minutach robi Pan ten sam błąd jak oceniając Mszę Świętą po pieśni na wejście. Najważniejsze jest trochę później.
Jeśli chodzi o duchowy wymiar biegania – to gwarantuję Panu, że to wspaniałe antidotum nie tylko na lenistwo, ale i na pychę, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, zazdrość, chciwość, gniew… A nawet na nieczystość.
Mogę Pana pozniechęcać. Bieganie to ciężka, codzienna żmudna praca. Pokonywanie kryzysów, wewnętrznego lenia. Ograniczanie zbędnych przyjemności. Trochę jak asceza.
Co Pan na to? Ma Pan na tyle odwagi żeby podjąć to wyzwanie. Ma Pan w sobie tyle samozaparcia i odwagi żeby pokonać wyznawców sekty biegactwa ich własną bronią. Przejść przez ich świątynię niewzruszonym. Zademonstrować wszystkim swą niezłomność. Panie Zdort – ma Pan jaja czy pozwoli się Pan tym hejterom wyzywać od spaślaków?