W historii wojen wielokrotnie kościół zachowywał się nieprzyzwoicie. Nie będę już przytaczał przykładów. Znamy je wszyscy.
Tym razem miał okazję do rehabilitacji. I znów nie wyszło. Mój ulubiony Papież Franciszek, zachowuje się dziwnie i przez gardło nie mogą przejść mu słowa "wojna na Ukrainie", a inni hierarchowie kościelni, specjaliści od siedmiu boleści, wypowiadają się na temat dostaw broni na Ukrainę. Gdyby tak wypowiadali się na temat dostaw wody święconej, to rozumiem, ale broni?
Co znaczą słowa Papieża: "wszyscy jesteśmy winni"? Czyli co, jesteśmy wszyscy w jednym szeregu z Putinem?
Kościół wychodzi z założenia, że lepiej nie drażnić lwa. Tylko okazuje się, że ten lew jest już nieco wyliniały i z chwiejącymi się zębami, ale nadal bezwzględny i żądny krwi. Czyli w imię miłości bliźniego, świat powinien pozwolić Putinowi wybić ukraińskie dzieci i matki, zawłaszczyć niepodległy kraj i wprowadzić "ruski mir"?
Potencjał militarny agresora z Moskwy jest nieporównywalnie większy niż ukraiński. Bez broni Ukraińcy będą rozjeżdżani ruskimi czołgami.
Niemal cały świat wspiera walczącą Ukrainę, ale Watykan zachowuje się co najmniej wstrzemięźliwie. Taka to papieska dyplomacja?
Nie wspierać Ukrainy? Nie dostarczać broni do obrony? Czyli co? Przecież to ruscy najechali wolny i niepodległy kraj. Pozwolić na bestialstwo czerwonoarmistów, na mordy i eksterminację? Niedoczekanie.
PS A może warto byłoby przenieść Watykan do Buczy? Przecież cierpienie jest wpisane w doktrynę kościoła.
PS II Patriarcha Cyryl wsparł wojnę i Putina: "Gdy Gejropa sprowadza na Ukrainę grzech, naszym obowiązkiem jest walka", rozumiem w imię Boga? Rosyjska cerkiew: inwazja na Ukrainę była potrzebna, bo Zachód kusił (siłą!) do grzeszenia pod tęczową flagą. Wojna ma więc wymiar metafizyczny. Patriarcha Cyryl I przystąpił do wojny. W imię Boga.