Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Jeżeli chce się powołać premiera technicznego czy eksperta (nieprawidłowo zwanego przez Jarosława Kaczyńskiego „premierem pozaparlamentarnym”, bo takie pojecie jest wewnętrzną sprzecznością, o czym w tym miejscu niedawno pisałem) i czyni to się w dobrej wierze, to szuka się wybitnego eksperta, który jest jednocześnie całkowicie do przyjęcia dla tych partii, z którymi w parlamencie trzeba skleić koalicję. A więc kogoś w miarę neutralnego, nieskażonego poglądami lub wypowiedziami nie do przyjęcia dla potencjalnych partnerów koalicyjnych.
Pan profesor Gliński w niedawnym wywiadzie dla GPC:
“Od wielu lat widać, że formacja rządząca to ludzie, którzy są w stanie sprzedać własny honor, aby utrzymać się przy władzy. Staczamy się powoli w aksjologiczną otchłań. Może to nas doprowadzić do dyktatury, uzależnienia od obcego mocarstwa albo strasznego kryzysu cywilizacyjnego, gdy nasze elitki uciekną gdzieś do swoich podatkowych rajów, a nas zostawią w tym całym bajzlu”.
Już to wystarcza by przekonać się, że Jarosław Kaczyński ani przez chwilę poważnie nie traktuje pomysłu, że do kandydatury prof. Glińskiego mógłby kogokolwiek przekonać. Kto miałby z “premierem Glińskim” współpracować? Ludzie wyprzedający własny honor, członkowie złodziejskiej "elitki"?
Powołując autora takich słów na swego kandydata na premiera, lider PiS wysłał czytelny sygnał, że cała zabawa ma charakter świadomej zagrywki PR-owskiej i że w ogóle nie przechodzi mu przez głowę, że prof. Gliński mógłby od kogokolwiek uzyskać misję powołania rządu.
Chociaż... Jest inne wytłumaczenie. Być może jednak pojęcie “premiera pozaparlamentarnego” należy potraktować poważnie? Skoro dzisiejszy parlament ma złą większość, należy stworzyć czym prędzej jakiś parlament alternatywny, pozaparlamentarny, który wybierze Premiera Glińskiego. Misję stworzenia rządu powierzy mu Prezydent poza-konstytucyjny (bo ten aktualny nie liczy się). Premier pozaparlamentarny będzie też zwierzchnikiem armii poza-państwowej (na początek: żołnierze będą z ołowiu i malutcy), własnego szambelana, Strażnika Pieczęci Wielkiej (albo przynajmniej sporej) i własnego ministra policji tajnej, koniecznie w czarnym płaszczu i z monoklem. Bedzie również miał dostęp do karety (na początek wypożyczonej z teatru Muzycznego Roma) i stangreta w pięknym, błękitnym surducie.