
Wyobraźnia pracuje, a rozum nie może pojąć dlaczego budynek nowej szkoły postawiony w latach 70. zaraz obok starego jest taki brzydki, dlaczego gmina pozwoliła, aby budynek starej szkoły niemal się rozleciał, dlaczego plastikowe okna są uważane za lepsze od drewnianych, dlaczego piece kaflowe zostały rozebrane…
REKLAMA
Skąd Pracownia wzięła się tu gdzie jest.
Budynek starej szkoły w Odrzykoniu mijałam wiele razy. Nieco wycofany, enigmatyczny, zaniedbany, piękny, pełen historii. Za każdym razem, kiedy go widziałam, zazdrościłam właścicielowi. Z dziesięć lat temu kupił budynek za bezcen od gminy. Po wsi krążyły plotki, że będzie w nim prywatna szkoła muzyczna. Zazdrościłam tym bardziej. Jaki genialny plan! Jakie rewelacyjne miejsce na prywatną szkołę muzyczną! Jednak czas mijał, a w szkole niewiele się działo. Niby jakieś nowe okna się pojawiły (plastikowe zamiast drewnianych), niby coś… Ale tak naprawdę budynek nadal niszczał, a plotki o szkole muzycznej mocno przycichły. Gdzieś w rozsądnej części mnie krążyła myśl, że skoro budynek ktoś kupił, to pewnie już nigdy nie będzie do sprzedania (a jeśli nawet, to za sumę której nie potrafię przeliterować), ale w tej drugiej części, pełnej marzeń czasem zapalał się napis „a gdyby tak mieć taką szkołę”…
Pewnego dnia, gdy nasza pracownia zaczęła się nie mieścić w skromnych czterech ścianach lokalu, w którym się znajdowała, a firma mojej mamy również potrzebowała przeprowadzki, wpadłam na pomysł – zrzucimy się, sprzedamy mieszkanie w Warszawie i kupimy sobie własny duży lokal na nasze działalności! Ok – powiedziała mama. Chyba oszalałyście – powiedział tato. Nie zważając na jego słowa (uważał, że mamy o jakieś milion złotych za mało na taką inwestycję), tego samego wieczora zaczęłam przeglądać ogłoszenia. W tym samym czasie dokładnie to samo robiła moja mama. I zatrzymałyśmy się na tym samym anonsie…
Do sprzedania była „nasza” stara szkoła!!! Za kwotę niższą niż wartość mieszkania, które chcieliśmy sprzedać!! Jak się spotkałyśmy z mamą następnego dnia, zarówno w moich jak i w mamy oczach było widać czerwony budynek z cegły. Na dodatek po rozmowie z agentką z biura nieruchomości okazało się, że właściciel wystawił budynek już dawno i teraz jeszcze chętnie obniży cenę - o niemal połowę!! Marzenia się spełniają!! Budynek szkoły, do której chodziła moja prababcia, może być nasz!! Ale nie.. nie nie. Nie. Spokojnie. Nie ekscytujmy się. Obejrzymy, zobaczymy, będziemy się ekscytować. Po pierwsze nie mamy jeszcze kasy, po drugie budynek może okazać się ruiną. Spokojnie.
W trzaskającym mrozie (-28), o 8 rano kolejnego dnia, całą rodziną zaparkowaliśmy pod szkołą. Po wejściu do środka musiałam chować się za ściany, żeby właściciel nie widział moich łez radości, emocji, wzruszenia (gotów jeszcze podnieść cenę z powrotem). Część szkoły była NIEMAL natychmiast do zagospodarowania na moją pracownię! Widziałam już – tu maszyny, tu krojownia, tu biuro. Wyszliśmy i wiedzieliśmy – musimy ją kupić.
Niestety mieszkanie w Warszawie wystawione do sprzedaży we wrześniu (a był styczeń) nadal było niesprzedane. Niby był jakiś zdecydowany kupiec, ale a to bank „cośtamcośtamkredyt”, a to musiał wyjechać „gdzieśtamgdzieśtamwrócizatydzień”. A że nagle naprawdę chcieliśmy je sprzedać, zaczęliśmy agencję cisnąć.
I zadzwoniła policja. Że nasze mieszkanie agent próbował sprzedać jakiemuś młodemu małżeństwu na lewo! Okazało się, że mieszkanie nigdy nie zostało przez agencję wystawione do sprzedaży! Agent na boku znalazł na nie chętnych! Na szczęście w porę zorientowali się, że coś jest nie tak i do notariusza przyszli już z policją. Agent podrobił podpisy mojego taty (właściciela mieszkania), pisma ze spółdzielni… Mogliśmy poczytać o tej sprawie w gazecie w artykule pt: „Sprzedawał nie swoje mieszkania”.
Myśleliśmy, że w tej sytuacji agencja której przedstawiciel chciał zrobić taki szwindel, stanie na wysokości zadania i skoro mieszkanie miało być wystawione do sprzedaży przez ostatnie pół roku a nie było to albo natychmiast znajdzie kupca na mieszkanie, albo je od nas odkupi – takie załatwienie sprawy wydawało się nam najbardziej uczciwe. O my naiwni. Agencja olała nas totalnie – ale to temat na osobną opowieść... Wizja kupna szkoły znów zaczęła się oddalać.
Ale, nie przedłużając, udało się. Zamieniliśmy mieszkanie w Warszawie na budynek starej szkoły. Właściciel chyba był już zmęczony, nie miał na to wszystko koncepcji i pieniędzy, wolał zostać z mieszkaniem w Warszawie niż z rozpadającą się szkołą.
Zaraz po kupnie, naładowana emocjami tak to opisałam:
Zaraz po kupnie, naładowana emocjami tak to opisałam:
Wyobraźcie sobie, że do tej szkoły chodziła moja prababcia.. Mała Zosia biegała z kokardką we włosach, w białych podkolanówkach.. prawie sto lat temu. Był gwar, słychać było śmiech dzieci, czasem krzyk nauczycieli, skrobanie kredą po tablicach..A od lat 70 nie było słychać już niczego, oprócz brzęku tłuczonych okien, rozbijania kafli i palenia starych ławek..
Teraz emocje nieco opadły, choć wracają z każdą opowieścią sprzed lat. Wyobraźnia pracuje, a rozum nie może pojąć dlaczego budynek nowej szkoły postawiony w latach 70. zaraz obok starego jest taki brzydki, dlaczego gmina pozwoliła, aby budynek starej szkoły niemal się rozleciał, dlaczego plastikowe okna są uważane za lepsze od drewnianych, dlaczego piece kaflowe zostały rozebrane…
Aby przywrócić na chwilę gwar, śmiech dzieci, tupot stóp po drewnianych schodach, urządziliśmy „Rozpoczęcie Roku Szkolnego”. Na chwilę przenieśliśmy się w czasie, może nieco powierzchownie, ale szczerze i z ogromną nadzieją, że to co robimy choć odrobinę zatrzyma pędzącą machinę czasu.
Nie wiem czy to normalne, nie wiem czy to godne uwagi, nie wiem nawet czy to interesujące. Wiem, że dzięki temu odwiedzili nas ludzie, którzy w murach tej szkoły spędzili kilka lat swojego dzieciństwa i ze łzami w oczach opowiadali historie o tym, jak któryś z uczniów rzucił kamieniem w portret Bieruta i uciekł ze strachu aż do Krakowa, o tym jak Niemcy przejęli budynek w 1942, a dzieci uczyły się „po domach”, o tym gdzie był pokój nauczycielski, a gdzie wieszak na ubrania. O tym wszystkim, o czym świat zapomniał, a oni tak bardzo dobrze pamiętają.
Ocalić od zapomnienia i tchnąć nowe życie. Napisać nowy rozdział. Mamy plan.
A o jego realizacji pozwolę sobie Państwu opowiedzieć w kolejnych wpisach.
A o jego realizacji pozwolę sobie Państwu opowiedzieć w kolejnych wpisach.
