Co piąty Polak umiera na zwał serca a w sumie choroby układu sercowo - naczyniowego są odpowiedzialne za 50 proc. zgonów w naszym kraju. Wbrew pozorom jeszcze kilkanaście lat temu było dużo gorzej ale poprzedni ministrowie zdrowia wysupłali pieniądze, żeby lepiej opłacać dobre i skuteczne leczenie zawałów serca i chorób sercowo-naczyniowych. Statystyki są coraz lepsze. Polska kardiologia jest w europejskiej czołówce. Niestety, nie wszystkim to się podoba.
Obecne kierownictwo resortu zdrowia zleciło Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji sporządzenie nowych taryf dla NFZ, według których będą opłacane zabiegi konieczne m.in. do ratowania życia ludzi z zawałem serca. Te wyceny są druzgocące dla polskiej kardiologii i według specjalistów mogą nas cofnąć nawet o 20 lat.
W tej sprawie list do AOTMiT wystosowało Stowarzyszenie Zawodowe Kardiologów Inwazyjnych w Polsce. Uważają oni, że zmniejszenie finansowania leczenia zawałów i chorób sercowo-naczyniowych zamknie Polakom dostęp do skutecznego leczenia, a co za tym idzie narazi ochronę zdrowia na pokrywanie kosztów powikłań związanych ze słabym leczeniem.
Od tego zależy życie wielu Polaków
Lekarze zaznaczają, że zapadalność i chorobowość z powodu choroby wieńcowej w Polsce jest dwa razy większa, niż w krajach Europy Zachodniej. W dalszym ciągu obserwuje się w naszym kraju nadumieralność młodych mężczyzn poniżej 65. roku życia z powodu zawału serca. W latach 2009-2012 częstość występowania zawału serca w Polsce oceniana była na 85-90 tysięcy pacjentów rocznie.
Specjaliści przewidują, że w związku ze starzeniem się polskiego społeczeństwa, liczba pacjentów hospitalizowanych z powodu zawału serca zwiększy się w ciągu najbliższych 5-10 lat o co najmniej 20 proc. W ostatnich latach obserwuje się także systematyczny wzrost liczby hospitalizacji z powodu niewydolności serca oraz zaburzeń rytmu i przewodzenia. Wszystko to sprawia, iż jakość oraz dostępność do wysokospecjalistycznej opieki kardiologicznej będzie miała decydujący wpływ na średnią długość życia Polaków.
Kardiolodzy podkreślają, że w ostatnich 15 latach, dzięki inicjatywie, zaangażowaniu i poświęceniu całego środowiska kardiologicznego, wsparciu Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia oraz władz lokalnych rozwinięto w Polsce modelowy na skalę Europy i świata system leczenia zawału serca oparty o sieć ponad 150 ośrodków kardiologii inwazyjnej pełniących całodobowe dyżury hemodynamiczne dla pacjentów z ostrymi zespołami wieńcowymi. W efekcie znacząco wzrosła liczba ratujących życie procedur kardiologii inwazyjnej.
Jak podaje Stowarzyszenie, w latach 2005–2009 odsetek chorych ze świeżym zawałem serca z uniesieniem odcinka ST (STEMI) poddawanych diagnostyce i leczeniu inwazyjnemu wzrósł z 55 proc. do 84 proc. a pacjentów z zawałem serca bez uniesienia odcinka ST (NSTEMI) z 31 proc. do 78 proc. To pozwoliło polskich kardiologom w końcu osiągnąć wskaźniki leczenia zawału serca wskazane przez polskie i europejskie towarzystwa kardiologiczne.
Kardiolodzy wskazują, że równolegle z rozwojem inwazyjnego leczenia ostrych zespołów wieńcowych, zmniejszyła się śmiertelność z powodu zawału serca w Polsce. U pacjentów z zawałem serca STEMI całkowita śmiertelność szpitalna uległa redukcji w ciągu 6 lat z 12 proc. do 6 proc. a u pacjentów z zawałem serca typu NSTEMI z 6,4 do 3,8 proc.
Dane te, jak zauważają lekarze, jednoznacznie potwierdzają słuszność obranego przed laty kierunku rozwoju polityki zdrowotnej, zakładającego upowszechnienie najbardziej skutecznych metod leczenia ostrych zespołów wieńcowych dla wszystkich mieszkańców naszego kraju.
Co za różnica, kto zarabia
Dlaczego więc próbuje się rozwalić coś co dobrze działa i ratuje ludziom życie? Specjaliści nie raz tłumaczyli, że śmiertelność z powodu zawału serca mamy w Polsce na tym samym poziomie, co jest w Niemczech, a osiągnęliśmy taki dobry wskaźnik przy finansowaniu tego leczenia na poziomie jednej czwartej tego, co płacą za to leczenie Niemcy. Nie jest więc prawdą, że NFZ płaci za dużo za leczenie zawałów serca.
Jednak trzeba przyznać, że jest to jedna z lepiej wycenionych w Polsce grup świadczeń medycznych, dlatego każdy szpital chętnie zatrudniał kardiologów, tworzył pracownię hemodynamiczną. Oddział kardiologii w szpitalu nierzadko trzymał placówkę w jako takiej kondycji finansowej. Dodatkowo, z powodu tej dobrej wyceny, zawały chętnie leczą też prywatne szpitale i to chyba jest właśnie problem.
Leczenie chorób sercowo-naczyniowych w tym zawałów serca może więc polec dzięki własnej „popularności”, bo kiedy NFZ zawierał kontrakty na takie leczenie, zgłaszało się bardzo wiele szpitali i w efekcie kontrakty dostawały również prywatne kliniki. Prywatni oczywiście robią na tym dobry biznes, co niepokoi publicznych, którzy przez to na kardiologii zarabiają mniej. Generalnie wszyscy walczą o te dobrze wycenione kontrakty.
Niech pomogą dobrze i szybko
Rzeczywiście można zastanawiać się nad tym, czy publiczne pieniądze powinny trafiać do prywatnych lecznic zamiast do zwykłych szpitali samorządowych. Jednak z punktu widzenia pacjenta to dobrze, że jest wiele miejsc, w których lekarze są w stanie uratować mu życie, kiedy ma zawał serca. Dodatkowo, nowe pracownie mają nowy sprzęt, konkurują między sobą. No i skoro jest ich dużo, można do nich szybko dotrzeć i otrzymać szybko pomoc, a jak wiadomo w zawale serca czas jest ważny.
Jeśli ktoś umiera z powodu zawału to naprawdę jest mu wszystko jedno, czy prywatna lecznica zarobi dzięki uratowaniu mu życia czy może powinien zarobić na tym szpital samorządowy. Prawda jest taka, że zwyczajnie chce przeżyć. Jeśli za leczenie chorób sercowo- naczyniowych, w tym zawałów, zaczniemy płacić mało, to ani prywatnym ani samorządowym szpitalom nie będzie zależało na tym, żeby skutecznie i nowocześnie leczyć tych chorych. Oszczędność na kardiologii interwencyjnej to zwyczajnie „wylanie dziecka z kąpielą”.