– Jest wiele mitów na temat schizofrenii. Najwięcej na temat tej choroby mają do powiedzenia ci, którzy nigdy nie mieli z nią styczności. Boją się, są uprzedzeni i potrafią zranić chorą osobę. Tak naprawdę przy odpowiednim leczeniu chorzy normalnie funkcjonują, mogą pracować, uczyć się, spełniać swoje marzenia – mówi naTemat Natalia Brzykcy, mistrzyni świata w judo, która od 11 lat choruje na schizofrenię.
Natalia ma 26 lat. Od urodzenia jest głucha. W wieku 6 lat rodzice zdecydowali się na operację wprowadzenia implantów ślimakowych i dopiero w tym wieku Natalia rozpoczęła naukę mówienia.
Jako dziecko rozpoczęła przygodę ze sportem. Początkowo były to zapasy, później sekcja sumo, obecnie jest reprezentantką kadry narodowej osób niesłyszących w Judo. Natalia zdecydowała się wziąć udział w kampanii „Nie tracę siebie w schizofrenii” zorganizowanej przez Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. Powiedziała całemu światu, że mimo choroby można spełniać swoje marzenia.
Niewiele osób chorych na schizofrenię w Polsce ma siłę by przyznawać się do swojej choroby, a Pani zrobiła to publicznie, dlaczego?
Ponieważ, chciałam pokazać innym, zdrowym, że nie jesteśmy gorsi od nich i że, możemy wiele dać innym z siebie. Chcę powiedzieć tym wszystkim, którzy się ze mnie śmieją i traktują mnie jak ofiarę losu, aby się zastanowili się, dlaczego to robię, co przeszłam w życiu, a mimo tego wszystkiego, gdzie udało mi się dotrzeć.
To samo może spotkać was, czy wasze dzieci, a może przyjaciół lub kogoś bliskiego. Jednak cokolwiek się zdarzy, jakąkolwiek przeszłość macie za sobą, liczy się to, co jest tu i teraz, to, do czego dążycie, to, co chcecie w życiu osiągnąć. Nie bójcie się życia, żyjcie tak, abyście w przyszłości mieli co wspominać.
Powiedziałam o swojej chorobie publicznie również po to, żeby chorzy uwierzyli w siebie i zaczęli realizować się w życiu, nabrali pewności że można realizować się w mimo przeszkód.
O schizofrenii krąży wiele mitów, ludzie często boją się osób chorych. Co im powiedzieć, jak opisać tę chorobę, żeby przestali wierzyć w mity. Z czym tak naprawdę musi zmagać się osoba chora na schizofrenię?
Tak, to prawda jest wiele mitów na temat tej choroby. Zwykle jest tak, że najwięcej na temat tej choroby mają do powiedzenia ci, którzy nigdy nie mieli z nią styczności. Boją się, są uprzedzeni i potrafią zranić chorą osobę. Dlatego osoby chore boją się ludzi, z góry zakładają, że przez swoją chorobę zostaną odrzucone. Niestety większość ludzi rzeczywiście odrzuca tych chorych.
A przecież teraz medycyna daje wiele możliwości leczenia, które pozwala na dobre funkcjonowanie. Wystarczą dobrze dobrane leki, regularne wizyty u lekarza i terapia.
Tymczasem chorzy muszą codziennie nie tylko zmagać się z chorobą, ale też pokonywać inne bariery i lęki związane właśnie z odrzuceniem i brakiem samoakceptacji. A przecież chorzy na schizofrenię są w stanie wiele w życiu osiągnąć. W pewnym sensie przez swoją chorobę są wyjątkowi.
Wielu zdrowym ludziom schizofrenia kojarzy się z niebezpiecznym szaleństwem. Owszem są momenty, kiedy u takiego chorego dochodzi do zaostrzenia choroby i wtedy musi być intensywnie leczony, zazwyczaj w szpitalu. Jednak wychodzi z niego i jest z nim wszystko w porządku. Może normalnie funkcjonować w społeczeństwie, nie zachowuje się jakoś szczególnie inaczej niż zdrowi ludzie.
Tu także warto wspomnieć o dużej roli najbliższych chorego. Powinni wesprzeć, wyciągnąć pomocną dłoń, dopilnować regularnego brania leków i wtedy wszystko będzie ok.
W sumie, to patrząc na świat, czasami myślę, że wszyscy jesteśmy chorzy, tylko nie każdy został zdiagnozowany. Każdy ma coś, z czym musi walczyć.
Jak to pani zrobiła, że mimo przeciwności losu, choroby, problemów ze słuchem, spełnia pani marzenia. Czy na to jest jakaś recepta?
Zawsze powtarzam sobie: „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. To moje ulubione motto. Nawet mam tatuaż na ręku z tym mottem.
Od dziecka byłam żywa, pełna energii i to mnie pchnęło w kierunku sportu. Po drodze spotykały mnie różne problemy. Każdego dnia musiałam się z nimi zmagać, nadal walczę o każdy dzień. Ale mimo tego wierzyłam w siebie, wierzyłam że będę kimś bardziej, że udowodnię wszystkim, że mogę osiągnąć znacznie więcej niż zdrowa osobą.
Wierzyłam w końcu, że pokażę - nie jestem gorsza, że dam radę. Z tym założeniem codziennie pokonuję bariery, realizuję się sportowo. Jak widać sukcesów troszkę jest. Też powtarzam sobie, że człowieka można zniszczyć ale nie pokonać i to jest właśnie recepta na moje życie. Największą zapłatą za cały wysiłek jest dla mnie uśmiech dziecka.
Co powiedziałaby pani tym, którzy właśnie zaczęli chorować, ich bliskim? Oni czasami myślą, że dla nich kończy się świat. Rezygnują z planów na przyszłość. Nie podchodzą do matury, nie zdają na wymarzone studia…
Powiedziałabym: bez względu na wszystko walcz! Jest o co ! Choroba czyni nas kimś wyjątkowym właśnie nie bez powodu. Bóg nas wystawia na próbę życia.
A ono jest wielkim darem, o który warto walczyć do samego końca spełniając marzenia oraz realizując wyznaczone cele. Nikt z nas nie jest idealny, wszyscy przeżywamy chwile radości ale też załamania. Nie bójcie się życia, żyjcie tak żebyście w przyszłości mieli co wspominać.
Pamiętajcie, człowieka można zniszczyć ale nie pokonać. Problem nie jest w was, tylko w tych którzy nie umieją sobie poradzić ze sobą a przez to wyżywają się na innych np. na was. Jesteście kimś wyjątkowym, wartościowym, dlatego mimo przeciwności losu nie rezygnujcie z siebie i korzystajcie z życia, na ile tylko jesteście w stanie.
Jak u pani zaczynała się choroba. Jakie były jej pierwsze objawy, no i reakcje najbliższych i otoczenia na to co się z panią działo?
U mnie… Miałam 13 lat jak zaczęła się pojawiać choroba. Umysł stworzył nową furtkę. Nigdy nie byłam asertywna, zawsze posłuszna i zdyscyplinowana. Nie potrafiłam odmawiać, mówić „nie”. Wtedy pojawił się „głosy”. Pojawiały się też postacie. Chorobę zdiagnozowano u mnie parę lat po traumie, przeżyciu. Diagnozę postawiono 11 lat temu. Wtedy trafiłam do szpitala i tak się zaczęło moje życie z tą chorobą.
Kiedy pojawiły się objawy choroby ludzie patrzyli na mnie jak na jakąś dziwną osobę, odsunęli się ode mnie. Wtedy właśnie postanowiłam, że coś osiągnę, będę kimś.
Ogromne wsparcie dali mi obecny trener i trenerka Radosław Miśkiewicz i Barbara Jopek. To dzięki nim podniosłam się, zmieniłam nastawienie do życia. Oni mają złote serca. Wyciągnęli do mnie pomocną dłoń i nie bali się mnie przyjąć pod swoje skrzydła.
Dlaczego przy temacie schizofrenii zawsze pojawia się kwestia regularnego przyjmowania leków, czy chorzy mają z tym problem, a jeśli tak to dlaczego? Jak żyje się choremu leczonemu regularnie, a jak temu nieleczonemu terapiami zalecanymi przez psychiatrów?
Temat przyjmowania leków przez chorych na schizofrenię jest często poruszany, ponieważ ci chorzy przeważnie zapominają o regularnym braniu leków. A ta regularność jest bardzo ważna, bo kiedy przyjmuje się leki zgodnie z zaleceniami lekarza, to nie ma śladu tej choroby, jest opanowana i człowiek może normalnie żyć, realizować się.
Jeśli nie bierze się leków, to pojawiają się różne objawy choroby i wtedy dochodzi do różnych niepotrzebnych sytuacji. Czasem kończy się to pobytem w szpitalu.
Ja mam swojego anioła stróża w kwestii leków, to mój trener. Wciąż mi przypomina o nich i pilnuje, żebym przyjmowała je regularnie.
Od autorki:Schizofrenia to ciężka choroba, z którą trzeba zmagać się przez całe życie. Jednak każdemu życzę by było mu dane poznać chorego na schizofrenię. To niezwykli ludzie, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Są ogromnie wrażliwi i empatyczni, z „sercem na dłoni”. Nie ma ani jednego powodu by się ich bać, czy w jakikolwiek sposób stygmatyzować.
"Schizofrenik może powiedzieć o sobie - królestwo moje nie jest z tego świata” - pisał wybitny polski psychiatra Antoni Kępiński, który schizofrenię nazywał „królewską chorobą”.