Nie jestem wieczną marudą! 10 zachowań osób wysoko wrażliwych, których inni nie rozumieją
Alicja Cembrowska
27 lutego 2021, 14:01·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 27 lutego 2021, 14:01
Osoby wysoko wrażliwe jeszcze do niedawna często były postrzegane jako czepialskie marudy, które "przesadzają". Na szczęście od kilku lat do mainstreamu przebija się wiedza na temat cechy, która wcale nie musi być przekleństwem. Oswojona i zaakceptowana wrażliwość przetwarzania sensorycznego pozwala wyzwolić potencjał i budować silne relacje.
Reklama.
Szacuje się, że wysoka wrażliwość występuje u 15-20 procent ludzi na świecie.
Zachowanie WWO może być dla wielu niezrozumiałe, odbierane jako marudzenie i narzekanie.
Nadwrażliwość na bodźce, potrzeba odpoczynku i samotności, zwracanie uwagi na detale mogą być uciążliwe. Warto znaleźć swój sposób na radzenie sobie z przebodźcowaniem i silnymi emocjami.
Wiele osób, zanim dowiedziało się, że są WWO, postrzegało swoje życie raczej w kategoriach nieustannego zmęczenia i cierpienia, które wynikają nie tylko ze szczególnego postrzegania świata, ale również z reakcji społeczeństwa.
Jeżeli współpracujesz lub jesteś w związku z osobą WWO, musisz wziąć pod uwagę kilka zachowań, które nie wynikają ze złej woli. Wiedza na ten temat pozwoli nie tylko umocnić relację i osiągnąć sukcesy w pracy, ale także pozbyć się frustracji i kłótni.
Jesteśmy oczywiście różni, więc nie ma jednego schematu, który można dopasować do każdej WWO. Zebrałam jednak 10 zachowań, za które "mi się dostało", usłyszałam, że wymyślam, przesadzam i jestem koszmarną marudą.
Narzekanie na pracę stacjonarną
Gdy słyszę, że inni tęsknią za pracą w biurze i nie mogą doczekać się powrotu, ja cieszę się każdym dniem pracy zdalnej. W domu jestem o wiele bardziej skupiona i "mam kontrolę" nad dźwiękami i zapachami. Na otwartej przestrzeni, w której pracuje kilkanaście osób, nie mogę się skoncentrować, a przy okazji walczę z potrzebą zwrócenia komuś uwagi, że jednak mógłby wyciszyć pikający telefon, skoro ma go pod ręką...
... ale nie chcę być marudą, bo i tak wystarczająco się już w życiu nasłuchałam, że przesadzam. Dźwięk wentylatorów i ekspresu do kawy, uderzania w klawiaturę, sygnały telefonów czy szepty doprowadzają mój mózg do szaleństwa. Podobnie jak poczucie "otoczenia" przez innych.
Godzenie się na wszystko
Znacie osobę, która zgadza się na wszystko i nie potrafi postawić granic? Niekoniecznie musi wynikać to z uległości czy braku asertywności. Jeżeli masz współpracownika, z którego wszyscy się śmieją, że bez mrugnięcia okiem weźmie na siebie kolejne obowiązki czy nie będzie protestował z powodu niekorzystnych zmian w grafiku, to niekoniecznie oznacza, że jest naiwnym głupkiem.
Może być WWO, która gdyby się na coś nie zgodziła, miałaby poczucie winy.
Ty to chyba jesteś typem kanapowca?
Nie, nie jestem! A takie pytanie usłyszałam ostatnio od nowo poznanej osoby, gdy po wizycie u znajomych, którzy mają troje dzieci, potrzebowałam całego dnia, by dojść do siebie.
Jestem aktywna, lubię jeździć na rowerze, spacerować z psem i spotykać się z ludźmi. Nie nazwałabym siebie typem kanapowca, jednak wiele osób nie rozumie, że nie potrafię każdego dnia "działać na pełnych obrotach". Znajomy po spotkaniu poszedł biegać, ja leżałam w łóżku, próbując odciąć się od bodźców.
Osoby wysoko wrażliwe inaczej odbierają bodźce, dlatego po pobycie w zatłoczonym miejscu czują, jakby przejechał je walec. Ja na przykład, nie potrafię skupić się na rozmowie w kawiarni, ponieważ nieustannie słyszę ekspres ciśnieniowy, rozmowy klientów z kasjerem, patrzę, kto wchodzi i kto wychodzi, w restauracji staram się po zapachu poznać, co zamówili ludzie przy stoliku obok.
Jestem tą upierdliwą klientką, która często prosi o zmianę miejsca lub ściszenie muzyki. Oczywiście robię to grzecznie, raczej prosząc o zrozumienie, niż żądając, by wszyscy się do mnie dostosowali. Efekt jest taki, że są miejsca, w których przebywać nie mogę.
Do tej listy dołączyły kina, bo wystarczy jeden widz, który pije napój energetyczny (nienawidzę tego zapachu) lub szeptem dzieli się każdą uwagą o filmie i już planuję jak najszybszy powrót do domu. Równie niekomfortową sytuacją jest dla mnie podróż komunikacją miejską, gdy akurat zapomnę słuchawek, a współpasażer co 3 sekundy odbiera powiadomienia. Muszę wysiąść, bo nieznośne pikanie wwierca mi się w głowę i nie jestem w stanie tego znieść.
Odwoływanie spotkania "bez powodu" i nieodbieranie telefonu
Umawiam się, cieszę z powodu spotkania, a nagle... Czuję, że absolutnie nie mogę wyjść z domu. Muszę odwołać spotkanie, ale nie jestem chora, nie mam gorączki, nie wypadło mi coś ważnego. Po prostu wiem, że nie będę partnerką do rozmowy i miłego spędzenia czasu.
Z tego samego względu nie odbieram telefonu, gdy wiem, że poza "tak, słucham?" nie będę w stanie powiedzieć nic więcej. Kolejnym powodem nieodbierania jest to, że od lat nie korzystam z dźwięków i wibracji. Mam całkowicie wyciszony telefon i każdy, kto przychodzi do mojego mieszkania, wie, że jego urządzenie też musi milczeć.
Wspomniany "brak powodu" to przebodźcowanie – pracą, kontaktami międzyludzkimi, filmem, książką, myślami. Gdy w tygodniu mam za mało czasu na "odcięcie się" (wyłączenie telefonu, ćwiczenia, medytację), w piątek wieczorem jestem przysłowiową dętką niezdolną do spotkania z drugim człowiekiem.
Najgorsze, co można usłyszeć w takim momencie to: "Jesteś leniuchem, dawaj, rusz się, co będziesz w domu siedzieć".
Nie mogę go widzieć nigdy więcej!
Spotykam człowieka pierwszy raz w życiu i już wiem... że to koniec, nie możemy nigdy więcej przebywać w swoim towarzystwie! Usłyszałam już oskarżenia o ocenianie innych i za wczesne wyciąganie wniosków. A ja po prostu czuję, że ktoś wysysa ze mnie energię, nie mogę znieść jego zapachu, głosu, tonu, sposobu poruszania się.
To może wydać się absurdalne, ale wystarczy, że jeden element w danym człowieku zacznie drażnić mój mózg i już nie jestem w stanie przebywać w jego pobliżu. Wiele osób nie może tego pojąć, bo przecież "to taki sympatyczny facet" lub "zabawna kobieta", a tutaj nie chodzi o tę konkretną osobę, a jakąś jej cechę, którą mój mózg odbiera jak alarm. O, to taka reakcja alergiczna.
Ojej, ale niedotykalska
"Panna niedotykalska" to moja ksywa od dzieciństwa. Nadali mi ją rodzice i okazało się, że pomimo upływu lat, jest jak najbardziej zasadna. Lubię się przytulać, ale miewam dni, że boli i drażni mnie dotyk, głaskanie, smyranie, mizianie...
W momentach takiego napięcia sięgam po kołdrę obciążeniową, jednak gdy nie mam do niej dostępu, to wystarczy inny człowiek, który "przygniecie mnie" swoim ciężarem. Głównie chodzi o to, że muszę "poczuć swoje ciało", rozluźnić je.
Umysł połączony z ciałem
Gdy bardzo się czymś przejmuję, martwię, stresuję, mam objawy zbliżone do grypy. Ból brzucha, bo mam ważne spotkanie? Zawsze. Gorączka, bo przejęłam się historią znajomej? Bywa. Drgawki i senność z powodu przepracowania? Teraz chociaż wiem, że nie umieram, bo kiedyś już diagnozowałam się z wujkiem Google.
Każde wydarzenie w swoim życiu muszę odespać. Nawet 3-godzinną podróż pociągiem. To dla mnie czas czuwania i napięcia, który powoduje, że gdy docieram na miejsce, to dosłownie "padam na twarz".
Pochwal mnie
WWO mają tendencję do wpadania w perfekcjonizm. A ten niestety potrafi uprzykrzyć życie. Strach przed oceną jest tak silny, że osoby wrażliwe potrzebują często usłyszeć, że zrobiły coś dobrze. Towarzyszy im strasznie rozwinięty wewnętrzny krytyk.
W moim przypadku przerodziło się to w autosabotaż praktykowany zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Zaczęłam zatem coraz częściej wprost prosić o feedback od współpracowników i znajomych, żeby usłyszeć, co zrobiłam dobrze, a co zawaliłam, a nie samodzielnie tworzyć scenariusze (najczęściej czarne).
Oczywiście niektórzy uznali to za objaw egocentryzmu i za mocne skupianie się na opinii innych, a mnie po prostu krótkie "dobra robota" lub "do poprawy" osadza w rzeczywistości.
Płaczę, bo mam ochotę
Płakanie okryte jest złą sławą. Niesłusznie! Płakanie jest super i warto korzystać z tego dobrodziejstwa. WWO płaczą często i równie często inni uważają, że robią to "bez powodu". A tutaj nie chodzi o konkretny powód, a sam fakt wyładowania emocji.
Wzrusza mnie wiele rzeczy, więc moje łzy niejednokrotnie wcale nie są wynikiem smutku. Nieraz to efekt złości, bezsilności, błogości, zachwytu, miłości. Mój organizm uznał, że w taki sposób będzie ewakuował ze mnie nadmiar bodźców i emocji. Nieraz po prostu czuję, że muszę popłakać i od razu jest mi lepiej.
***
Jeżeli zatem macie w swoim otoczeniu osobę wysoko wrażliwą i zależy wam na zbudowaniu z nią relacji zawodowej lub prywatnej, to zrozumcie, że to nie kwestia marudzenia, a trochę innego odbierania bodźców. Bywa to uciążliwe, jednak przy współpracy, wyrozumiałości i otwartości, da się wypracować kompromisy i porozumienie.