"Żadna z dostępnych obecnie na rynku szczepionek przeciw COVID-19, NIE ZAWIERA komórek z abortowanych płodów, a jedynie ich laboratoryjnie zmodyfikowane i wyprodukowane klony" – wyjaśnił lekarz Bartosz Fiałek. Jego wpis na Facebooku to reakcja na liczbę pytań, którą dostał w tej sprawie. Nam wyjaśnia, skąd właściwie wzięła się ta teoria i co wzbudza niepokój wielu osób.
Szczepionki wyprodukowane z abortowanych płodów… Myślałam, że ten temat został już dawno wyjaśniony, a jednak z pana wpisu wynika, że nadal jest wiele wątpliwości. Dużo osób o to pyta i nie chce się przez to zaszczepić?
Krążą ulotki, na których wielkimi literami napisane jest, że ludzkie embrionalne komórki nerki – HEK-293 – pochodzą z abortowanego płodu, czyli że zabijane są dzieci, aby pozyskać z nich komórki do produkcji szczepionki. Szczepienie jest więc moralnie nieakceptowalne.
Część ludzi pisze do mnie z pytaniami, w celu zaspokojenia ciekawości, a część, ponieważ właśnie otrzymała taką ulotkę. Dostaję informacje, że są one roznoszone do skrzynek pocztowych najczęściej na wsiach i w małych miastach. To celowe działanie – generalnie edukacja zdrowotna w tych miejscach stoi na niższym poziomie niż w miastach.
To właśnie jest powód, dlatego wiele osób w to wierzy. A skoro są przeciwko aborcji, to nie mogą się szczepić. Wiemy, jak działają antyszczepionkowcy. Kreują argumenty, które trafią w czuły punkt, ego, światopogląd danej grupy, stąd używanie również przesłanek moralnych, religijnych, które mają odstręczyć niektórych od szczepień.
Wiemy, że religia zajmuje ważne miejsce w życiu wielu Polek oraz Polaków. Jest to więc dobry punkt zaczepienia, ponieważ konserwatywni katolicy przedstawiają postawy antyaborcyjne.
Ci którzy piszą do pana zadają pytania czy raczej obrażają?
Są i pytania, i zarzuty. Dostaję wiadomości, w których czytam, że jestem bezbożnikiem, którego dosięgnie ręka boska, ponieważ namawiam do szczepionek zawierających składniki pochodzące z aborcji.
Jednak część osób to ludzie poszukujący, którzy mają wątpliwości, dlatego proszą o wyjaśnienie: "Panie doktorze dostałem taką ulotkę, czy to prawda?".
Gdy piszę o zdrowiu, to staram się edukować w sprawach ogólnych, jednak zdarza się, że pojawiają się pojedyncze wpisy, które kieruję w odpowiedzi na zainteresowanie danym zagadnieniem. Z zasady nie planuję o nich pisać, jednak ogromna liczba pytań, które otrzymuję, zmusza mnie do tego, aby nie odpisywać każdej z osób indywidualnie.
Tych osób, które atakują, a nie pytają, raczej nie da się przekonać?
Nie. Jest taki badacz, Goeffrey Moore, który na początku lat 90. przedstawił wykres, z którego wynika, że w każdej społeczności i w większości dziedzin – on odniósł go do innowacji – mamy do czynienia z tzw. maruderami, malkontentami, którzy stanowią 16 proc. całości.
Mowa o denialistach, czyli osobach irracjonalnie negujących dokonania nauki. Antyszczepionkowcy, antycovidowcy, anty-5G, reptilianie żyją, a ślady zostawiane przez samoloty odpowiedzialne są za skażenie środowiska, itd. Oni będą nie do przekonania i żadne logiczne argumenty do nich nie trafią. Dlatego nie są adresatami moich wpisów.
Swój przekaz adresuję do kogoś innego. Pamiętajmy, że również nie do tych, którzy o pewnym zjawisku wiedzą, czyli tzw. innowatorów i wczesnych naśladowców. Tych w społeczeństwie także jest jakieś 16 proc.
Ok. 70 proc., które zostało, to ludzie do przekonania, osoby poszukujące, mające wątpliwości. Moje wpisy upowszechniam właśnie dla nich, dla osób, które chcą wiedzieć, dlaczego należy postąpić w taki, a nie inny sposób.
I co im pan odpisał w sprawie szczepionek i abortowanych płodów?
W 1972 roku przeprowadzono aborcję. Nie znamy jej powodów, natomiast była ona wykonana z przyczyn embriopatologicznych, po wcześniejszej decyzji Sądu.
Zaznaczmy tutaj dodatkowo, iż nie była ona przeprowadzona w celu pobrania komórek do późniejszego tworzenia leków. To rzecz oczywista, bo gdyby tak było, to pobierano by je przez cały czas.
Komórki nerki, choć nie tylko te, trafiły do laboratorium w Holandii. Tam obserwowano ich zachowanie, badano je, wszak to żywe, ludzkie komórki. Jest to bardzo istotne, ponieważ naukowcy potrzebują żywych komórek, żeby badać właściwie wszystkie leki, w tym szczepionki, aby ocenić bezpieczeństwo danej substancji.
Badania na komórkach są jedną z faz badań przedklinicznych, które przeprowadzane są przed dopuszczeniem danej substancji do badań klinicznych – na ludziach.
Mamy w historii takie leki, jak Talidomid, których nie przebadano w odpowiedni sposób – jednak zgodny wtenczas z obowiązującymi normami prawnymi. Kobiety przyjmowały go w ciąży z powodu dolegliwości bólowych. W końcu okazało się, że za ciężkie deformacje ciała (zniekształcone lub brak kończyn) czy nienaturalne jego proporcje, odpowiada właśnie ten lek.
Badanie na niezmodyfikowanej komórce, która jest komórką żywą, pozwala na w miarę bezpieczne przejście z fazy przedklinicznych badań, czyli fazy przed badaniem ludzi, do fazy badań klinicznych i wprowadzenia leku do obrotu.
Kiedy wprowadzamy do naszego organizmu lek zawierający niezmodyfikowane komórki pochodzenia ludzkiego, nie będą one również powodować chociażby niepożądanych czy alergicznych reakcji, których byśmy nie chcieli. Gdybyśmy wprowadzili coś obcego, czyli składników innych niż pochodzenia z linii komórek ludzkich, to mówiąc najbardziej kolokwialnie, "mogłoby to się nie przyjąć".
Podsumowując: Klony komórek pochodzących od abortowanego w 1972 roku płodu – dzięki temu, że namnażane są w laboratoriach – można wykorzystać. Tak więc są to "potomkowie" komórki sprzed blisko 50 lat, ale nie zostały pozyskane z kolejnego płodu, lecz metodami laboratoryjnymi.
Czy te sklonowane komórki są wykorzystywane tylko do badań, czy trafią także do szczepionek?
Są, ale nie we wszystkich szczepionkach. W szczepionce przeciw COVID-19 Oxford-AstraZeneca do namnażania wektora, jakim jest szympansi adenowirus, użyto HEK-293, czyli klon komórek pochodzącego z płodu, który był abortowany w Holandii w 1972 roku.
Biorąc pod uwagę, że samo hasło aborcja wywołuje skrajne emocje oraz to, że są ludzie, których nic nie przekona, miał pan obawy, aby pisać post o tym?
Miałem wątpliwości. Napisanie czysto naukowego wpisu, który jednak ociera się o sprawy światopoglądowe, jest niebezpieczne. Żyjemy w tak dziwnym kraju, że muszę się zastanawiać, czy jeśli użyję słowa aborcja, eutanazja, gwałt itd., to nie zostanie to źle odebrane, choć tworzę tekst oparty tylko o wiedze naukową.
Smutne jest dla mnie to, że miałem wątpliwości, czy w ogóle ten naukowy kontent przedstawić. Wydaje się przecież, że wiedza jest pożądana i to dobrze, gdy będziemy wiedzieć cokolwiek nt. produkcji szczepionek.
Ale są i tacy, którzy zobaczą hasło "aborcja" i pozamiatane. Tylko utwierdzą się w swoich teoriach lub wykorzystają wpis do ich szerzenia.
Jeżeli po takim wpisie pozbawionym światopoglądu i emocji, tekście złożonym z samych suchych faktów, ktoś dalej uważa, że teoria dotycząca abortowanych płodów jest prawdziwa, to mamy stuprocentową pewność, że takiej osoby w żaden sposób i tak byśmy nie przekonali.
Niektórzy być może wyciągną z kontekstu słowo "aborcja", hasło "Holandia 1972" i zaalarmują: "Polski lekarz wyjawił prawdę, szczepionki zawierają holenderskie komórki pochodzące z aborcji".
Liczę się z tym, że będą mnie obrażać, że będą pisać, że jestem konowałem, że się nie znam. Ci ludzie, którzy mówią o wolności, o tym, że lockdown to zło, że pandemia COVID-19 nie istnieje, uważają, że jestem kretynem na usługach BigPharmy…
Wiem, że mogę budzić skrajne emocje, bo mamy skrajnie podzielone społeczeństwo, zarówno w kontekście politycznym, jak i zrozumienia Świata oraz nauki. Liczę się z tym.
Publikując ten wpis, który jest słuszny, bo jest czystym propagowaniem wiedzy, wiedziałem, że może on w jakimś stopniu, uderzając w ego tych ludzi, w ich światopogląd, wywołać skrajnie negatywne emocje.
Uważam jednak, że ci, którzy mieli wątpliwości, którym trzeba było wytłumaczyć, jak to faktycznie wygląda, być może zostali przekonani. Chociaż jedna osoba w ten sposób przekonana, jest dla mnie ogromnym sukcesem. Okazuje się, że w zakresie decyzji o szczepieniach, osób, które przekonałem, są setki. To cieszy.
Otrzymuję bardzo dużo wiadomości – poza wyzwiskami są też wyrazy wdzięczności. Ludzie wysyłają mi zdjęcia z kartkami potwierdzającymi przyjęcie jednej z dawek szczepienia przeciw COVID-19, mówią "dziękuję panie doktorze, gdyby nie pana wpisy, gdyby nie to, że mi pan odpisał, na pewno bym się nie zaszczepił/a".
Najlepszą puentą w mojej ocenie jest to, że lepiej prawdę tłumaczyć, niż ją zaklinać, dlatego pokusiłem się o wytłumaczenie i tego zjawiska.