Flebotomia to zabieg medyczny polegający na spuszczeniu znacznej ilości krwi. Dawniej wierzono, że zapobiega wielu chorobom i wzmaga odporność. Naukowcom nie udało się potwierdzić skuteczności flebotomii w tym zakresie. Mimo to zabieg jest wykonywany do dzisiaj.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.
Upusty krwi stosowano już w starożytności
Flebotomię stosowali mieszkańcy starożytnego Egiptu, Mezopotamii, a nawet Majowe. W swoich rozważaniach wspominał o niej Hipokrates i Herofilus. Starożytni lekarze uważali, że krew ulega zużyciu i należy ją regularnie spuszczać.
Powstały nawet podręczniki dotyczące zabiegu. Wskazaniem do upustów krwi była gorączka, ból głowy, udar. Im poważniejsza choroba, tym więcej krwi upuszczano. Wytaczano zarówno krew tętniczą, jak i żylną.
Krew upuszczano praktycznie we wszystkich religiach. Robili to Żydzi, Muzułmanie, katolicy, a nawet przedstawiciele buddyzmu. Flebotomia przez długi czas była specjalnością katolickich księży, który "leczyli" swoich wiernych i siebie. Flebotomia ułatwiała przestrzeganie celibatu.
W średniowieczu zabieg wykonywali fryzjerzy
W czasach średniowiecza flebotomię realizowali lekarze i fryzjerzy. Sam zabieg był wykonywany na kilka sposobów. Najczęściej wytaczano krew z rąk lub szyi. W pozostałych przypadkach nakłuwano tętnicę bezpośrednio przy skroni.
Zakłady fryzjerskie reklamowały się usługą spuszczania krwi. Na wystawach salonów fryzjerskich stały misy wypełnione krwią. Szczególne uznanie flebotomia zdobyła we Francji, gdzie nauczano jej na studiach medycznych.
Do upuszczania krwi wykorzystywano strzykawki, szklane bańki wypełnione powietrzem, lancety, a nawet pijawki. Zabieg uważano za skuteczny, jeżeli pacjent zemdlał. Część przeprowadzonych zabiegów kończyła się tragicznie.
Brak skuteczności flebotomii udowodniono w 1628 roku
Flebotomia miała wielu przeciwników. Podczas zabiegów wiele osób traciło życia, a część umierała w wyniku zakażenia. Po raz pierwszy oficjalnie skrytykowano zabieg w 1628 roku. Zrobił to William Harvey, angielski biolog i lekarz.
Wielu naukowców odrzuciło jego tezy, a metody nie udało się ostatecznie zdyskredytować. Na jej popularność składała się niska cena i duża dostępność. Uważano, że lepiej leczyć poprzez upuszczanie krwi niż wcale.
Lekarze i fryzjerzy zarzekali się, że flebotomia ma pozytywny wpływ na ich pacjentów. Był to jednak głównie efekt placebo, który skutkował lepszym samopoczuciem chorych. Jedynymi pacjentami, które mogły czuć realną ulgę były osoby cierpiące na choroby układu krążenia.
Obecnie flebotomia jest wskazana w leczeniu hemochromatozy- choroby polegającej na nadmiernym stężeniu żelaza w krwi oraz nadciśnienia. Miniflebotomię wykonuje się w celu usunięcia żylaków. Są to jedyne wskazania medyczne do wykonania zabiegu.
Znani ludzie, którzy "leczyli się" upustami krwi
Na zabieg flebotomii zdecydował się George Washington. Prezydent Stanów Zjednoczonych przeziębił się, a jego stan nagle zaczął się pogarszać. Lekarze upuścili mu ponad 2 litry krwi. Tego samego wieczora George Washington zmarł.
Kolejną ofiarą flebotomii jest Benjamin Rush, jeden z największych orędowników upuszczania krwi. W jego przypadku "krwawą terapię""krwawą terapię" połączono z podawaniem środków wymiotnych i przeczyszczających. Mężczyzna nie przeżył tej terapii.
Zabójczą terapię zastosowano również u Wolfganga Amadeusza Mozarta. Kompozytor nagle zaczął słabnąć, pojawiły się objawy anemii, a leki nie działały. Lekarze podjęli decyzję o upuszczeniu krwi. Muzyk zmarł niecałą dobę po zabiegu.
Zabójcza terapia stosowana do dzisiaj
Liderem wśród placówek zajmujących się flebotomią jest Polskie Towarzystwo Św. Hildegardy, które oferuje "oczyszczenie ciała i krwi z trucizn blokujących wyzdrowienie zwłaszcza w przypadku chorób przewlekłych". Koszt zabiegu to 100 zł.
W internecie można bez problemu zakupić zestaw do samodzielnego upustu krwi. W jego skład wchodzi butelka próżniowa, kaniula i wężyk. Samodzielne wykonanie upustu krwi może skutkować uszkodzeniem żył, tętnic, wystąpieniem reakcji alergicznej, a nawet zakażeniem i śmiercią. Nie przeszkadza to jednak miłośnikom zabiegu.
„Kiedy u człowieka naczynia są wypełnione krwią, muszą zostać oczyszczone ze szkodliwego śluzu oraz soków trawiennych. (…) Gdy jednak ktoś ma dużo krwi i całkowicie wypełnione naczynia i gdy nie oczyści swojej krwi przez jej upuszczenie lub postawienie baniek, wówczas staje się ona gęsta jak wosk i pozbawiona siły, tak że człowiek popada w choroby. (…) Gdy więc natnie się teraz naczynie (…) to zaraz wypłynie z człowieka zła i zepsuta krew. Skoro tylko zgnilizna wypłynie wraz z krwią, pojawi się krew czysta (…) wówczas krew zmieni barwę. Zbyt obfite puszczenie krwi osłabia ciało, odpowiednie – przywraca zdrowie" - czytamy na stronie towarzystwa.