Dr Justyna Tymińska, specjalista medycyny rodzinnej, wykładowca Uczelni Łazarskiego, przestrzega, że krztusiec to ostra choroba zakaźna, która jest niedoceniana. Wyjaśnia, że wywoływana jest przez baketrię - pałeczkę krztuśca. Powoduje zaburzenie wydzielania śluzu i silnie pobudza odruch kaszlowy.
Źródłem zakażenia jest chory człowiek, zarówno pełnoobjawowy, jak i bez objawów. Do zakażenia dochodzi drogą kropelkową w sytuacjach kontaktu twarzą w twarz, przy kontakcie z wydzielinami, ale też, gdy przebywamy w zamkniętym pomieszczeniu z osobą chorą co najmniej przez godzinę.
- To jedna z najbardziej zakaźnych chorób. Jedna osoba zakaża średnio 12-17 osób - ostrzega dr Justyna Tymińska.
Podkreśla, że większość osób kojarzy chorobę z dziećmi, ale dotyczy ona też dorosłych.
Właśnie u nich dochodzi głównie do zachorowań i powikłań, bo choroba jest rzadko diagnozowana i rozpoznawana na czas. Te powikłania to m.in. zapalenie zatok, zapalenie płuc, zapalenie ucha środkowego, ale też nietrzymanie moczu, utrata wagi, a nawet pęknięcie żeber i omdlenia w wyniku przewlekłego kaszlu.
- Utrata wagi wynika z osłabienia i wymiotów, do których prowadzi kaszel - wyjaśnia dr Justyna Tymińska. Inne powikłania to też wycieńczenie i zaburzenia snu.
- Kaszel może trwać około 100 dni, a były przypadki, gdy trwał nawet pół roku - zaznacza dr Justyna Tymińska.
Rzeczywista liczba zachorowań na krztusiec na świecie nie jest znana, bo rejestruje się tylko część przypadków. W różnych krajach są różne zasady dotyczące obowiązku rejestracji takich przypadków. Według szacunków WHO rocznie choruje ok. 50 mln osób.
- Niedoszacowanie wynika z tego, że krztusiec kojarzony jest z dziećmi, a te są szczepione, więc uważa się, że problemu nie ma. Drugi powód - dorośli bez ostrych objawów nie są rozpoznawani - tłumaczy dr Tymińska.
Osoby z przewlekłym kaszlem diagnozuje się raczej w kierunku przewlekłej obturacyjnej choroby płuc lub nowotworów płuc. Na wymaz w kierunku krztuśca dorośli często kierowani są w ostatniej kolejności, gdy wykrycie patogenu jest utrudnione.
Jak podaje dr Justyna Tymińska, gdy w 1960 r. zaczęto w Polsce masowo szczepić dzieci przeciwko krztuścowi, to liczba zachorowań zaczęła spadać.
Dzięki szczepieniom w 2018 roku zarejestrowano ok. 1,5 tys. zachorowań, podczas gdy przed erą powszechnych szczepień dzieci, było to kilkadziesiąt do 100 tys. zachorowań rocznie. Pandemia i związane z nią obostrzenia wpłynęły na kolejny spadek zachorowań i w ostatnich dwóch latach zarejestrowano po kilkaset przypadków.
Jednak dr Justyna Tymińska zwraca uwagę, że krztusiec "nie śpi", bo do 15 sierpnia tego roku wykryto dwukrotnie więcej przypadków (ok. 170) niż w tym samym okresie ubiegłego roku (90).
- Cyklicznie, co 2-5 lat notuje się wzrost zapadalności na krztusiec, co wynika z wygaszania odporności poszczepiennej. Ten rok może być okresem wzrostu zachorowań - alarmuje ekspertka.
Przypomina, że ochronić przed zachorowaniem mogą szczepienia. U dorosłych są one zalecane, a więc płatne i należy je odnawiać co 10 lat. O tej formie profilaktyki powinni szczególnie pomyśleć rodzice, dziadkowie czy kobiety w ciąży.
Lek. Łukasz Durajski, wakcynolog Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, rezydent pediatrii, zwraca uwagę, że o doszczepianiu przeciwko krztuścowi dla dorosłych przypominać powinni lekarze podczas wizyt patronażowych z dziećmi.
- Tu jest ogromna rola pediatry. Ostatnie obowiązkowe szczepienie przeciwko krztuścowi jest w wieku 14 lat, więc ok. 24. roku życia powinniśmy już pomyśleć o doszczepieniu - wyjaśnia dr Łukasz Durajski.
Radzi też, aby skorzystać z możliwości podania szczepionki przeciw krztuścowi razem ze szczepieniem przeciwko grypie, podczas jednej wizyty. - Przy okazji szczepień przeciw grypie, na które teraz powinniśmy ruszyć, warto zapytać też o szczepienie przeciw krztuścowi i wykonać również to szczepienie - przekonuje.
Jak mówi, pokutuje mit, aby nie łączyć szczepień na jednej wizycie, bo nadmiernie obciążymy układ odpornościowy.
- To mit, bo traktujemy szczepienia jako element, który pogorszy nasz układ odpornościowy. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Szczepienia stymulują nasz układ odpornościowy - wyjaśnia lek. Łukasz Durajski i przekonuje, że nie powinniśmy się ich bać.
Magdalena Kołodziej, prezes Fundacji MyPacjenci podkreśla, że pacjent potrzebuje zachęty i kontaktu z lekarzem, któremu ufa. Dlatego kluczową rolę w przekonywaniu do szczepień powinni odgrywać lekarze POZ.
Badania prowadzone przez fundację pokazały, że jednym z pozytywnych skutków pandemii COVID-19 jest wzrost świadomości społecznej na temat szczepień i pozytywnego stosunku do tej formy profilaktyki.
Jednak jak podkreśla Magdalena Kołodziej, sami lekarze POZ przyznają, że świadomość szczepień przypominających u dorosłych umyka w ich codziennej pracy, szczepienia dorosłych nie są traktowane priorytetowo, a sami pacjenci często nie są świadomi, że nadal podlegają takiej profilaktyce.
Tymczasem - jak przekonuje szefowa fundacji - warto wykorzystać potencjał lekarzy POZ, bo sugestia czy rekomendacja od tego lekarza, jest najbardziej wiarygodna dla pacjentów.
Ponadto według niej, dobrym pomysłem, aby przypominać o takiej możliwości, byłoby przesyłanie za pomocą Internetowego Konta Pacjenta indywidualnych wiadomości.
Lekarze zwracają też uwagę, że krztusiec i ewentualny wzrost zachorowań może być wyzwaniem w kontekście pandemii COVID-19, która może jeszcze dać o sobie znać jesienią w kolejnej fali, ale też w kontekście fali uchodźców z Ukrainy. U naszych sąsiadów poziom wyszczepienia wśród dzieci jest bardzo niski.
Jak przypomina lek. Łukasz Durajski, w myśl obecnych przepisów, w Polsce uchodźca i osoba niebędąca obywatelem Polski, po trzech miesiącach pobytu na terenie naszego kraju, wchodzi w obowiązek realizacji kalendarza szczepień ochronnych.
Obowiązkowym szczepieniom z kalendarza podlegają więc dzieci z Ukrainy przebywające jako uchodźcy w Polsce. Inną kwestią pozostaje jednak egzekwowanie tego obowiązku.