Dotykanie po udach, przytulanie się do młodych lekarek, obrażanie i poniżanie anestezjologów, próby podważania kompetencji. – Ci, którzy zgłaszali te zachowania (m.in. mobbingu - red.), dalej musieli pracować na bloku operacyjnym z osobą, której to dotyczyło – mówi w rozmowie z naTemat.pl dr Jakub Sieczko, anestezjolog ze Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie. Kilka osób z tego powodu już odeszło z pracy. Dziennikarze OKO.press ujawnili, że jeden z lekarzy tej placówki jest oskarżany o mobbing i molestowanie innych medyków. Ci zgłaszali to przełożonym, ale od pół roku komisja tylko bada sprawę, a oskarżany lekarz nadal tam pracuje.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od jesieni 2023 roku pracownicy Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie zgłaszają zarządowi przykłady nieprawidłowych i niechcianych zachowań ze strony ortopedy Dzmitriego Vorana. Jest on zastępcą ordynatora Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej tej placówki. Sprawę ujawnił w niedzielę portal OKO.press
Jak wynika z licznych przykładów zawartych w pisemnej skardze, pod którą podpisało się 29 lekarzy, chodzi m.in. o mobbing. Lekarze piszą m.in o podważani ich kompetencji.
"Głośno i wulgarnie komentuje pracę anestezjologów ("Kurwa", "Co ty odpierdalasz"), "wypowiada się o zespole anestezjologicznym w sposób ordynarny. Zaznacza, że większość z nas nie potrafi dobrze wykonywać swojej pracy", "próbuje zmusić do wykonywania poleceń poprzez szantaż", "nagminnie planuje zabiegi w liczbie niemożliwej do zrealizowania, lekceważy procedury bezpieczeństwa" - to przykłady podawane przez medyków.
Inny z lekarzy miał usłyszeć: "Po co ty się za to zabierasz, skoro nic nie umiesz i nigdy się nie nauczysz?". Nagminne jest też - według relacji - poganianie anestezjologów, próba "wciśnięcia" jak największej liczby zabiegów i krytyka za robienie blokad regionalnych, co trwa dłużej, ale jest konieczne i korzystniejsze w przypadku niektórych pacjentów, zamiast dawania znieczulenia ogólnego. "Ile jeszcze? Po co te blokady, wsadźcie pacjentowi rurę!" - mieli m.in. słyszeć medycy.
"Zachodził od tyłu, dotykał pośladków"
To nie koniec poważnych oskarżeń, bo lekarki podają wprost przypadki ich molestowania. Jak podaje OKO.press, lekarki piszą o tym, że oskarżany lekarz np. "wielokrotnie wchodził do szatni widząc, że się przebieram, zachodził od tyłu, dotykał pośladków i piersi. Próbował przytulać bez mojej zgody", "Położył rękę na moim udzie".
"Raz, gdy siedziałam na podłodze i przeglądałam dokumenty, Voran zsunął się plecami po ścianie i przywarł do mnie bokiem. Odskoczyłam. Sytuacja w dyżurce, gdy złapał mnie za udo, była drugą. Za trzecim razem stałam przy pacjencie, gdy Voran mocno objął mnie ramieniem. Powiedziałam, że sobie tego nie życzę (...)" - relacjonuje jedna z lekarek.
"Mieliśmy przekładać pacjenta ze stołu, kiedy nagle poczułam mocne objęcie w pasie od tyłu i przytulenie całym ciałem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Odepchnęłam ręce i odwróciłam się. To był on" - cytuje inną lekarkę portal OKO.Press.
Efektów pracy specjalnej komisji po pół roku brak
Dr Jakub Sieczko, anestezjolog z tego szpitala w rozmowie z naTemat.pl opowiada, że po zgłoszeniach od pracowników w grudniu ubiegłego roku w szpitalu została powołana komisja antymobbingowa. Jednak właśnie mija pół roku odkąd powstała, oskarżany ortopeda pracuje dalej, a jego niewłaściwe zachowania ciągle mają miejsce.
– Komisja prowadzi przesłuchania raz w tygodniu. Przesłuchała ponad 20 osób, wszystkich, którzy podpisali się pod zgłoszeniem. Było dla nas zaskakujące, również nasza prawniczka przedstawiała to jako dość wątpliwe, czy trzeba przesłuchać absolutnie wszystkich, aby stwierdzić, czy doszło do jakichś naruszeń, czy nie. Komisja nas przesłuchała i wciąż analizuje dokumenty – mówi nam dr Sieczko.
Jak dodaje, w ciągu pół roku nie doszło do żadnej konkluzji.
– Według przepisów takie konkluzje powinny być w ciągu 21 dni, a w wyjątkowych sytuacjach szpital może taką procedurę przedłużyć. Ale my nie dostaliśmy żadnej pisemnej informacji, z jakiego powodu to trwa dłużej i ile jeszcze potrwa. To w naszej opinii niewystarczająco sprawna odpowiedź szpitala. A przecież ideą takiej komisji jest to, aby w szybki sposób stwierdzić, czy doszło do naruszenia zasad i w razie potrzeby przerwać taką sytuację – wskazuje dr Sieczko.
Bez spotkania, bez działań zabezpieczających
Jak podkreśla, szpital ma też możliwość podjęcia różnych działań zabezpieczających, m.in. odsunięcia od pracy na bloku operacyjnym człowieka, co do którego bardzo dużo innych pracowników zgłasza różnego rodzaju zastrzeżenia.
– To się też nie wydarzyło, mimo że do zarządu szpitala wysłaliśmy dwa pisma, że takie zachowania trwają, a nawet nasiliły się. To było w styczniu i marcu – relacjonuje lekarz.
Nic nie dały też prośby o spotkanie z prezesem zarządu szpitala. Zespół dostał odmowę na piśmie.
– A osoby, które zgłaszały te zachowania, dalej musiały pracować na bloku operacyjnym z osobą, której to dotyczyło. Pracodawca w naszej opinii reagował w sposób nieadekwatny – mówi Jakub Sieczko.
– To doprowadziło nas do pewnej desperacji. Uważam, że najlepiej takie sprawy załatwiać w bezpośredniej rozmowie, a nie przez media czy instytucje nadzorujące, ale gdy prezes zarządu szpitala nie chce z nami rozmawiać, nie mieliśmy innego wyjścia – dodaje.
"Szpital traci z powodu tej sytuacji"
Jakub Sieczko ocenia, że "szpital traci z powodu tej sytuacji", bo z zespołu anestezjologów z powodu tej sytuacji odeszły już trzy osoby, a niektórzy znacząco ograniczyli liczbę godzin pracy w tej placówce.
– Skompletowaliśmy w naszym szpitalu duży zespół anestezjologów. Ludzie chcieli tu pracować ze względu na atmosferę, sposób zarządzania przez szefa, dbałość o procedury. Duży zespół anestezjologiczny, który bez problemu zapewnia obsadę na wszystkie wymagane stanowiska pracy to rzadkość, bo w Polsce anestezjologów brakuje. Nie chodziło o pieniądze, ale o dobrą organizację i zdrową atmosferę, ale niektórzy koledzy i koleżanki ze względu na to, co się działo na ortopedii, zdecydowali, że nie chcą tu zostać – relacjonuje Jakub Sieczko.
O sprawie lekarze postanowili powiadomić więc organ nadzorczy dla szpitala miejskiego, czyli stołeczny ratusz. Niestety również ze strony ratusza od kilku miesięcy nie ma reakcji.
Zgłoszenie poszło również do Rzecznika Praw Lekarza i Państwowej Inspekcji Pracy.
Sam Szpital Czerniakowski broni swoich działań w tej sprawie w oświadczeniu przesłanym portalowi OKO.press.
"Rzetelne i niezależne postępowanie w sprawach o podejrzenie mobbingu - zapewniające zarówno ochronę osób zgłaszających zastrzeżenia, jak również umożliwiające osobie, wobec której formułowane są oskarżenia, możliwość odniesienia się do zarzutów - jest przejawem odpowiedzialnego realizowania obowiązków pracodawcy w zakresie przeciwdziałania mobbingowi i buduje wizerunek Szpitala jako bezpiecznego miejsca pracy" – napisał Szpital.
Obecnie są bardziej świadomi swoich praw i coraz głośniej są w stanie o nie walczyć. Problem mobbingu czy dyskryminacji dotyczy zarówno lekarzy, jak i pozostałego personelu medycznego.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.