Centra krwiodawstwa nie będą już wydawały zaświadczeń, dzięki którym mieliśmy pewność, że nasza krew zostanie przekazana konkretnemu pacjentowi. Czy z tego powodu zmaleje liczba krwiodawców? – pytają media. My spytaliśmy. Tych, którzy pomagają. I – jak okazało się w trakcie naszych rozmów – będą to robić bez względu na to, czy będą wiedzieć do kogo trafia ich krew.
Sprawę zaświadczeń opisała trójmiejska "Gazeta Wyborcza". Do tej pory ci, którzy oddawali krew z myślą o konkretnym człowieku, np. potrzebującym rodzicu czy przyjacielu, dostawali zaświadczenie potwierdzające, że krew została pobrana i zostanie przetoczona wskazanej przez nas osobie.
Tak było do tej pory. Od niedawna zaświadczenia zniknęły.
Dyrektor NCK Jolanta Antoniewicz-Papis tłumaczy, że na decyzję o ich wycofaniu miały wpływ informacje o uzależnianiu leczenia pacjentów, dla których istnieje potrzeba przetaczania krwi i jej składników, od zapewnienia odpowiedniej ilości krwi od dawców będących krewnymi czy znajomymi danego pacjenta.
W skrócie: do tej pory rodzina i znajomi potrzebującego krew musieli oddać jej co najmniej tyle samo, ile potrzebuje pacjent. Wtedy gremialnie odwiedzali punkty krwiodawstwa.
NCK odpowiada: lekarze nie mają prawa uzależniać zabiegu od tego ile krwi odda rodzina chorego. A ludzie powinni oddawać krew cyklicznie i konsekwentnie, a nie działać tylko i wyłącznie w potrzebie chwili.
Zdezorientowani krwiodawcy zastanawiają się teraz, czy ich krew powędruje do wskazanej przez nich osoby. A "Gazeta" pyta: czy zlikwidowanie zaświadczeń zmniejszy liczbę krwiodawców?
My w takim razie postanowiliśmy ich o to spytać. Tych, którzy krew oddają regularnie od lat, tych, którzy uczynili to tylko raz, tych którzy wspomagali w ten sposób swoich bliskich i tych, którzy nawet nie chcieli wiedzieć, dla kogo będzie przeznaczona ich krew. Po prostu ludzi dobrej woli.
Łukasz, 34 lata, Pruszkowianin:
Nie będę wiedział o tym, komu oddaję swoją krew? Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Oddawałem krew raz, gdy moja córka była w szpitalu i miała przetaczanie krwi. Ona skorzystała z czyjejś, więc ja postanowiłem oddać swoją dla kogoś – nie dla konkretnej osoby, tylko dla tej, która akurat będzie potrzebowała. Innymi słowy – impulsem była konkretna osoba, ale przeznaczenie było ogólne. Wiedząc, że ktoś bezinteresownie pomógł mojej córce, ja też chciałem komuś pomóc. Po cichu, anonimowo.
Dagmara, 26 lat, mieszka w Legionowie:
Nigdy nie oddawałam krwi dla konkretnej osoby. Po prostu cieszę się, że mogę pomóc komukolwiek, kto będzie tej pomocy potrzebował.
Pierwszy raz oddałam krew, gdy chodziłam do liceum. Wybraliśmy się całą klasą, ale okazało się, że z trzydziestu osób kwalifikowało się ledwie kilka. Nie miałam pojęcia, jak wiele czynników dyskwalifikuje nas do oddania krwi. Zrozumiałam, jaki problem mogą mieć szpitale. Postanowiłam oddawać krew regularnie, założono mi kartę honorowego dawcy krwi. Od tamtej pory staram się oddawać krew dwa razy w roku.
Michał, 28 lat, mieszka w Sosnowcu:
Oddawałem krew tylko raz, dla zmarłej na białaczkę siatkarki Agaty Mróz. Czy oddałbym krew gdybym nie wiedział do kogo ona trafi? Jasne. Wtedy w ogóle nie przyszło mi do głowy, by pytać o jakiekolwiek zaświadczenie. Myślę sobie, że jutro może zabraknąć krwi dla mnie. I co wtedy?
Ewelina, 25 lat, mieszka w Opocznie
Do oddania krwi zmusiła mnie sytuacja. Potrzebował tego mój chory ojciec. To był warunek jego leczenia. Zrobiłam to razem z siostrą. Otrzymałyśmy potwierdzenie, ale wówczas nie zaprzątałyśmy tym sobie głowy...
Później kilka razy wchodziłam na stronę Regionalnego Centrum Krwiodawstwa. Tam jest pokazana baza krwi, jakie jest zapotrzebowanie dla każdej grupy, jaki jest obecny stan krwi. Okazało się, że mojej grupy krwi maja malutko. Było na nią sporo zapotrzebowania więc... poszłam.
Przyznam, że z początku denerwowałam się, miałam problem z tym, że nie wiem gdzie trafi moja krew. Dowiedziałam się na przykład, że część mojej krwi trafi na testy farmaceutyczne. O co chodzi, czemu? Miałam z tym kłopot, ale... Na korytarzu zaczepiły mnie dwie osoby – m.in. starsza pani, która poprosiła o pomoc dla swojego chorego wnuczka. Bym oddała krew.
Dla niego, czy nie – zrobiłam to. Po zaświadczenie nawet się nie zgłosiłam. Bo czy ten papierek cokolwiek zmienia?
Przyszedłem oddać krew dla swojego przyjaciela, który niedawno miał wypadek i w tej chwili leży w szpitalu. Oddaję krew nie pierwszy raz, z tą różnicą, że kiedy teraz zgłosiłem się po zaświadczenie, okazało się, że go nie dostanę. Nie rozumiem dlaczego, bo jako dawca chciałbym mieć świadomość, że moja krew naprawdę pomaga tej konkretnej osobie, na którą ją oddaję. CZYTAJ WIĘCEJ