Pojawiły się właśnie pierwsze zwiastuny „Obywatela roku”, jednego z najgłośniejszych skandynawskich filmów ostatnich miesięcy. To kolejny - po fenomenie „Millenium”, powieściach Jo Nesbø, Henninga Mankella, Lizy Marklund (żeby wymienić tylko kilku autorów), głośnych „Łowcach głów”, książkowym i serialowym Wallanderze czy nominowanym do Oscara „Polowaniu” - skandynawski produkt eksportowy, który podbija serca publiczności na całym świecie. Na czym polega fenomen popularności „nordic-noir”, jak często określa się mroczne, kryminalne opowieści z krajów północnej Europy? Co nas kręci w skandynawskich kryminałach?
Premiera „Obywatela roku” Hansa Pettera Molanda (w kinach od 16 maja) miała miejsce w konkursie głównym prestiżowego festiwalu w Berlinie. Już po pierwszym seansie film okrzyknięto jednym z najlepszych obrazów imprezy. Zaskakująco dobrze, jak na rasowe kino gatunkowe, przyjęła go krytyka, która nazwała film norweską odpowiedzią na „Fargo” a dziennikarz Variety zachwalał: Gdyby bohaterowie mówili po angielsku, łatwo można by go pomylić z najlepszymi produkcjami amerykańskimi. „Obywatel roku” jest jednak wzorcowym przykładam „nordic-noir”, przedstawicielem złotej ery skandynawskich mrocznych, kryminalnych zagadek.
1. Ach, jak oni się zabijają
Nic oczywiście tak nie ożywia akcji, jak trup. W skandynawskich kryminałach może ta średnia trupów na stronę książki, czy minutę filmu nie jest wyśrubowana, trupy te jednak są wyjątkowo atrakcyjne. Zamordowane w wyjątkowo wyrafinowany, brutalny, wymyślny sposób bardzo szybko uruchamiają wyobraźnię. Poćwiartowana denatka schowana w lodówce w czyściutkiej hi-techowej kuchni, ciało bez głowy przyczepione do pomostu, młoda małżonka rozwleczona w wannie... Już gwałtowność tych zbrodni uświadamia, że coś jest bardzo nie tak. Dodatkowo krew na śniegu to zawsze pięknie wyglądająca metafora
2. Kryminał +
Wygląda na to, że Skandynawowie znaleźli złotą formułę. Mieszanka kryminalnej, sensacyjnej intrygi z całym wachlarzem wątków obyczajowych, politycznych, społecznych czy psychologicznych wciąga, ale daje też pretekst do głębszej refleksji. Dzięki temu ten świat jest dużo bardziej skomplikowany, niż w podkolorowanych hollywoodzkich produkcjach. Czytając Henninga Mankella szybko zakwestionujemy popularne wyobrażenie o krajach północy Europy jako miejscu, gdzie wszystko jest już poukładane, a ludziom żyje się dobrze. Tu nic nie jest takie, jak mogłoby się początkowo wydawać. Postacie ze skandynawskich kryminałów również są niejednoznaczne, intrygujące i często kontrowersyjne. Dzięki czemu szybciej się z nimi utożsamiamy i trudno je zapomnieć. Pomyślcie tylko o Lisabeth Salander z „Millenium” czy detektyw Sarah Lund z „The Killing”.
3. Klimat
Dosłownie i w przenośni. Na ponurą atmosferę w twórczości Szwedów, Norwegów, czy Duńczyków składa się nie tylko ponura kryminalna intryga, zmęczeni życiem bohaterowie, wszechobecna psychiczna bądź fizyczna przemoc, ale również... warunki atmosferyczne. Klimat jest surowy, noce polarne i śnieg w ilościach, o których w Polsce możemy tylko pomarzyć. Generalnie ciemno, zimno, przygnębiająco. Nic dziwnego, że obywatelem roku może zostać człowiek, który sumiennie zajmuje się... odśnieżaniem.
4. Przepraszam, kolega nie da rady oddzwonić. Bo... nie żyje
Mimo mroku i ponurych morderstw Skandynawskie kryminały potrafią bawić. Najczęściej to humor czarny jak tamtejsze noce. Żarty często budowane są na obecnych w tej literaturze i filmach kontrastach: Skandynawowie kontra imigranci, temperament północny zestawiony ze zwyczajami ludności napływowej, chłód prosektorium i przekomarzanie się komisarza z lekarzem. Bo sporo też u skandynawskich twórców humoru językowego w świetnie napisanych, żywych i mocnych dialogach. Ten humor to zresztą jedna z niewielu broni w walce z ponurą rzeczywistością.
Kochamy skandynawskie kryminały - wykorzystują znane od lat elementy lecz składają je zupełnie na nowo. Dzięki temu czytelnicy i widzowie mają wrażenie obcowania z czymś znanym, ale podanym w świeży, współczesny i bardzo atrakcyjny sposób. Któregoś z powyższych składników brakuje w naszej rodzimej kinematografii? Może poza polarnymi nocami... Zanim doczekamy filmowej adaptacji „Ziarna prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego, mamy na szczęscie kolejny hit ze Skandynawii.