Małgorzata, Monika i Michał są około trzydziestki, a już pracują w jednym z najlepszych biur architektonicznych na świecie. A na pewno jedynym, prowadzonym przez tak znaną kobietę – Zahę Hadid. Dziś opowiadają nam jak się żyje nad Tamizą, jak intensywnie pracuje się w Londynie, i gdzie warto pójść na piwo.
Kiedyś Polacy pracowali w Londynie na budowie, a Polki bawiły dzieci i sprzątały mieszkania. Zarabiali funty, których przelicznik na złotówki był kosmiczny. Kilka lat pracy w Anglii równały się kupnie mieszkania i samochodu nad Wisłą.
Kiedyś Polacy w Londynie pracowali fizycznie. Zarabiali funty, których przelicznik na złotówki był kosmiczny. Za kilka lat zarobków w Anglii można było kupić mieszkanie i samochód nad Wisłą.
Dziś pieniądze nie są już tak imponujące jak dawniej i może nie da się w kilka lat zarobić na M3, ale za to wiele zyskaliśmy. Jako członkowie UE możemy pracować w swoich wyuczonych zawodach.
Nie boimy się już zamówić kawy w Starbucksie przy Oxford Street. Przeciwnie! Większość z nas świetnie mówi po angielsku. Do Wielkiej Brytanii przyjeżdżamy na kursy i studia, zdobywamy doświadczenie na stażach, zajmujemy coraz lepsze stanowiska pracy.
Małgorzata Kowalczyk, Monika Bilska i Michał Wojtkiewicz ukończyli architekturę na Politechnice Łódzkiej. Ale doświadczenie zawodowe zdobyli w Londynie. Nie mogłam się powstrzymać i zadałam im mnóstwo pytań o projektowanie dla kobiety – legendy.
Maria Kowalczyk: Pracujecie w jednym z najlepszych biur architektonicznych na świecie. Kiedy i gdzie dowiedzieliście się o możliwości projektowania dla Zahy Hadid?
Małgorzata Kowalczyk: Od Moniki, która już pracowała w biurze. Jej zespół szukał praktykantów do robienia makiet. Planowałam zostać przez miesiąc. To było prawie 5 lat temu…
Michał Wojtkiewicz: Nie planowałem pracować w Londynie, a tym bardziej nie przyszła mi do głowy praca w biurze Zahy Hadid. Wszystko wydarzyło się przez serię małych, ale powiązanych ze sobą wydarzeń, które doprowadziły do tego, że w czerwcu mi również upłynie 5 lat od przyjazdu do Londynu.
Monika Bilska: W czasie ostatnich lat na studiach zaczęłam interesować się architekturą parametryczną i mój nauczyciel przekonał mnie, żebym pojechała na rozmowę o pracę do biura Zahy Hadid. Wysłałam CV i zostałam zaproszona na rozmowę o pracę. To było 6,5 roku temu.
Czy macie porównanie jak się pracuje w Waszym a jak w innych biurach, albo chociaż znacie te różnice ze słyszenia?
Małgorzata Kowalczyk: Najwięcej zależy od zespołu, do którego się należy – nawet wewnątrz jednego biura można mieć bardzo rożne doświadczenia.
Monika Bilska: Wydaje mi się, że to, co odróżnia nasze biuro od innych tej skali, to swoboda i niezależność w projektowaniu, a także możliwość rozwijania różnych zdolności. Nasi przełożeni dają nam często wolną rękę i zachęcają do pracy nad różnymi aspektami projektu, co pozwala nam ciągle się rozwijać. Słyszałam od znajomych z innych dużych firm, że ich praca wygląda czasem jak w fabryce – jeśli jesteś w czymś dobry, możesz wykonywać tę samą czynność przez lata...
Jak to jest tworzyć coś dla jedynej światowej sławy kobiety - architekt?
MB: Nie zgadzam się z opinią, że Zaha jest jedyną kobietą, która liczy się na arenie międzynarodowej, ale przyznaję, że jest najbardziej znaną w mediach. Na co dzień praca dla kobiety architekt nie różni się niczym od pracy dla mężczyzny. To, co ja osobiście lubię, to to, że projektujemy biżuterię i ubrania – nie jestem pewna czy projektowalibyśmy ich tak dużo, gdyby naszym szefem był mężczyzna…
Czy praca w tak znanym biurze daje wam szansę zaistnienia w Polsce jako super doświadczonym architektom od „tej” Zahy Hadid?
MB: Prawdą jest, że fakt, że pracowaliśmy u Zahy zawsze wywoła jakąś reakcję na przyszłym pracodawcy, ale może się okazać, że będzie to reakcja negatywna. Wielu polskich architektów nie do końca zgadza się z architekturą, którą tworzymy w ZHA.
Nad czym aktualnie pracujecie i w jakim kraju?
MK: Większość tematów, które podejmuje biuro jest rozsianych po świecie. Jeszcze nie miałam okazji pracować nad projektem w Anglii! Obecnie zajmuję się koncepcją muzeum i biblioteki w Azji południowo-wschodniej.
MW: Pracuję z Gosią nad tym samym projektem.
MB: Ja pracuję nad centrum badawczym w Arabii Saudyjskiej.
Jak wygląda towarzystwo w waszej pracy? Multi-kulti?
MK: Środowisko w pracy jest wielokulturowe - przypomina Wieżę Babel (mamy aż kilkadziesiąt narodowości!). Dzięki takiej różnorodności, każdemu łatwiej jest się odnaleźć w nowym miejscu, nawiązać ciekawe znajomości, co w Londynie bywa trudne.
MW: I co jest dość interesujące, Anglików w biurze pracuje naprawdę niewielu.
Styl.natemat.plto redakcja, która opisuje miejsca, podaje godne polecenia adresy. Czy możecie nam powiedzieć, gdzie najchętniej pijecie kawę, piwo, kupujecie lunch?
MK: W tygodniu kawę kupuję w Goswell Road Coffee, a w weekend w Allpress Espresso, gdzie wypalają ją na miejscu. Według mnie najlepszy lunch można kupić w Modern Pantry. Zawsze świeże i pyszne – mój wybór to bajgiel z łososiem marynowanym w wasabi.
W większość piątków wychodzimy z pracy na piwo do pubu naprzeciwko, albo na lokalny Exmouth Market. Tłum wylewa się na ulicę, jeśli pogoda sprzyja. W każdy weekend odwiedzam inny targ (Broadway Market), gdzie też sprzedają świetną kawę i słodkości. Dziś rano wypróbowałam nowe miejsce w mojej okolicy -Lovage. Oferują świeżo wyciskane soki - z marchwi, słodkiej papryki, jabłek i kalafiora był pyszny!
MB: Ulubiona kawa - Brill; w weekend często chodzimy na lunch do Cooper and Wolf – małej kawiarni obok naszego domu, gdzie serwują przepyszne klopsy z ziemniakami, uwielbiamy tatara i steki w Hawskmoor serwowane z Full Fat Old Fashions. I koreańską kuchnię.
Czy jest coś takiego jak trendy w architekturze? Jakie budynki teraz powstają w Londynie? Jakiś znak charakterystyczny?
MW: Większość obecnie powstającej architektury, to wieżowce i rozbudowy, bądź przebudowy domów jednorodzinnych. Od czasu do czasu, miasto stara się też wypełnić obszary Londynu, które do tej pory uznawane były za drugorzędne wypychając mniej użyteczne i mniej przychodowe funkcje coraz dalej od centrum. Pomimo, że architektura w Londynie może wydawać się szalenie różnorodna, to obowiązują tu dość ściśle określone wymogi dotyczące budynków. Nowa architektura jest tu zwykle dość konserwatywna. Co wielu mogłoby z resztą przypisać całej Anglii.
MB: Powiedziałabym, że jeśli chodzi o duże inwestycje to obowiązuje styl międzynarodowy i niestety można znaleźć w Londynie budynki, które mogłyby stanąć w innych miastach na świecie. Tak jak Michał wspomniał prawo budowlane i wymogi są bardziej zaostrzone i to, co ja osobiście lubię najbardziej, to fakt, że przywiązuje się dużą wagę do ochrony środowiska i oszczędzania energii.
Czy Londyn to miejsce z którym wiążecie przyszłość, czy „przystanek”?
MK: Nigdy nie planowałam życia w Anglii. Wciąż rozważam powrót do kraju. Wielu znajomych, których tutaj poznałam już wyjechała. Taka jest właśnie specyfika Londynu – ciągła rotacja ludzi i wiele imprez pożegnalnych...
MW: Znam zbyt wiele przypadków, u których krótki przystanek zamienił się w 5-letni pobyt, żeby starać się bardzo precyzyjnie określać. Obecnie zbliża się lato i jest tu świetnie!
Dla kogo lub z kim chcielibyście jeszcze pracować?
MK: Wiele dobrych biur ma siedziby w Szwajcarii. Chętnie bym w którymś z nich pracowała, ale nie wiem czy jestem gotowa na przeprowadzkę np. do Bazylei... Chyba nie po mieszkaniu w Londynie!
Podobno młody architekt mówi się o osobie po 40-stce. Czy któreś z was jest już gotowe na start na własnych nogach?
MK: Dla mnie chyba jeszcze za wcześnie, wolę najpierw zdobyć więcej doświadczenia w biurze.
MW: Od jakiegoś czasu zalążek myśli o założeniu swojej pracowni rozwija się gdzieś głęboko we mnie.
MB: Uważam, że potrzeba czasu żeby nauczyć się fachu architekta i zrozumieć, co chce się budować. Jestem pewna, że są architekci tacy jak Zaha, którzy urodzili się wiedząc dokładnie co chcą robić, natomiast ja do nich nie należę. Nie wiem czy jestem gotowa, żeby otworzyć własne biuro ale wiem, że mam dużo własnych pomysłów, które chciałabym zrealizować i nie mogę doczekać się momentu, kiedy będę mogła wcielić je w życie.
Czy pracujecie tylko w biurze czy zabieracie pracę do domu?
MK: Jeśli muszę coś pilnie przygotować, zostaję dłużej w biurze. Wychodząc do domu wolę mieć komfort, że wszystko skończone i mogę odetchnąć.
MW: Zdarza się, że zabieram pracę do domu, choć nie jest to idealna sytuacja, bo uniemożliwia mi poświęcenie większej ilości czasu na inne poboczne projekty, którymi od czasu do czasu się zajmuję.
MB: Ostatnio przez to, że dużo podróżuję i że pracujemy w różnych strefach czasowych zdarza mi się pracować z domu, ale jest to głównie odpowiadanie na maile.
Jakiej muzyki teraz słuchacie? I czy słuchacie czegoś podczas pracy?
MK: Słucham muzyki przez większość czasu w pracy. Dobór zależy od nastroju. Jak każdy, mam fazy na ulubionych artystów i czasem w kółko odtwarzam ten sam album. Ostatnio często sięgam po Chet Faker np. ‘Melt’ with Kilo
MW: A ja z kolei w zeszłym tygodniu wróciłem do polskiego producenta Noona
którego mieszam z Christianem Scottem.
MB: Ja ostatnio namiętnie słucham Sebastien Tellier „Sexuality” i Bacha.