
Trzygodzinna podróż z Krakowa do Warszawy miała być przyjemnością, chwilą oddechu, ukradzionym czasem od codziennej bieganiny. Z zaległym wywiadem prof. Gadacza pod pachą i amerykańskim thrillerem prawniczym na deser wkroczyłam ufnie do bezprzedziałowego wagonu. Na zwykły przedział się nie zdecydowałam, bo gdzieś ostatnio przeczytałam o horrorze podróży z pasażerami gadającymi przez komórki. Długi, otwarty wagon powinien poskromić gadatliwość podróżnych. CZYTAJ WIĘCEJ
Kolenda-Zaleska naiwnie spodziewała się, że wagon bezprzedziałowy powstrzyma podróżujących od rozmów. Co bowiem mogłoby skłonić kogokolwiek do tego, aby narażał się kilkudziesięciu osobom dookoła opowiadając o swoich prywatnych sprawach? Niestety, powodów znalazło się mnóstwo.
Po półtorej godziny nic mnie już nie dziwi, a raczej trwam w osłupieniu, że można tak bezceremonialnie załatwiać swoje prywatne sprawy na forum publicznym, bez jakiegokolwiek zażenowania. Im więcej dzwoniących komórek, tym głosy coraz mocniejsze. Trzeba przecież przekrzyczeć sąsiada. W tym momencie dzwoni mój telefon. Ostentacyjnie wychodzę na korytarzyk, mijając wdzięcznych pasażerów. Nie będę im zakłócać rozmowy. Wracam.
Jednak każdy, kto podróżuje od czasu do czasu pociągiem wie, że tego typu "manifesty" nic nie dają. Jedyne co potrafi pomóc, przynajmniej w zwykłym przedziale, to rozpoczęcie kłótni. Jednak nie każdy ma na nią ochotę i energię, skoro podróż miała być dla nas chwilą wyciszenia. Najprostszą metodą podróżowania polskimi pociągami jest po prostu korzystanie ze słuchawek.