Przez takich jak Krzysztof Daukszewicz na Mazurach powszechnie nie lubi się "warszawiaków i krawaciarzy". Lokalni wędkarze grzmią, że na 30 lat przejął jezioro, nad którym mieszka. Wprowadzono tam zaporowe opłaty, by inni nie mogli łowić.
Daukszewicz uchodzi za warszawiaka, bo choć urodził się w Wichrowie pod Olsztynem i mieszkał w Szczytnie, to teraz najczęściej można go zobaczyć jako komentatora w programie "Szkło Kontaktowe" w TVN24. Od niedawna znany jest też z czegoś innego. W wywiadzie dla "Polska The Times" pochwalił się, że od tego roku na 30 lat został współwłaścicielem jeziora rezerwatu Kośno w gminie Purda (woj. warmińsko-mazurskie).
Nad Kośnem satyryk od dawna pomieszkuje.Lubi opowiadać jak to idzie na "swoje jezioro", zasiada na łódce z bacikiem, a wkoło nikogo: – Bywają więc dni, kiedy na tym jeziorze jestem sam. Spływam wieczorem, księżyc "siedzi w wodzie", wokół latają ptaki, to mam takie wrażenie, jakbym to ja był panem nieba i ziemi.
Teraz już na pewno będzie sam. Stowarzyszenie Ekologiczne Łajs 2000, z którym Daukszewicz jest związany od stycznia przejęło w dzierżawę kilka popularnych w regionie jezior: Łajskie, Purda i Kośno. W tym ostatnim wprowadzono jedne z najwyższych w Polsce stawek za amatorski połów ryb: 1500 zł za sezon (czerwiec, październik) i 2500 zł za kartę VIP.
Lokalni wędkarze już ostrzą na niego haczyki. Pierwszy wygarnął satyrykowi ksiądz Jan Rosłan z Kurii Warmińskiej. – Nowy dzierżawca dąży do tego, aby zewnętrzni wędkarze się tu nie pojawili. Kto zapłaci 1500 zł, jak chciałby powędkować dzień czy dwa? – pisze oburzony ksiądz-wędkarz. Dodaje, że nie można wykupić zezwolenia okresowego na jeden dzień czy tydzień, jak to jest u innych dzierżawców.
Krzysztof Daukszewicz występuje w lokalnej "Gazecie Olsztyńskiej" jako zapalony ekolog, który ratuje przyrodę spustoszoną przez rybaków. Prawo dzierżawy odebrano im z powodu nierealizowania planu zarybień.
Leszcze będą jeszcze
– Nie czuję się oligarchą. Mocno mnie ten wydatek uderzył po kieszeni. Chcemy tylko pozbyć się z jeziora tych klasycznych killerów, którzy każdą rybę wrzucają do worka, nie patrząc na wymiary i okresy ochronne – mówi naTemat Krzysztof Daukszewicz.
Opowiada, że po wyrzuceniu poprzedniego dzierżawcy, jezioro mogło być przejęte przez dzierżawcę ze złą opinią, który pustoszy jezioro rabunkową gospodarką. Dlatego teraz skrzyknął się ze znajomymi i złożyli dość wysoką ofertę Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej.
Stawki za dzierżawę nie są może zawrotne - to kilka tysięcy rocznie. Daukszewicz i stowarzyszenie chcą jednak tam stworzyć wędkarski raj zarybiając jeziora węgorzem, szczupakiem i sandaczem. – Tona narybku węgorza kosztuje ponad 350 tys. zł, stawki za pozwolenia musiały pójść w górę – tłumaczą. Dodatkowo Kośno to rezerwat, gdzie liczba zezwoleń jest limitowana do 70 na rok.
Jednak wielu wędkarzy to nie zadowala. U Piotra Fenickiego, innego znanego w regionie prywatnego zarządcy kilku jezior pozwolenie na sezon kosztuje 100, góra 250 zł. Fenicki twierdzi, że zarybia jeziora i bez drakońskich podwyżek wychodzi na swoje łącząc dochód z połowów i wędkarzy.
Na bezrybiu i NIK ryba
Według Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie na Warmii i Mazurach jest już ponad 60 prywatnych dzierżawców jezior. Każdy z nich wprowadza własny regulamin i stawki za połów. Co oznacza, że wędkarz, albo skazany jest na jedno jezioro, albo u każdego z osobna zostawia sporo gotówki. – Jeziora jako dobra narodowe muszą być dostępne dla każdego, nie tylko dla gości z wypchanym portfelem – uważa Rosłan.
Warmińsko-mazurskie jeziora są pustoszone od lat - wynika z tegorocznego raportu Najwyższej Izby Kontroli. W 2003 roku odławiano prawie 13 kg ryb z hektara rocznie, teraz ledwo 8 kg. Gospodarze już tylko 30 procent dochodów czerpią ze sprzedaży ryb, wolą sprzedawać karty wędkarskie - 11 mln zł przychodu rocznie. Ale łowić nie ma czego. Zarybianie jest drogie, a zasoby dodatkowo wyżerają kormorany.
Warszawskie hordy
Do ostatnich klęsk, które nawiedzają mazurskie jeziora NIK zalicza właścicieli domów letniskowych. Na masową skalę zabudowują brzegi jezior, a w drugiej kolejności stawiają płoty do samej wody. Następnie budują pomosty, i to jak: na 122 skontrolowane wyrywkowo obiekty, 120 zbudowano nielegalnie. Na koniec urządzają plażę zasypując piachem płycizny będące miejscem tarła ryb. W ten sposób nawet smażalnie położone nad jeziorami oferują produkty pochodzące z sieci handlowych, a nie rybackich.