
Wstałem i wyszedłem z newsroomu – taka była moja pierwsze reakcja, gdy otworzyłem załącznik ze zdjęciem, które wysłał mi prof. Romuald Dębski. Można mówić o wstrząsie i szoku, ale tak naprawdę nie ma słów do opisania wrażenia po zobaczeniu niemowląt z poważnymi wadami rozwojowymi. Takimi samymi jak dziecko, które "uratował" prof. Bogdan Chazan. Najdokładniej oddaje to opis medyczny, który podał prof. Dębski na antenie TVN24:
To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku. I będzie umierało dzięki panu profesorowi jeszcze przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca. Będzie umierało, aż w końcu umrze z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko - w związku z tym, że ten dzieciak miał głowę większą niż w ciąży donoszonej - musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces pana prof. Chazana.
Mimo takiej argumentacji, w TVN-ie nie zdecydowano się na publikację zdjęć dzieci z poważnymi wadami wrodzonymi. Jarosław Kuźniar zapowiadając wywiad z prof. Dębskim stwierdził, że miał coś powiedzieć, ale wciąż ma z tyłu głowy te fotografie.
Z drugiej jednak strony, w dyskusji o tym, czy takie materiały powinno się publikować w mediach – niezależnie czy jest to TVN, naTemat, "Gazeta Wyborcza", "Newsweek" czy "Do Rzeczy" – często padał argument, że przeciwnicy aborcji nie mają takich dylematów moralnych. Organizują przecież słynne na całą Polskę wystawy ze zdjęciami szczątków ludzkich po aborcji.
W rozmowie z nami dobitnie przypomina o tym też prof. Dębski. – Tamta strona nie ma dylematu moralnego by pokazywać rozkawałkowane płodu. Nie wiem więc, czy my też powinniśmy mieć taki dylemat – twierdzi ginekolog.
Gdy pytamy o kwestię publikacji takich zdjęć Tomasza Terlikowskiego, który bronił antyaborcyjnych wystaw jako pokazujących zło tego zabiegu, publicysta odpowiada krótko: nie pokazywać.
Przeciw publikacji zdjęć są też inni dziennikarze - choć z zupełnie innych powodów, niż Terlikowski. Nasi rozmówcy jednoznacznie bowiem stwierdzają: to nic nie wniosłoby do debaty o aborcji, a mogło jedynie jej zaszkodzić.
Ale ja bym ich nie publikował. To by było przyjęcie techniki debaty, jaką w pewnym momencie zastosowała strona antyaborcyjna, która publikuje szczątki płodów po zabiegach, przekierowując w ten sposób debatę z argumentów na emocje. A tutaj emocje są jak najmniej wskazane, bo sprawa jest poważna.
Najsztub: Opis lekarza wystarczy
Również Piotr Najsztub, który będąc naczelnym "Przekroju" jako jedyny w mediach zamieścił makabryczne trafionego izraelską rakietą lidera Hezbollahu, nie publikowałby zdjęć dzieci z poważnymi wadami rozwojowymi w kontekście sprawy prof. Chazana. Zaznacza przy tym, że to zupełnie inna kwestia niż uświadamianie brutalności konfliktów zbrojnych.
Rozdzielałbym te dwie rzeczy. Czym innym jest pokazać okrucieństwo wojny. Tutaj bardzo daleko przesunąłbym granice pokazywania, bo to jest w dużej mierze działanie prewencyjne, przeciwko wojnom i konfliktom. Natomiast pokazywanie zdjęcia dziecka czy płodu w dyskusji o sumieniu, nauce, medycynie, nie ma większego sensu i nie ma do tego powodu. Opis medyczny i autorytet lekarza wystarczą w tym przypadku. Taki powód jednak jest, gdy mamy pokazywać wojnę, wstrząsać tymi obrazami, bo wówczas może coś do widzów dotrze.
Psycholog społeczny dr Konrad Maj w swojej ocenie ewentualnej publikacji takich fotografii idzie jeszcze dalej i stwierdza wprost: argumentacja obrońców prof. Chazana nie wytrzymałaby kontrargumentu w postaci zdjęć. Na pewno więc ich pokazanie zwiększyłoby, zdaniem psychologa, grono przeciwników Chazana.
Broniący Chazana ujmują jego zachowanie w piękne słowa, mówią o ochronie życia. Nie mówi się o tym, że to jest wzmacnianie cierpienia dziecka, które i tak nie ma szans na przeżycie. obraz przemawia bardzo mocno, mocniej niż słowa. Ale zawsze w takich sytuacjach, kiedy pojawiają się obrazy, wszystko inne staje się tłem. Przypuszczam, że po takiej publikacji zwolennicy Chazana zaczęliby eksponować inne obrazy i zaczęłaby się walka na emocje i zdjęcia okaleczonych dzieci. Debata nie powinna iść w tym kierunku. Musimy to raczej rozstrzygać na gruncie prawnym, bo cały czas rozmawiamy przecież o tym, czy prof. Chazan złamał prawo czy nie.