
Aż trudno uwierzyć, że ta historia miała miejsce. Dwójka lekarzy przechytrzyła nazistów i przez lata przekonywali ich, że w okolicach Stalowej Woli trwa epidemia tyfusa plamiastego. Dzięki Eugeniuszowi Łazowskiemu i Stanisławowi Matulewiczowi tysiące mieszkańców uniknęło wywózki na przymusowe roboty do Niemiec.
REKLAMA
Czasami zapominamy o tym, co się działo w czasach II Wojny Światowej. Na polskich ziemiach Niemcy bawili się w panów życia i śmierci. Prawie 3 mln Polaków trafiło do obozów pracy, z których często nie wracali. Była to gra niesprawiedliwa, gdzie tylko jedna strona ustalała zasady. Jednak były też osoby, które potrafiły przechytrzyć Niemców. Ich losy powinny stać się kanwą niejednej hollywoodzkiej produkcji. Możliwe, że prędzej czy później o tym usłyszymy, zwłaszcza że Amerykanie odkrywają właśnie dokonania dwójki polskich lekarzy, którzy nabrali niemieckiego okupanta.
Ostatnio na amerykańskim odpowiedniku Wykopu – Redditcie – niezwykłą popularnością cieszy się historia doktora Eugene'a Lazowskiego, a właściwie Eugeniusza Łazowskiego, który w czasie wojny wywołał w Rozwadowie pod Stalową Wolą sztuczną epidemię tyfusa plamiastego. Niemcy przez lata omijali miasto szerokim łukiem, dzięki temu ponad 8 tysięcy osób uniknęło wywózki na roboty do Niemiec.
Życie pod okupacją
W chwili wybuchu wojny Łazowski zdawał egzaminy końcowe na akademii medycznej. Świeżo upieczony lekarz natychmiastowo został wysłany szpitala w Brześciu nad Bugiem, jednak nie zagrzał tam długo miejsca, bo zaraz po przyjeździe brał udział w ewakuacji placówki przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi i sowieckimi. Trafił w ręce armii czerwonej i mógł skończyć jak wielu na Syberii, albo gorzej. Miał jednak to szczęście, że uciekł z transportu i przez Warszawę trafił do Stalowej Woli, gdzie w listopadzie 1939 roku wziął ślub i podjął pracę w miejscowym oddziale Czerwonego Krzyża.
W chwili wybuchu wojny Łazowski zdawał egzaminy końcowe na akademii medycznej. Świeżo upieczony lekarz natychmiastowo został wysłany szpitala w Brześciu nad Bugiem, jednak nie zagrzał tam długo miejsca, bo zaraz po przyjeździe brał udział w ewakuacji placówki przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi i sowieckimi. Trafił w ręce armii czerwonej i mógł skończyć jak wielu na Syberii, albo gorzej. Miał jednak to szczęście, że uciekł z transportu i przez Warszawę trafił do Stalowej Woli, gdzie w listopadzie 1939 roku wziął ślub i podjął pracę w miejscowym oddziale Czerwonego Krzyża.
Przebywając w okolicach Stalowej Woli poznał innego lekarza, Stanisława Matulewicza. Nowy znajomy Łazowskiego podzielił się swoim niebywałym odkryciem – krew osób zakażonych bakterią Proteus OX19, która była zupełnie niegroźna, w testach wygląda identycznie jak u osób zakażonych tyfusem plamistym. Matulewicz ujawnił, że tę metodę przetestował na swoim przyjacielu, który wyszedł na przepustkę z robót przymusowych w Niemczech i za wszelką cenę nie chciał wrócić na pewną śmierć. Okupant się nabrał, przyjaciel uratował, a Łazowski postanowił użyć fałszywej bakterii na szerszą skalę.
Strefa kwarantanny
Podczas gdy jedni chowali się po lasach i prowadzili różne działania dywersyjne, odbijali transporty Polaków wywożonych na zachód, lekarz w inny sposób powstrzymał Niemców. Łazowski postanowił zaszczepić mieszkańców Rozwadowa i okolicznych wsi wynalazkiem Matulewicza. Obaj lekarze mieli ręce pełne roboty szczepiąc różne osoby swoim „tyfusem”. Następnie wysyłali Niemcom próbki krwi, które potwierdzały, że w okolicach trwa epidemia.
Podczas gdy jedni chowali się po lasach i prowadzili różne działania dywersyjne, odbijali transporty Polaków wywożonych na zachód, lekarz w inny sposób powstrzymał Niemców. Łazowski postanowił zaszczepić mieszkańców Rozwadowa i okolicznych wsi wynalazkiem Matulewicza. Obaj lekarze mieli ręce pełne roboty szczepiąc różne osoby swoim „tyfusem”. Następnie wysyłali Niemcom próbki krwi, które potwierdzały, że w okolicach trwa epidemia.
Okupant obawiał się tej choroby. Zwłaszcza epidemii w armii, dlatego za wszelką cenę Niemcy unikali kontaktu z chorymi. Dlatego po badaniach krwi mieszkańców Rozwadowa i okolic ogłosili epidemię i zakazali wjazdu do tego miasteczka. Łazowski i Matulewicz odnieśli sukces, bo brak odwiedzin Niemców oznaczał brak wywózek na roboty przymusowe, a także odroczenie likwidacji getta żydowskiego.
Obrona polskich Żydów wymagała jednak zmodyfikowania tyfusowej taktyki. W przypadku wykrycia u nich tyfusa przymusowi mieszkańcy getta natychmiastowo zostaliby rozstrzelani. Szczepionka ich więc nie ratowała. Dlatego Łazowski wpadł na sposób zanieczyszczenia próbek tak, by odczytanie dokładnych wyników stało się wręcz niemożliwe. Morderczo metodyczni naziści nie wiedzieli jak poradzić sobie z ni to chorymi, ni to zdrowymi nosicielami tyfusa. Łazowski kontrolując sytuację odwiedzał potajemnie miejscowe getto i leczył tych, którzy naprawdę byli chorzy.
Niemcy bali się Stalowej Woli
Dzięki sprytowi i odwadze Łazowskiego wyczuleni na punkcie higieny Niemcy unikali Stalowej Woli. Niestety wszystko co dobre ma i swoje końce. Lekarz cały czas zawyżał liczbę chorych, zamawiając coraz to nowe dostawy leków na tyfus, jednak uwagę okupanta zwróciła w końcu niskiej śmiertelność wśród miejscowych. W końcu Niemcy wysłali do miasta delegację, która miała na własne oczy przekonać się, jak wygląda życie w odciętym od świata ośrodku epidemii.
Niemcy bali się Stalowej Woli
Dzięki sprytowi i odwadze Łazowskiego wyczuleni na punkcie higieny Niemcy unikali Stalowej Woli. Niestety wszystko co dobre ma i swoje końce. Lekarz cały czas zawyżał liczbę chorych, zamawiając coraz to nowe dostawy leków na tyfus, jednak uwagę okupanta zwróciła w końcu niskiej śmiertelność wśród miejscowych. W końcu Niemcy wysłali do miasta delegację, która miała na własne oczy przekonać się, jak wygląda życie w odciętym od świata ośrodku epidemii.
Wiedząc, że oszustwo zostałoby wtedy zdemaskowane Łazowski uznał, że trzeba jakoś temu zapobiec. Najlepiej nie wpuszczając Niemców do Rozwadowa. Tyle, że w odróżnieniu od żołnierzy AK nie chciał stosować przemocy. Zamiast tego lekarz przywitał na obrzeżach miasta delegację chlebem, solą i alkoholem. Udało mu się dzięki temu upić głównego lekarza. Natomiast pozostałych przedstawicieli zaprowadził do mieszkańców, którzy rzeczywiście zachorowali na tyfus i kazał im pobrać próbki krwi. Niemcy się wystraszyli, że mogą się zarazić i to jemu kazali pobrać próbki, co też uczynił. Dzięki temu mógł kontynuować wodzenie za nos okupanta.
Nikt nie wiedział o "sztucznej chorobie"
Doktorowi Łazowskiemu i jego wspólnikowi Stanisławowi Matulewiczowi w jednej z najbardziej śmiałych akcji dezinformacyjnych II wojny światowej pomogła jeszcze jedna rzecz. Obaj lekarze podczas całej swojej wojennej działalności nie poinformowali mieszkańców o tym, że nie są zarażeni tyfusem plamiastym. Dzięki temu wszyscy byli przekonani, że celowo są zarażani chorobą, której panicznie obawiali się Niemcy.
Doktorowi Łazowskiemu i jego wspólnikowi Stanisławowi Matulewiczowi w jednej z najbardziej śmiałych akcji dezinformacyjnych II wojny światowej pomogła jeszcze jedna rzecz. Obaj lekarze podczas całej swojej wojennej działalności nie poinformowali mieszkańców o tym, że nie są zarażeni tyfusem plamiastym. Dzięki temu wszyscy byli przekonani, że celowo są zarażani chorobą, której panicznie obawiali się Niemcy.
Gestapo miało ostatnie zdanie do powiedzenia. Nie udało im się dojść do tego, że Łazowski skutecznie oszukuje ich medyków. Odkryli jednak, że lekarz współpracuje z AK-owską partyzantką i dlatego wysłali za nim nakaz aresztowania. Łazowski musiał salwować się ucieczką do Warszawy, gdzie pozostał do końca wojny.
W 1945 r. lekarz podjął pracę w Instytucie Matki i Dziecka, a trzynaście lat później wyemigrował do USA. Jego wspólnik, dr Matulewicz tymczasem przez Belgię trafił do Zairu (obecnie Kongo), gdzie został znanym rentgenologiem. Nie wiadomo w którym roku zmarł i czy w późniejszych latach utrzymywali ze sobą kontakt. Łazowski, który zmarł w 2006 r., wiele lat później powrócił do Stalowej Woli, by nakręcić film dokumentalny „A Private War”, w którym przedstawił swoją niezwykłą historię.
Pora na film o Łazowskim i Matulewiczu?
Hollywood już zdążył postawić pomnik Oscarowi Schindlerowi, nawróconemu przedsiębiorcy, który uratował życie przeszło tysiąca osób. Nie próbuję tu umniejszać zasług Schindlera, jednak miał on więcej narzędzi do ratowania ludzi przed śmiercią niż Łazowski i Matulewicz. Tymczasem za sprawą niezwykłego sprytu nie dysponująca wielkimi funduszami para polskich lekarzy wyprowadziła w pole niemieckiego okupanta i przez kilka lat za pomocą medycyny wodzili wroga za nos ratując 8 tysięcy Żydów i wielu Polaków przed pewną śmiercią w niemieckich obozach pracy.
Hollywood już zdążył postawić pomnik Oscarowi Schindlerowi, nawróconemu przedsiębiorcy, który uratował życie przeszło tysiąca osób. Nie próbuję tu umniejszać zasług Schindlera, jednak miał on więcej narzędzi do ratowania ludzi przed śmiercią niż Łazowski i Matulewicz. Tymczasem za sprawą niezwykłego sprytu nie dysponująca wielkimi funduszami para polskich lekarzy wyprowadziła w pole niemieckiego okupanta i przez kilka lat za pomocą medycyny wodzili wroga za nos ratując 8 tysięcy Żydów i wielu Polaków przed pewną śmiercią w niemieckich obozach pracy.
Hollywood nie zwykło przepuszczać tak oczywiście filmowych historii.
