Stanisław Gałązka, wieloletni operator planu w TVP, na początku kwietnia popełnił samobójstwo, skacząc z okna wieżowca. Wcześniej został zwolniony z pracy, bo w trakcie ćwiczeń antyterrorystycznych znaleziono w jego szafce materiały wybuchowe. Część pracowników telewizji odpowiedzialnością za tragiczną śmierć Gałązki obarcza władze stacji.
Stanisław Gałązka przez kilkadziesiąt lat był pracownikiem Telewizji Polskiej. - Pracował przy obsłudze planu i dołożono mu zawód pirotechnika, który puszcza dymy, robi wybuchy i tego typu rzeczy - mówi naTemat Marcin Peresada, operator, który pracował z Gałązką między innymi przy programach Olgi Lipińskiej.
Rozmawialiśmy też z innym współpracownikiem telewizji, znanym dziennikarzem. Powiedział nam, że kilka lat temu (czyli kilku prezesów temu) z powodu oszczędności Gałązkę pozbawiono statusu pirotechnika, a mimo to wciąż wymagano od niego wykonywania poprzednich obowiązków. - Pirotechnik ma zapalniki wybuchowe, proch, które powinien trzymać w specjalnej szafce. Jak mu zabrano status pirotechnika, zabrano mu też szafkę. Trzymał więc materiały wybuchowe w swojej szafce prywatnej, pracowniczej - relacjonuje Peresada.
Aż do ćwiczeń antyterrorystycznych, które kilka tygodni temu przeprowadzono w siedzibie TVP przy ul. Woronicza. Wtedy w szafce Gałązki znaleziono materiały wybuchowe i ze względu na to, że nie miał odpowiednich uprawnień, natychmiast zwolniono go dyscyplinarnie. Wymówienie podpisał dyrektor Agencji Produkcji Telewizyjnej.
Kilkanaście dni temu Stanisław Gałązka popełnił samobójstwo skacząc z okna wieżowca.
- Jego śmierć wstrząsnęła nami w sposób niebywały. Jeden z dyrektorów firmy twierdzi teraz, że nakazywał Gałązce usunięcie materiałów wybuchowych przed kontrolą, a ten to wielokrotnie zlekceważył. -Prawda jest jednak taka, że kontrola wewnętrzna nie doprowadziła do tego, że materiały zniknęły. Gałązka jest ofiarą. Bogu ducha winien - mówi proszący o anonimowość pracownik TVP.
Współpracownicy Gałązki zareagowali natychmiast. Pytają, dlaczego zwolniono Gałązkę skoro wszyscy od dawna wiedzieli, że ma materiały wybuchowe i pracuje jako pirotechnik oraz dlaczego przełożeni wcześniej nie doprowadzili do usunięcia niebezpiecznych środków.
Więcej misji, czy więcej pieniędzy? Trudny wybór przed TVP
Dwa dni temu na drzwiach siedziby TVP zawisł "List do uczciwych", który podpisali trzej operatorzy pracujący w telewizji, w tym Marcin Peresada. "Doprowadzenie człowieka do śmierci samobójczej jest zbrodnią na równi z morderstwem i ostatnio tego przestępstwa na naszym koledze na Woronicza dopuścili się przestępcy niszczący TVP od środka" - piszą autorzy. Wzywają też do "wspólnej mobilizacji przeciwko oszustom i przestępcom w celu wypędzenia ich i pociągnięcia do odpowiedzialności".
- List został zdarty. Dziś powiesiłem drugą kopię i też została przed chwilą zdarta, a przez mojego kolegę ponownie zawieszona - mówi nam Peresada.
Na stronie internetowej Związku Zawodowego Pracowników Twórczych TVP "Wizja" wczoraj pojawił się zaś wpis, w którym związkowcy domagają się "wyjaśnienia i wyciągnięcia konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za tragiczną śmierć SP Staszka Gałązki". Piszą, że z "kręgów dyrektorskich" padło stwierdzenie, że Wizja zachowuje się w sprawie Gałązki "jak Kaczyński ze Smoleńskiem".
Co na to władze telewizji? Zapytanie w tej sprawie wysłaliśmy mailem. Biuro prasowe poinformowało, że jutro prześle odpowiedzi. Od Joanny Stempień-Rogalińskiej, rzeczniki prasowej TVP, usłyszeliśmy tylko, że od 1997 roku Gałązka nie był pirotechnikiem, a dyżurnym planu i rzeczywiście został zwolniony po znalezieniu u niego materiałów wybuchowych. - Jest taka zasada, że wszystkie prace i działania z użyciem materiałów niebezpiecznych wykonują firmy zewnętrzne - powiedziała Stempień-Rogalińska.
Chcieliśmy także skontaktować się z Andrzejem Jeziorkiem, przełożonym Gałązki, ale rzeczniczka stwierdziła, że "nie będzie chciał udzielać informacji".
Czekamy więc na dodatkowe informacje w tej sprawie. Sytuacja w TVP jest skomplikowana. Władze firmy od wielu miesięcy są w ostrym konflikcie ze związkami zawodowymi. Z firmy bowiem zwolniono kilkuset pracowników. Po cięciach TVP zatrudnia około 3,5 tysiąca osób, a więc biorąc pod uwagę liczbę kanałów oraz wymagane przez ustawę ośrodki regionalne, niewiele więcej niż telewizje komercyjne.