– Wiemy na co wszyscy czekacie. Przejdźmy do Możejek – kiedy Sławomir Jędrzejczyk, wiceprezes ds. finansowych Orlenu ogłaszał, że jedna z największych polskich inwestycji zagranicznych jest warta tyle co nic, prezes Jacek Krawiec patrzył w papiery i obracał w palcach długopis. Coś tam kreślił. Potem otrzymał kilka SMS-ów, na które nerwowo odpisał.
Trudnio dziwić się emocjom. Właśnie okazało się, że po kolejnym odpisie 4,5 mld zł z wartości, akcje rafinerii w Możejkach na Litwie, za które największa polska firma zapłaciła 2,8 mld dolarów, są wycenione na zero. Spółka musiała ogłosić rekordowo wysoką, w ostatnich latach, stratę 5,2 mld zł. W tym samym momencie akcje Orlenu notowane na giełdzie traciły 3,7 proc. Władze spółki liczą, że analitycy docenią przerwanie błędnego koła, w którym Orlen stale poświęca setki godzin managerów i setki milionów złotych na utrzymywanie nierentownego biznesu.
- Palimy tam pieniądze – mówił o Możejkach Jędrzejczyk, co w biznesowym żargonie oznacza, że rafineria nawet produkując paliwa nie ma szans zarabiać na ich sprzedaży. Podsumowanie inwestycji wygląda druzgocąco. Oprócz zakupu samej firmy Orlen w ciągu 7 lat zainwestował na Litwie 930 mln dolarów, zyskał 600 mln dol (EBITDA). Jest więc na 300-milionowym minusie.
Maszyny stop
Jackowi Krawcowi przypadła trudna rola tego, który zdecydował o zakończeniu fatalnej inwestycji sprzed lat. Bo dziś mniej niż działanie firmy (strata 93 mln dolarów za 2013 rok) kosztuje zamknięcie rafinerii: 20 mln dolarów rocznie plus 5 mln utrzymywanie dobrego stanu technicznego urządzeń. - Jesteśmy w kleszczach. Skończył się rynek sprzedaży paliw w USA, na który produkowały Możejki. Europę zalały produkty z Rosji – tłumaczył Krawiec. – Dziś nie ma chętnych na zakup tej firmy. Jeśli macie kogoś, dajcie nam znać – zwrócił się do dziennikarzy.
Księgowi twierdzą, że wartość nieruchomości, budynków i urządzeń to około 500 mln zł. Właściwie dziś trudno nawet powiedzieć ile można wziąć za rafinerię, do której ropę trzeba dowozić tankowcami z Wenezueli. A następnie z terminalu w Butyndze koleją, płacąc 100 mln dolarów rocznie za przywóz surowca i eksport paliw.
Do tego sami Litwini rzucają kłody pod nogi. Kilka lat temu rozebrali tory krótszej linii kolejowej przez Łotwę do portowego terminalu. Nie chcą się zgodzić na wybudowanie rurociągu. Podobno żądają jeszcze taniej benzyny. Szefowie Orlenu mówiąc o ewentualnym zamknięciu rafinerii dają sygnał, że teraz politycy w Wilnie będą mieli większy problem z bezrobotnymi pracownikami największej firmy regionu.
Tylko w latach 2013-2014 szefowie Orlenu odbyli kilkanaście spotkań dotyczących budowy przez Litwę rurociągu z Możejek do Kłajpedy. Wszystkie na marne. Antypolskie resentymenty uniemożliwiają litewskim politykom podejmowanie sensownych biznesowo decyzji.
Rosja, ropa, polityka
W 2006 roku Możejki należały do amerykańskiej firmy Wiliams, która po skandalu ze wstrzymaniem dostaw ropy rurociągiem Przyjaźń sprzedała rafinerię Jukosowi. Ta firma tez wpadła w tarapaty, bo należała do Michaiła Chodorkowskiego - oligarchy, któremu Kreml wypowiedział wojnę. Około 30 proc. akcji było w rękach litewskiego rządu. Gdy Chodorkowski trafił do więzienia, zagraniczne (nierosyjskie) aktywa Jukosu wystawiono na sprzedaż. Wtedy do polityczno-biznesowej gry wszedł Lech Kaczyński, który uważał, że Rosjanom należy dać prztyczka w nos.
Zakup rafinerii od litewskiego rządu i niepewnych jutra menedżerów Jukosu, można było uznać za bardzo ryzykowne. Był wbrew Rosjanom - głównemu dostawcy surowca.
Ówczesny prezes Orlenu Igor Chalupec uważał, że nam ropy nie zakręcą. Płock i Możejki byłyby znaczącym klientem mogąc kupować 15 proc. rosyjskiej ropy. Przeliczył się. Rosjanie zakręcili kurek z ropą pod pozorem problemów technicznych. Trwają one do dziś. A według ostatnich informacji „rura ma 1300 usterek i nie opłaca się jej remontować”.
Igor Chalupec, dziś prezes Ruchu, wydał nawet książkę pt. Rosja, Ropa, Polityka, czyli o największej inwestycji PKN ORLEN, gdzie tłumaczy się z transakcji. Na taniej książce można ją znaleźć za 14 zł. Streszczając wyjaśnienia: Chalupec ratował Polskę przed zalewem taniego paliwa z Rosji, a gdyby nie inwestycja Orlen przegrałby z rosyjskimi firmami, bo mamy przecież ambicje na stworzenie czempiona o międzynarodowym zasięgu.
Poza Chalupcem nie ma jednak menedżera w branży, który by nie uważał, że nie przepłaciliśmy. - W targach przebiliśmy nawet Kazachów z KazMunajGazu uchodzących za frajerów, którzy za każdy biznes w Europie przepłacają dwukrotnie – mówi jeden z menedżerów śledzących wówczas wydarzenia. Co zabawne, bank Nomura, który ostatnio poszukiwał kupca na Możejki, trafił również na Kazachów. Ci tylko pokręcili przecząco głowami.
Główne cele strategii PKN Orlen
1. Średnioroczna EBITDA wg LIFO w okresie 2014-2017 na poziomie 5,1 mld zł
2. Realizacja średniorocznych nakładów inwestycyjnych na poziomie 4,1 mld zł
3. Wzrost wydobycia węglowodorów do poziomu 6 mln boe rocznie w 2017 roku
4. Utrzymanie dźwigni finansowej poniżej 30%
5.Konsekwentny wzrost poziomu dywidendy przypadającej na akcję
Gorzkiego smaku przegranej nie osłodzą nawet bardzo dobre wyniki sprzedaży paliw w Polsce. Szefom Orlenu pozostaje dziś zapewniać, że fatalna inwestycja nie odbija się na cenach benzyny. W najbliższych 4 latach Orlen ma wypracowywać co roku 5 mld zysku brutto. - To będzie źródło naszej siły finansowej w kolejnych latach – zapowiedział Jacek Krawiec.
Gdy rozpoczynaliśmy prace nad transakcją, była pierwsza połowa 2005 r., zbliżały się wybory, nikt nie wiedział, w którą stronę potoczy się polska polityka. Po wyborach politycy zwycięskiej koalicji z dużą nieufnością podeszli do planów inwestycyjnych Orlenu. Szczęśliwie udało nam się niektórych z nich, szczególnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do tego przekonać