Rosyjski wywiad za Władimira Putina stał się niezwykle aktywny
Rosyjski wywiad za Władimira Putina stał się niezwykle aktywny Fot: Shutterstock.com

Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że rosyjski wywiad należy do najbardziej aktywnych na świecie. W Francji właśnie ujawniono, że macki szpiegów Władimira Putina sięgają dosłownie wszędzie. Ujawniane są nie tylko tajemnice państwowe, polityczne, czy militarne, ale także handlowe, co pomaga rosyjskim spółkom wygrywać liczne przetargi. To nic dziwnego - kiedyś KGB miało swoich ludzi nawet... na szczycie brytyjskiego kontrwywiadu.

REKLAMA
Rosyjski wywiad w tej chwili jest jednym z najlepszych na świecie. Ma znakomicie rozbudowaną siatkę wywiadowczą, zresztą kto wie, czy przypadkiem nie macie do czynienia z nią na co dzień. Nie ma co się jednak dziwić, że rosyjski wywiad jest tak aktywny, skoro prezydentem Rosji jest były szpieg Władimir Putin. Ujawnienie francuskiej siatki to doskonała okazja by przyjrzeć się najbardziej spektakularnym dokonaniom rosyjskiego wywiadu.

Piątka z Cambridge

Piątka dla rosyjskiego wywiadu. Dzięki swym działaniom Rosjanie (a właściwie Związek Radziecki) przez długie lata mieli dostęp do wielu tajnych akt brytyjskich. Nazwa „Piątka z Cambridge” bierze się stąd, że utworzono ją przez pięciu absolwentów tej renomowanej uczelni. Działali oni od lat trzydziestych do pięćdziesiątych i szpiegowali na rzecz Związku Radzieckiego. Znana jest tożsamość czterech tych szpiegów: Kim Philby, Donald Maclean, Guy Burgess i Anthony Blunt.
Największym sukcesem siatki założonej przez wywiad Związku Radzieckiego był fakt, że wielu z nich zaszło daleko w brytyjskiej administracji. Dla przykładu Philby był przez lata czołowym brytyjskim agentem, by później trafić do MI6, a konkretnie Sekcji V Tajnej Służby Wywiadowczej, która zajmuje się... zwalczaniem szpiegów. Później, dzięki temu, Philby zaczął też kierować brytyjskim kontrwywiadem, który przecież służy właśnie zwalczaniu działalności obcych agentów na terytorium swojego kraju. Bardziej przewrotnego sukcesu Rosjanie nie mogli osiągnąć.
Dzięki temu Philby nie tylko miał dostęp do wielu cennych źródeł informacji, ale także pomagał zacierać ślady po swoich towarzyszach. – Moim zdaniem nikt nie przebije „Piątki z Cambridge”. To był majstersztyk rosyjskiego wywiadu. Do dzisiaj są to przykłady, które podaje się na szkoleniach – mówi dr Tomasz Aleksandrowicz, ekspert ds. bezpieczeństwa z Collegium Civitas.
Sam fakt pozyskiwania agentów na uczelniach nie jest żadną nowością. Rosyjski wywiad bardzo często wybiera takie miejsca do złapania przyszłych szpiegów. To dlatego, że kształcą się tam osoby, które w przyszłości mogą mieć spory wpływ na politykę danego kraju. Najczęściej, czytamy na "Le Nouvelle Observateur", Rosjanie wybierają potencjalnych szpiegów spośród tych, którzy ideologicznie ich popierają. Dlatego wdrażanie ich w rosyjską agenturę od najmłodszych lat, jak w przypadku m.in. Philby'ego, może przynieść pozytywne efekty. Dodajmy, że członkowie "Piątki z Cambridge" uciekli przed ujawnieniem do Związku Radzieckiego.

Julius i Ethel Rosenbergowie

Małżeństwo szpiegów. Byli zamieszani w przekazywanie Związkowi Radzieckiemu informacji dotyczących amerykańskich planów nuklearnych. Dzięki temu można przypuszczać, że Rosjanie mogli stworzyć swoją własną wersję bomby nuklearnej. Zresztą niedługo po zdetonowaniu pierwszego radzieckiego ładunku atomowego rozpoczął się proces Rosenbergów o szpiegostwo.
Małżeństwo zbudowało wokół siebie całą sieć szpiegowską. Wśród ich agentów był naukowiec Klaus Fuchs, który pracował przy projekcie Manhattan, czy Ethel David Greengrass, który pracował w elektrowni atomowej. Po ujawnieniu Rosenbergów Amerykański wymiar sprawiedliwości skazał ich na karę śmierci. Wyrok został wykonany.

Robert Hanssen

Inny agent rosyjski wart zapamiętania to Robert Hanssen. Po schwytaniu go w 2001 roku uznano, że jego działalność to „największa katastrofa szpiegowska w historii USA”. Agent nie zdążył uciec za granicę i od 2001 roku odsiaduje dożywocie, za 22-letnią działalność szpiegowską na rzecz Związku Radzieckiego i Rosji.
W przypadku Hanssena podejrzewa się, że do współpracy przekonały go pieniądze. – Zawsze pozyskuje się agenta na tak zwanej podstawie – mówi nam dr Aleksandrowicz. – Są to albo kwestie ideologiczne, jak w przypadku piątki z Cambridge. Jednak czasami do współpracy zachęca się za pomocą rzeczy materialnych, bądź zwykłym szantażem - wyjaśnia specjalista.
Hanssen był agentem FBI, który rozpoczął współpracę z Rosjanami w 1979 roku. Za szpiegowanie na rzecz rosyjskiego wywiadu otrzymał ponad 1,4 milionów dolarów. Co zabawne, w pewnym momencie FBI zleciło Hanssenowi zadanie... rozpracowania kreta w szeregach FBI, którym tak naprawdę był on sam. Rosyjski agent udawał przy tym gorliwego Katolika, by nie wzbudzać podejrzeń, ale po jakimś czasie wyszło na jaw, że regularnie odwiedza kluby ze striptizem i nagrywa stosunki seksualne z żoną, by pokazywać je znajomym.

Sprawa Anny Chapman

Cztery lata temu deportowano aż 10 rosyjskich szpiegów z USA. Najbardziej znaną w tej grupie była Anna Chapman, która była w Stanach tzw. "nielegałem". To znaczy, że funkcjonowała tam korzystając z fałszywej tożsamości.
– Budowanie agentury wpływu to standardowe metody wywiadu. Rosjanie zawsze to robili i zawsze robili to bardzo dobrze – tłumaczy nam dr Aleksandrowicz. Dlatego też nie trzeba się dziwić, że Rosjanom udało się zbudować taką siatkę nielegałów, których celem było pozyskiwanie cennych informacji wywiadowczych. Choć w tym wypadku nie wiadomo, czy Rosjanom udało się zdobyć cenne informacje. Jednak za sam sukces można uznać nawet stworzenie takiej sieci agentów.

Francuscy łącznicy

Ostatnio na blogu „The XX Committee” opisano, jak daleko sięgnęły macki rosyjskiego wywiwadu we Francji.
Jeden z pracowników rosyjskiej ambasady okazał się na tyle skutecznym agentem, że dostarczone przez niego dane pozwalały Rosji nie tylko prowadzić grę polityczną z Francją, ale także wpływać na jej gospodarkę. Według francuskiego "Le Nouvel Observateur" rosyjscy agenci są wszędzie, a Francja zdaje się nie wiele z tym faktem robić.
– Nie demonizujmy, że kraj jest kontrolowany przez obcy wywiad. Jednak z punktu widzenia Francji jest to olbrzymie zagrożenie, jeśli obca siła próbuje zdobyć kontrolę – komentuje dr Aleksandrowicz.
Wszystko dzięki działalności niejakiego pułkownika Ilyushina z ambasady rosyjskiej. Jego informatorami byli dziennikarze blisko władzy, czy biznesmeni. Swoich ludzi pozyskiwał w następujący sposób: zapraszał na kolację do drogiej restauracji, potem przekazywał drogi prezent, a na koniec zdradzał „tajne” informacje o ruchach Rosji. Zdobywał zaufanie informatorów, a następnie proponował współpracę.
Pułkownik Ilyushin również wpływał na „pożytecznych idiotów” wśród polityków, karmiąc ich informacjami, które następnie przedstawiali jako swoje opinie. Dzięki takim akcjom nie tylko wywierano nacisk na francuską opinię publiczną, ale także rosyjskie firmy potrafiły wygrywać przetargi z firmami francuskimi, bo znały szczegóły ich oferty. Sam pułkownik ostatecznie został zdemaskowany, po czym powrócił do Rosji, gdzie otrzymał awans na stopień generała.