"Chodzę na rozmowy kwalifikacyjne, bo lubię". Mają pracę, nie chcą jej zmieniać, ale robią to dla sportu
"Chodzę na rozmowy kwalifikacyjne, bo lubię". Mają pracę, nie chcą jej zmieniać, ale robią to dla sportu Fot. Shutterstock
Reklama.
Pracę na ogół zmieniamy, kiedy aktualnej mamy już dość albo ją straciliśmy i potrzebujemy zatrudnienia "na już", żeby nie stracić płynności finansowej. Mając ambitne zajęcie, satysfakcjonujące zarobki i wyrozumiałego szefa, nie tracimy czasu na rozmowy kwalifikacyjne i chwilowo wypadamy z obiegu. Są jednak tacy, którzy mimo wszystko odpowiadają na zachęty ze strony head-hunterów i wnikliwie przeszukują aktualne oferty zatrudnienia.
Jedną z takich osób jest 28-letnia Marzena z Warszawy, która stanowczo zaznacza, że nie zdradzi, jak się nazywa i gdzie aktualnie pracuje. Powód jest prosty: nie chce, aby jej przełożeni dowiedzieli się, że regularnie uczestniczy w procesach rekrutacyjnych konkurencji, chociaż nie zamierza zmieniać pracy. Na pytanie o liczbę odbytych rozmów rekrutacyjnych, odpowiada, że było ich już tyle, iż nie jest w stanie tego zliczyć. Sama określa siebie mianem "rekrutersa".
Marzena, rekruters

Miałam dwie rozmowy dzień po dniu w dwóch różnych firmach. Okazało się, że rekrutacje prowadzi jedna firma HR, więc dwukrotnie spotkałam się z tą samą osobą. Scena trochę jak filmu "Dzień świstaka", ale nie było żadnych nawiązań i aluzji do tego, że już wczoraj to przerabialiśmy

Takich pracowników jak Marzena jest więcej. Szczególnie wśród osób na początku zawodowej kariery. – Są to głównie osoby młode, ponieważ starsze osoby pracujące bardzo długo u jednego pracodawcy są zbyt lojalne, aby w ogóle chodzić na rozmowy do innych pracodawców – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.pl Urszula Zając-Pałdyna, HR Business Partner w Grupie Pracuj S.A.
Perspektywa kandydata
Po co szukać pracy, jak się jej nie chce? – Żeby być przygotowanym do ważnej rozmowy, kiedy faktycznie będę chciała zmienić pracę – mówi Marzena. To oczywisty powód. Pół żartem, pół serio dodaje, że lubi to uczucie, kiedy pokonuje kolejne etapy rekrutacji i okazuje się lepsza od innych.
Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że w przypadku niepowiedzenia może przeanalizować odbytą rozmowę i wyciągnąć wnioski na przyszłość. – Zawsze może się tak zdarzyć, że dostanę lepsze warunki niż mam obecnie – mówi. Marzena zwraca również uwagę, że łatwiej negocjuje się warunki pracy "jak nie masz noża na gardle". O tym samym mówią specjaliści od zatrudnienia. – Zupełnie inaczej rozmawia się z wartościowym pracownikiem, który ma inną ofertę pracy – wyjaśnia Zając-Pałdyna z Pracuj.pl.
Kolejnym powodem, dla którego kandydaci uczestniczą w rozmowach kwalifikacyjnych jest chęć uzyskania u obecnego pracodawcy podwyżki czy też awansu. – Znając ofertę konkurencji taka osoba zdobywa argument do negocjacji ze swoim obecnym przełożonym – wyjaśnia w rozmowie z naTemat, Krzysztof Bernatowicz, ekspert HR i coach biznesu.
Dla jeszcze innych to forma zdobycia doświadczenia i wiedzy z zakresu... HR. Serwis pracuj.pl opisuje przypadek biznesmena, który prowadzi swoją firmę. Pomimo że powodzi mu się w interesach, chodzi na rozmowy kwalifikacyjne, aby być zorientowanym w aktualnych wymaganiach na rynku pracy. Jak przekonuje, pomaga mu to później przy rekrutowaniu pracowników do jego zespołu.
Perspektywa pracodawcy
Czy przedstawiciel pracodawcy jest w stanie wyczuć, że kandydat udał się jedynie na "trening"? Bernatowicz twierdzi, że bardziej doświadczeni HR-wcy są w stanie to poznać. – Zależy to również od samego kandydata, ponieważ jeśli jego poziom motywacji na spotkaniu będzie duży, to nie będzie widać tego, że przyszedł na rozmowę dla sportu – wyjaśnia ekspert.
Specjalista z Pracuj.pl zaznacza, że kandydat może w czasie rozmowy ujawnić, że "coś jest nie tak". Przykład? – Rekrutowany przekonuje, że motorem napędowym dla niego jest chęć rozwoju, a obecny pracodawca tego nie zapewnia. Natomiast na koniec rekruter dostaje informację, że pracodawca przekonał go do pozostania na stanowisku wyższym wynagrodzeniem – wyjaśnia Zając-Pałdyna.
Z treningu na zawody
Jeśli chodzenie na rozmowy rekrutersi uważają za sport, to należy go zaliczyć go kategorii ekstremalnych. Wiąże się to z ryzykiem, że obecny szef dowie się o naszym hobby i może się mu się nie spodobać. W najgorszym przypadku zwolni takiego pracownika.
Osoby rekrutujące tworzą czasami tzw. „czarne listy” kandydatów, którzy nie powinni być zapraszani na rozmowy. – Warto zwrócić na to uwagę, ponieważ firma, w której prowadzimy rozmowy być może nie dziś, ale za jakiś czas może być tą wymarzoną – zaznacza Zając-Pałdyna.
Marzena, rekruters

Można trenować, ale z głową. Chodzenie wszędzie może skończyć się tym, że spalimy sobie mosty (odmawiając każdemu zatrudnienia), a także u siebie, gdy ktoś się dowie o naszym "hobby". Czemu szef ma ci ufać i dać np. podwyżkę, skoro chodzisz wszędzie i opowiadasz na czym polega twoja praca?

Warto również pamiętać, że niespodziewanie jeden z naszych "treningów", może się nagle okazać "zawodami". – To, co radzę kandydatom, którzy chcą zorientować się co w branży piszczy, to przede wszystkim otwartość na ewentualną zmianę pracy, jeśli rzeczywiście oferta okaże się bezkonkurencyjna – zachęca rozmówczyni naTemat.
Zając-Pałdyna tłumaczy, że najważniejsza jest uczciwość wobec osób rekrutujących. – Wystarczy przecież powiedzieć, że chcemy zorientować się w branży i szukamy lepszej oferty – rekruter będzie miał na uwadze, że musi na przykład przebić ofertę obecnego pracodawcy i konkurencji – podkreśla.
Spróbuj, a nie pożałujesz
Fachowcy z HR-u wyjaśniają, że doświadczenie z rozmów przydaje się głównie osobom, które są zamknięte w sobie, mają problem z komunikacją i poprzez doświadczenie mogą „oswoić” sytuację rekrutacyjną. – W mojej opinii warto raz na jakiś czas wybrać się na rozmowę, aby nie „wypaść z obiegu” – mówi Zając-Pałdyna. Zaznacza jednak, że "traktowanie rekrutacji jako sportu jest nieetyczne".
Urszula Zając-Pałdyna, HR Business Partner, Grupa Pracuj S.A.

Do każdej rozmowy kwalifikacyjnej należy przystąpić z założeniem, że może ona doprowadzić do zmiany miejsca pracy, a nie tylko traktować ją jako „trening”

Ważne, aby rezygnując z propozycji pracy nigdy nie dać po sobie znać, że spotkanie odbywało się "dla sportu". Najlepiej wykazać ubolewanie z powodu odrzucenia oferty i podkreślić, że w innych okolicznościach praca byłaby wymarzona, ale … (i tu podaj podajemy powód – jeszcze lepsza oferta zatrudnienia, nowy interesujący projekt w obecnej firmie bądź względy rodzinne).
– Nie masz wyrzutów sumienia? Nie jednej osobie mogłaś odebrałaś szansę na pracę? – pytam. Po chwili milczenia Marzena uśmiecha się i mówi: "Zabrzmi to egoistycznie, ale skoro byłam lepsza, to znaczy, że te osoby nie zasługiwały na to, aby je zatrudnić". Dodaje, że nie ma moralnego kaca i zawsze znajdą się osoby bardziej kompetentne od niej. Dziewczyna podkreśla, że nie myśli o tym udając się na kolejną rozmowę.
Marzena z pozycji zawodowego rekrutersa poleca sprawdzania się na rozmowach kwalifikacyjnych od czasu do czasu, nawet jeśli nie planujemy zmieniać pracy. – Czasem dopiero one uświadamia nam, ile jesteśmy warci jako pracownik.