– Zacznijmy od przypuszczenia, że każdy jest bohaterem – mówił niedawno w rozmowie z naTemat psycholog prof. Philip Zimbardo. To przypuszczenie może być jednak mylne, bo na przeszkodzie działań naszego wewnętrznego bohatera często staje strach i przekonanie, że w niebezpiecznej sytuacji zareaguje ktoś inny. Tak, jak miało to miejsce w warszawskim autobusie, w którym doszło do bójki między Polakami i Ukraińcami. Nikt nie zareagował. Nikt nie zadzwonił na policję.
Nagranie z tego wydarzenia krąży w internecie. Trwa około pięciu minut i zaczyna się już w trakcie ostrej wymiany zdań i szarpaniny, trudno więc stwierdzić, kto jest agresorem. Widać jednak wyraźnie, że mimo, iż w pewnej chwili owa szarpanina zaczyna wyglądać poważnie, pasażerowie nie reagują. Widać, że są zaniepokojeni, jednak nikt nie próbuje interweniować. Komentujący zajście internauci podzielili się na tych, którzy zdecydowanie potępili bierność pasażerów i społeczną znieczulicę i tych, którzy uznali, że nie ma o czym mówić, bo takie sytuacje często zdarzają się w „nocnych” i lepiej się do tego nie mieszać.
– Moglibyśmy zadać sobie pytanie, jak powinno wyglądać modelowe zachowanie w takiej sytuacji, kiedy mamy czwórkę agresorów. W tym autobusie byli nieznani sobie ludzie, cały przekrój społeczeństwa – kobiety, mężczyźni, ludzie starsi. Psychologowie i inni badacze ciągle szukają odpowiedzi na to, dlaczego reakcji nie ma i zastanawiają się, jaka ona powinna być – mówi socjolog Joanna Śmigielska.
W tłumie raźniej nic nie robić Jednego wzoru zachowania nie ma, bo przed interwencją powstrzymuje nas obawa o własne bezpieczeństwo i strach przed tym, co się może wydarzyć. W dodatku w tłumie zawsze występuje rozproszenie odpowiedzialności – każdy sądzi, że zareaguje ktoś inny.
Dodaje, że w tej konkretnej sytuacji, w jakiej znaleźli się pasażerowie autobusu, odpowiedzialność przenieśli na kierowcę, traktując go niczym kapitana statku. W tym czasie przeprowadzali kalkulację, czy i w którym momencie zareagować, znając ewentualne skutki zbyt pospiesznej reakcji.
A kierowca, jak zapewnia rzecznik ZTM Igor Krajnow, zachował się tak, jak powinien.
Internauci zarzucali bierność zarówno kierowcy, jak i pasażerom. Joanna Śmigielska podkreśla, że łatwo jest ferować wyroki nie będąc świadkiem wydarzenia, tylko znając je z krótkiego nagrania, a psycholog Tomasz Łysakowski dodaje, że o znieczulicy mówić tu nie można, bo nikomu nie stała się krzywda.
Ciekawostka etnograficzna – Częściej reagujemy widząc, że komuś dzieje się krzywda – wtedy mamy poczucie obowiązku zareagowania, pomocy, odzywa się w nas sumienie, natomiast kiedy widzimy, że kilka osób ma konflikt, który nas nie dotyczy, wolimy się nie mieszać – zwłaszcza, jeśli nie identyfikujemy się z żadną z zamieszanych w niego osób – wyjaśnia.
Dodaje, że w tego typu awanturze między czwórką mężczyzn, kiedy w zasadzie nikomu nie dzieje się krzywda, ludzie wprawdzie czują się niekomfortowo, ale – jak autor nagrania – traktują tę sytuację na zasadzie ciekawostki etnograficznej, którą lepiej jednak obserwować z daleka.
– W tej sytuacji nikt nie dzwoni po policję, bo boi się narazić którejś ze stron awantury, a interwencja może skończyć się tym, że ta osoba, która zareagowała, sama oberwie. Prawdopodobnie świadkowie nie reagowali, bo w sprawie pewną rolę odegrał alkohol, mogło więc zadziałać myślenie na zasadzie „sami są sobie winny”. W dodatku, z punktu widzenia pasażera nocnego autobusu może się okazać, że nie jest to znowu taka egzotyczna sytuacja – dodaje psycholog.
Tyle tylko, że im częściej jesteśmy biernymi świadkami takich wydarzeń, tym mniej "egzotyczne" się stają. A to może prowadzić do całkowitej obojętności na przemoc.
Ludzie zastanawiają się, jak i kiedy zareagować, jednocześnie starając się racjonalnie kalkulować – czy przypadkiem sami nie oberwą, jeśli zareagują, czy ta agresja nie zwróci się przeciwko nim. Wahanie, czy interweniować, jest dość zrozumiałe – media epatują nas informacjami o tym, jak takie interwencje często się kończą dla tych, którzy postanowili zareagować. Ludzie myślą: czy agresor ma nóż, a może gaz, a może jest pod wpływem alkoholu, narkotyków albo dopalaczy?
Igor Krajnow, rzecznik ZTM
Zdarzenie miało miejsce 15 sierpnia o godzinie 20:00 w autobusie nr 509 na przystanku Stacja Krwiodawstwa 01 w kierunku Gocławia. Kierowca zareagował zgodnie z procedurami – zawiadomił dyspozytora oraz zadzwonił na policję, w ciągu 9 minut przyjechały trzy radiowozy. Wszyscy uczestnicy tej bójki zostali zatrzymani przez policję. Wszystkie procedury zostały dopełnione.