
- Nawet gdyby PO udało się w 2015 roku, rzutem na taśmę, wygrać wybory, to z całą pewnością nowo wyłoniony rząd nie dotrwałby do końca kadencji - przewiduje były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Poseł podkreśla, że Donald Tusk uczynił z PO partię wodzowską, co po jego odejściu do Brukseli silnie odbije się na Platformie. - Wpadną w coś, co nazwałbym kryzysem przywództwa. Nie widzę tam osoby, która mogłaby być zwornikiem partii - dodaje Gowin w "Bez autoryzacji".
REKLAMA
Eksperci i publicyści przewidują, że po odejściu Tuska do Brukseli w PO zacznie się wojna. O wpływy, stanowiska, przez co miałoby dojść do podziału czy nawet rozpadu partii. Pan jako były polityk Platformy widzi jej przyszłość w tak czarnych barwach?
Jarosław Gowin: Do wyborów samorządowych nic gwałtownego wewnątrz partii się nie wydarzy, bo wszystko będzie jeszcze pod kontrolą Donalda Tuska. Potem natomiast rozpocznie się już kampania prezydencka i to może ponownie PO, na chwilę, scalić. Ale na dłuższą metę – czyli najbliższy rok, dwa lata – rzeczywiście nie widzę osoby, która mogłaby odegrać rolę zwornika tego ugrupowania. Tusk stworzył partię wodzowską i spodziewam się, że w ciągu roku, do dwóch lat poskutkuje to dużą dekompozycją partii pozbawionej wodza.
Rozpad?
Tego nie przewiduję. Z prostego powodu: dzisiaj partie finansowane z budżetu to wielkie przedsiębiorstwa. Z biurami, etatami i tak dalej – to trzyma minimalną, wewnętrzną spójność PO. Platforma wpadnie w coś, co nazwałbym kryzysem przywództwa. Zjawisko to uważam za nieuniknione i nawet gdyby PO udało się w 2015 roku, rzutem na taśmę, wygrać wybory, to z całą pewnością nowo wyłoniony rząd nie dotrwałby do końca kadencji.
A nie jest tak, że Donald Tusk wszystko to już poukładał, żeby w 2020 roku zdobyć fotel prezydenta i umocnić PO? Wszak do Brukseli nie odchodzi na emeryturę.
Z całą pewnością Tusk nie zamierza traktować szefostwa Rady Europejskiej jako końca kariery politycznej. Wiemy od dłuższego czasu, że on i jego zaplecze przygotowują się właśnie do takiego scenariusza: 5 lat w Brukseli, a potem wybory prezydenckie.
I pan uważa to za scenariusz korzystny dla Polski?
Krytycznie oceniam sposób, w jaki Tusk wywiązywał się z obowiązków premiera, bo zmarnował ogromną szansę jako było powtórne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, nie zdobył się na odwagę reformowania Polski. Ale jako Polak cieszę się, że mój rodak objął tak prestiżowe stanowisko i trzymam za Donalda Tuska kciuki, by nie zabrakło mu odwagi do reformowania Unii Europejskie. Bo UE jest dzisiaj ociężałą, biurokratyczną machiną, która przegrywa rywalizację już nie tylko z USA, ale też wieloma krajami Azji czy Ameryki Południowej. Musi zostać odchudzona, odbiurokratyzowana, stać się mniej rozrzutna. Liczę tutaj na współpracę Tuska z Cameronem, którego poparcie przesądziło o wyborze Polaka. Brytyjczycy będą zainteresowani deregulowaniem Unii, a leży to także w polskim interesie.
Niektórzy mówią o „awansie” Tuska jako kamieniu milowym polskiej polityki, dzięki któremu scena polityczna się odbetonuje, wejdą na nią młodzi. Spodziewa się Pan aż takiej rewolucji?
Nie mam wątpliwości, że to koniec pewnej epoki w polskiej polityce, ale podobnie jak inni – nie potrafię określić, co z tego się wyłoni. Mogę tylko powiedzieć, że sam będę robił wszystko co w mojej mocy, by w 2015 roku wybory wygrała zjednoczona prawica.
Wierzy Pan w wygraną prawicy, PiS? Ta ostatnia partia pokazała w ostatnim czasie, że nie potrafi wykorzystywać nawet gigantycznych afer i wpadek rządu – vide afera taśmowa.
Jesteśmy w stanie wygrać wybory i to w skali umożliwiającej samodzielne rządzenie. Przestrzegałbym jednak przed wszelkim triumfalizmem, bo to nie będą łatwe wybory. Istnieje mnóstwo grup interesów, którym zależy na utrzymaniu status quo. Czeka nas ciężka praca programowa, należy też sięgnąć po zupełnie nowe postaci i generalnie zwrócić się w stronę nowych twarzy w polityce.
Czy to oznacza, że na wybory w 2015 roku zobaczymy na prawicy kogoś naprawdę nowego?
Mam taką nadzieję. Wiem, że Jarosław Kaczyński też myśli o takich osobach. Liczę na to, że opór aparatu partyjnego, naturalny w sytuacji gdy pojawia się ktoś nowy, nie zablokuje tych zmian.
