
Wykradzione zdjęcia celebrytek to gorący news tego tygodnia. Domyślam się, że "naga Jennifer Lawrence" to od wczoraj najczęściej wyszukiwane hasło w Google. Wszyscy oglądają, przesyłają, ściągają. Ludzie, co z wami nie tak? Nie widzieliście nigdy nagich piersi?
REKLAMA
JLaw potwierdziła oficjalnie prawdziwość fotografii, ale też zapowiedziała, że będzie ścigała każdego, kto udostępni je dalej. Ale internet nie zapomina. Coś raz wrzucone, nie ginie nigdy i ściganie tych wszystkich ludzi to jak szukanie igły w stogu siana. Zapewne Lawrence o tym wie, jednak stała się twarzą (albo może piersiami?) skandalu, więc stara się robić co może. Jej wizerunek bowiem zdobi tysiące tekstów o tym przykrym wydarzeniu, jej zdjęć upublicznionych jest najwięcej i to ona podawana jest jako główny przykład.
Jak takiego typu wpadki i skandale zmieniają wizerunek gwiazdy, można zobaczyć na prostym przykładzie: Jennifer parę dni temu - niesamowicie zdolna aktorka, zdobywczyni Oskara i Złotego Globu, dziewczyna z sąsiedztwa, a jednocześnie kobieta z klasą. Jennifer teraz - prężąca się ze swoim iPhonem przed lustrem półnaga celebrytka. Wepchnięta do jednego worka lub ustawiona w tym samym szeregu z Kim Kardashian.
Dobrze, zrobiła sobie te zdjęcia. Może wysyłała je swojemu partnerowi albo on jej je zrobił. Może zostały one automatycznie zsynchronizowane w chmurze. Może miała włączoną taką opcję i nawet nie zauważyła. A może chciała mieć je po prostu zapisane. Zapewne nie myślała o konsekwencjach i nie sądziła, że tak to się skończy. Mówicie, że sama jest sobie winna, ale gdyby podobna sytuacja zdarzyła się z waszymi zdjęciami, bylibyście załamani i postulowalibyście: "Przecież to moja prywatna sprawa, czy robię sobie nagie fotki i komu je wysyłam". Bo w takich zdjęciach nie ma nic złego, dopóki nie trafią w niepożądane ręce. A te od JLaw trafiły. I te ręce, przekazują je następnym, które podają je dalej i dalej.
Potępiać nie będę tutaj teraz osoby, która wykradła fotografie i wrzuciła je na 4chana, bo to paskudne świństwo i przestępstwo, szkoda mi tutaj nawet najcięższych słów. Ale wiecie, co jest najgorsze? To, że ludzie wystukują w wyszukiwarce "nagie zdjęcia gwiazd iCloud", "goła Lawrence", przeszukują Reddit, Digg, imgurl i portale plotkarskie, aby dostać się do nich i je obejrzeć, przesłać znajomym, wrzucić link, zapisać na komputer. Ekscytują się. Po co? Dwa pytania: "Nie widzieliście nigdy nagiej kobiety?" i "Czym naprawdę różnią się piersi Jennifer Lawrence od innych piersi na świecie?".
W komentarzach o wycieku zdjęć ludzie piszą: "To straszne naruszenie prywatności", a potem sami przyłączają się do tego naruszania, pytając: "Ej, ale gdzie można obejrzeć te zdjęcia?" i przetrzepują internet. Ludzie, co z wami nie tak?
Chcesz więcej STYLU? Polub nas na Facebooku!
